Mesjasz Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mesjasz Diuny - Frank Herbert страница 13

Название: Mesjasz Diuny

Автор: Frank Herbert

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: Kroniki Diuny

isbn: 9788381887540

isbn:

СКАЧАТЬ i mówili: „Tam jest jego dusza”. I tak został nazwany Muad’Dibem. Nic nie rozumiałem z tego wszystkiego. – Opuścił rękę i spojrzał na drugą stronę dziedzińca, na swego syna. – Miałem pustkę w głowie. Myślałem tylko sercem, żołądkiem i lędźwiami.

      Ponownie wzrosło tempo towarzyszącej im muzyki.

      – Wiesz, dlaczego wziąłem udział w dżihadzie? – Spojrzenie starczych oczu przeszyło Scytale’a. – Usłyszałem, że jest coś, co nazywają morzem. Strasznie trudno uwierzyć w morze, gdy się żyje jedynie wśród naszych wydm. Nie mamy tu mórz. Mieszkańcy Diuny nigdy nie widzieli morza. Mieliśmy oddzielacze wiatru. Gromadziliśmy wodę z myślą o wielkiej przemianie, którą obiecał nam Liet-Kynes… tej przemianie, która się dokonuje za skinieniem ręki Muad’Diba. Mogłem sobie wyobrazić kanat, wodę płynącą rowem na otwartym terenie. Opierając się na tym, mogłem oczami duszy zobaczyć rzekę. Ale morze? – Wpatrzył się w półprzezroczysty dach nad dziedzińcem, jakby próbował przeniknąć spojrzeniem wszechświat. – Morze – powiedział cicho – przekraczało możliwości mojej wyobraźni. Jednak ludzie, których znałem, mówili, że widzieli ten cud. Sądziłem, że kłamią, ale musiałem się o tym przekonać osobiście. Zaciągnąłem się właśnie z tego powodu.

      Chłopak dobył głośny końcowy akord i rozpoczął nową pieśń o dziwnie falującym rytmie.

      – Znalazłeś swoje morze? – zapytał Scytale.

      Miał wrażenie, że stary go nie usłyszał. Dźwięki balisety wznosiły się i opadały niczym morskie pływy. Farok oddychał w rytm muzyki.

      – O zachodzie słońca – rzekł po chwili. – Jakiś dawny artysta mógłby namalować taki zachód słońca. Czerwień o barwie mojej butelki. Złoto… błękit. Planetę nazywają Enfeil, poprowadziłem tam mój legion do zwycięstwa. Pokonaliśmy górską przełęcz, na której powietrze było opite wodą. Ledwie mogłem oddychać. I nagle w dole zobaczyłem to, o czym opowiadali mi przyjaciele: wodę jak okiem sięgnąć. Zeszliśmy na dół, na sam brzeg. Wszedłem w wodę po pas, napiłem się. Była gorzka i zrobiło mi się niedobrze. Ale cudowność morza pozostała we mnie na zawsze.

      Scytale przyłapał się na tym, że dzieli podziw starego Fremena.

      – Zagłębiłem się w morzu. – Farok spuścił wzrok na wodne zwierzęta na posadzce. – Jeden człowiek zanurzył się w wodzie… inny się z niej wynurzył. Czułem, że mogę przypomnieć sobie przeszłość, jakiej nie było. Popatrzyłem wokół oczami, które były otwarte na wszystko… dosłownie na wszystko. Zobaczyłem w wodzie trupa: jednego z zabitych przez nas obrońców. Na falach nieopodal unosiła się kłoda, wielki kawał drewna. Zamykam teraz oczy i widzę tę kłodę. Na jednym końcu poczerniała od ognia. W wodzie był jeszcze czyjś mundur: nieledwie żółty łachman… podarty, brudny. Popatrzyłem na te wszystkie rzeczy i zrozumiałem, dlaczego się znalazły w tym miejscu. Żebym je zobaczył. – Powoli obrócił głowę i spojrzał Scytale’owi prosto w oczy. – Wszechświat jest niedokończony, wiesz?

      „Jest gadatliwy, ale niegłupi” – stwierdził maskaradnik.

      – Widzę, że zrobiło to na tobie ogromne wrażenie – rzekł.

      – Jesteś Tleilaxaninem – powiedział Farok. – Widziałeś wiele mórz. Ja tylko to jedno, ale wiem o morzach coś, czego ty nie wiesz.

      Z jakiegoś powodu Scytale poczuł się dziwnie nieswojo.

      – W morzu narodziła się Matka Chaosu – oświadczył Fremen. – Ociekając wodą, wyszedłem na brzeg tuż koło kwizara tawfida. Nie wchodził do morza. Stał na piasku… na mokrym piasku… w grupie moich żołnierzy, równie wystraszonych jak on. Przyglądał mi się oczami, które wiedziały, że poznałem coś, co jemu nie było dane. Stałem się morskim stworzeniem i napędziłem mu strachu. Morze wyleczyło mnie z dżihadu, a on, jak sądzę, to zobaczył.

      Scytale uświadomił sobie, że w trakcie tej opowieści ucichła muzyka. Nie dawało mu spokoju, że nie potrafi wskazać chwili zamilknięcia balisety.

      Jak gdyby to miało związek z tym, co powiedział, Fremen dodał:

      – Każda brama jest pod strażą. Nie ma wejścia do twierdzy Imperatora.

      – W tym jej słabość – rzekł maskaradnik.

      Prostując szyję, Farok popatrzył na niego.

      – Jest wejście – wyjaśnił Scytale. – Fakt, że większość ludzi – łącznie, miejmy nadzieję, z Imperatorem – jest odmiennego zdania… działa na naszą korzyść.

      Potarł wargi, odczuwając obcość przybranej twarzy. Milczenie muzyka niepokoiło go. Czyżby syn Faroka skończył już nadawać? Tak się to, rzecz jasna, odbyło: skondensowaną wiadomość przesłano w muzyce. Dystrans tkwiący w jego korze nadnerczy miał w odpowiedniej chwili wyzwolić przekaz odciśnięty w układzie nerwowym. Z końcem muzykowania Scytale stał się zasobnikiem nieznanych treści. Naczyniem, do którego wpompowano dane: wszystkie ogniwa spisku na Arrakis, imiona i hasła kontaktowe – wszelkie niezbędne informacje.

      Z tymi informacjami mogli się porwać na Arrakis, złowić czerwia, założyć uprawę melanżu gdzieś, gdzie nie sięga jurysdykcja Muad’Diba. Złamać Muad’Diba razem z jego monopolem. Wiele mogli dzięki nim zdziałać.

      – Mamy tu tę kobietę – powiedział Farok. – Chcesz ją zobaczyć?

      – Widziałem ją – odparł Scytale. – Dokładnie jej się przyjrzałem. Gdzie ona jest?

      Starzec pstryknął palcami.

      Chłopak ujął rebab i pociągnął smyczkiem. Struny zakwiliły semucką muzyką. Z wejścia za plecami muzyka, jak gdyby zwabiona przez dźwięki, wyłoniła się dziewczyna w niebieskiej szacie. Narkotyczne otępienie zamgliło jej oczy błękitu ibada. Uzależniona od przyprawy Fremenka w szponach nałogu obcoświatowców. Jej zatopiona w semucie świadomość zatraciła się gdzieś, odpłynąwszy z falą muzycznej ekstazy.

      – Córka Otejma – powiedział Farok. – Syn dał jej narkotyk w nadziei, że mimo swej ślepoty zdobędzie jedną z naszych. Jak widzisz, nie cieszy się wygraną. Zabrała ją semuta.

      – Jej ojciec nic nie wie? – zapytał Scytale.

      – Nawet ona sama nic nie wie – odparł Fremen. – Mój syn preparuje jej wspomnienia, którymi dziewczyna tłumaczy sobie te spotkania. Jej się wydaje, że jest w nim zakochana. Jej rodzina w to wierzy. Są oburzeni, gdyż mój syn nie jest w pełni mężczyzną, ale rzecz jasna, nie będą się wtrącać.

      Zamarły ostatnie echa muzyki.

      Na skinienie chłopaka dziewczyna usiadła przy nim i pochyliła się, a on szeptał jej do ucha.

      – Co z nią zrobisz? – zapytał Farok.

      Scytale ponownie obrzucił spojrzeniem dziedziniec.

      – Kto jeszcze jest w domu? – spytał.

      – Wszyscy są tutaj – rzekł Fremen. – Nie odpowiedziałeś, co zrobisz z kobietą. Mój syn chciałby to wiedzieć.

      Jak gdyby chcąc podkreślić odpowiedź, Scytale СКАЧАТЬ