Название: Mesjasz Diuny
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: Kroniki Diuny
isbn: 9788381887540
isbn:
– O co chodzi, Faroku?
– Mój syn jest zmęczony i musi się już położyć – rzekł Scytale. – Chodź. Wyjdziemy od tyłu.
– Tak miło nam się gawędziło – powiedziała. – Chyba przekonałam go, że warto mieć tleilaxańskie oczy. Byłby znów mężczyzną.
– Albo raz mu to mówiłem? – Scytale pociągnął ją w głąb domu.
Głos – zauważył z dumą – idealnie pasował do wyglądu. Bez wątpienia należał do starego Fremena, który w tej chwili był już martwy.
Scytale westchnął. Wszystko zostało załatwione ze współczuciem, a ofiary z pewnością wiedziały, że ryzykują życie. Teraz trzeba dać szansę dziewczynie.
W chwili narodzin imperiom bynajmniej nie brakuje celów. Dopiero gdy okrzepną, miejsce utraconych idei zajmują jałowe ceremonie.
– ze Słów Muad’Diba pióra księżnej Irulany
Alia zdała sobie sprawę, że nie będzie to udane posiedzenie Rady Imperialnej. Awantura wisiała w powietrzu – Irulana unikała Chani wzrokiem, Stilgar nerwowo przekładał papiery, a Paul spoglądał wilkiem na kwizara Korbę.
Alia usiadła na końcu złotego stołu konferencyjnego, skąd mogła zerkać w mętnawe światło popołudnia za drzwiami balkonowymi.
Korba, któremu swym wejściem przerwała rozmowę z Paulem, podjął wątek:
– Chodzi mi o to, mój panie, że nie ma już tylu bogów co kiedyś.
Alia parsknęła śmiechem, odrzucając do tyłu głowę. Kaptur czarnej aby spadł jej na plecy. Ukazała się w całej krasie – błękitne w błękicie „przyprawowe oczy”, owalna po matce twarz oraz kaskada włosów barwy miedzi, mały nos, szerokie i pełne usta.
Policzki Korby były niemal koloru jego pomarańczowej szaty. Niczym rozsierdzony gnom, łysy i kipiący złością, spiorunował Alię wzrokiem.
– Wiesz, co mówią o twoim bracie? – wywarczał.
– Wiem, co mówią o twoim kwizaracie – odcięła się. – Nie jesteście bożymi sługami, lecz bożymi szpiclami.
Korba spojrzał na Paula, szukając wsparcia.
– Wyruszyliśmy z nakazu Muad’Diba, aby poznał On prawdę o Swoich ludach, a Jego ludy poznały prawdę o Nim.
– Szpicle – orzekła Alia.
Fremen zasznurował usta w pełnym urazy milczeniu.
Paul popatrzył na siostrę, nie rozumiejąc, po co ta drażni Korbę. Nagle dotarło do niego, że z Alii zrobiła się kobieta, piękna świeżością niewinnej młodości. Dziwił się sobie, że zauważył to dopiero teraz. Piętnasto-, prawie szesnastolatka, matka wielebna niemająca potomstwa, dziewicza kapłanka, obiekt pełnego bojaźni uwielbienia zabobonnych tłumów – Alia od Noża.
– Nie pora to ani miejsce na harce twojej siostry – powiedziała Irulana.
Nie zwracając na nią uwagi, Paul kiwnął głową Korbie.
– Plac pełen jest pielgrzymów. Wyjdź i odpraw modły.
– Ale oni oczekują ciebie, mój panie.
– Załóż turban – poradził mu Paul. – Nie poznają z tej odległości.
Choć poirytowana faktem, że się ją lekceważy, Irulana obserwowała spokojnie, jak Korba posłusznie wstaje i wychodzi. Nagle przyszła jej do głowy niemiła myśl, że być może Edryk nie jest w stanie ukryć jej poczynań przed Alią. „Co tak naprawdę wiemy o jego siostrze?” – zastanawiała się.
Mocno splótłszy dłonie na podołku, Chani wpatrywała się ponad stołem w swego wuja Stilgara, sekretarza stanu. Czy stary fremeński naib w ogóle tęsknił za prostszym życiem swojej pustynnej siczy? Zauważyła, że czarne włosy zaczynają mu siwieć na skroniach, ale oczy pod bujnymi brwiami jak dawniej widziały daleko. Nadal miał orle spojrzenie człowieka pustyni, a na brodzie odcisk od wodowodu – ślad życia w filtraku.
Wytrącony z równowagi jej zainteresowaniem, Stilgar rozejrzał się po sali zebrań rady. Zatrzymał wzrok na drzwiach balkonowych, na stojącym na zewnątrz Korbie. Fremen unosił rozpostarte ramiona w geście błogosławieństwa, podczas gdy gra promieni słonecznych położyła czerwoną aureolę na szybie za jego plecami. Przez chwilę Stilgar oglądał postać nadwornego kwizara ukrzyżowaną w ognistym kole. Korba opuścił ręce i złudzenie zniknęło, lecz Stilgar nie mógł się otrząsnąć. Z rosnącą irytacją wracał myślami do pokornych suplikantów czekających w sali audiencyjnej, do nienawistnego przepychu otaczającego tron Muad’Diba.
„Towarzysząc Imperatorowi, ma się nadzieję, że zawiedzie, że popełni błąd” – pomyślał. Czuł, że to bluźnierstwo, jednak nie potrafił mu się oprzeć.
Odległy gwar wpadł do sali wraz z powrotem Korby. Drzwi balkonowe klasnęły za Fremenem na uszczelkach, gasząc odgłosy tłumu.
Paul nie odrywał wzroku od kwizara. Korba z ogniem fanatyzmu w oczach, z ekstazą na śniadej twarzy zasiadł na lewicy Atrydy. Napawał się chwilą religijnej władzy.
– Przywołałem świętego ducha – rzekł.
– Panu niech będą dzięki! – zakpiła Alia.
Korbie zbielały wargi.
Paul utkwił wzrok w siostrze, ponownie zastanawiając się nad jej pobudkami. „Ukrywa przewrotność pod maską niewinności” – powiedział sobie. Była pokłosiem tego samego co on planu eugenicznego Bene Gesserit. Co zrobił z niej genotyp Kwisatz Haderach? Do tego jeszcze ta jej tajemnicza odmienność: jako zarodek w łonie przeżyła z matką działanie trucizny surowej wody stworzyciela. Matka i nienarodzona córka zostały jednocześnie matkami wielebnymi. Ale jednoczesność nie oznacza tożsamości.
O tym przeżyciu Alia mówiła, że w jednej strasznej chwili przebudziła się, mając świadomość, iż jej pamięć wsysa niezliczone istnienia, które przyswajała matka. „Stałam się moją matką i wszystkimi innymi – powiedziała. – Nieukształtowana, nienarodzona, tam i wtedy stałam się dorosłą kobietą”.
Wyczuwszy, że o niej myśli, Alia uśmiechnęła się do niego. Rysy mu złagodniały. „Przecież Korba sam się wystawia na kpiny – pomyślał. – Czy może być coś śmieszniejszego od komandosa śmierci w roli kapłana?”
Stilgar poklepał swoje papiery.
– Za pozwoleniem Jego Imperatorskiej Mości, mam tu niecierpiące zwłoki sprawy.
– Traktat tupilski? – spytał Paul.
– Gildia upiera się, że musimy podpisać traktat, nie znając dokładnego położenia unii tupilskiej – powiedział Stilgar. – Mają niejakie poparcie przedstawicieli Landsraadu.
– Jakie środki nacisku zastosowano? – zapytała Irulana.
СКАЧАТЬ