Komediantka. Władysław Stanisław Reymont
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Komediantka - Władysław Stanisław Reymont страница 7

Название: Komediantka

Автор: Władysław Stanisław Reymont

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ czarną kawę i koniak.

      Orłowski wypił szybko kawę i wychodząc pocałował Jankę w głowę i mruknął coś niezrozumiale.

      Zostali sami.

      Janka patrzyła w okno; Grzesikiewicz czerwony, rozstrojony, dziwny, zaczął coś mówić i popijał kawę małymi łykami, wreszcie wypił ją od razu, filiżankę odsunął, że się aż przewróciła wraz ze spodkiem na stół.

      Janka roześmiała się z tej gwałtowności i z miny, z jaką się tłómaczył.

      – Niech się pani nie dziwi, ale w takiej chwili człowiekby lampę połknął, nie zauważywszy…

      – Trudnoby było – odpowiedziała, i znowu ją śmiech pusty i bezmyślny zatrząsł.

      – Pani się ze mnie śmieje? – zapytał, patrząc jej niespokojnie w oczy.

      – Nie, tylko tak mi komiczną wydawała się myśl połknięcia lampy.

      Milczeli. Janka skubała abażur, a Grzesikiewicz szarpał rękawiczki i bezmyślnie, odruchowo przygryzał sobie wąsy; wzruszenie dławiło go po prostu.

      – Ciężko mi… okropnie mi ciężko!… – zaczął, podnosząc na nią oczy błagalnie.

      – Dlaczego? – zapytała krótko i wymijająco.

      – No, bo… bo… Jak Boga kocham, nie wytrzymam już dłużej!… Nie, już nie mogę się dłużej męczyć, powiem po prostu: kocham panią i proszę o jej rękę —zawołał głośno, i aż odetchnął z ulgi ogromnej, ale uderzył się w czoło i, biorąc rękę Janki, zaczął znowu:

      – Kocham panią dawno, bałem się pani mówić o tem, i teraz także nie umiem się wygadać, nie umiem tak określić i wypowiedzieć, jakbym chciał… Kocham panią i błagam, bądź moją żoną…

      Pocałował ją gorąco w rękę i patrzył się w nią swojemi niebieskiemi, poczciwemi oczyma, z których buchało ślepe przywiązanie i miłość szczera i głęboka. Usta drżały mu nerwowo i bladość pokryła twarz.

      Janka podniosła się z krzesła i, patrząc mu prosto w oczy, odpowiedziała wolno i po cichu:

      – Nie kocham pana.

      Zdenerwowanie gdzieś zniknęło; wiedziała, że ta chwila oczekiwania już się zaczęła, więc była gotową. Spokojne zdeterminowanie przeglądało w jej oczach chłodno patrzących.

      Grzesikiewicz odsunął się gwałtownie, jakby go kto uderzył silnie w piersi, ale powrócił na miejsce i nie rozumiejąc jeszcze znaczenia słów usłyszanych, mówił drżącym głosem:

      – Panno Janino… bądź pani moją żoną… Kocham panią!…

      – Nie kocham pana… nie mogę przeto za pana wyjść… nie pójdę wcale za mąż!… – odpowiedziała tym samym głosem, ale przy ostatnim wyrazie głos jej zadrgał jakimś akcentem litości dla niego.

      – Jezus, Marya! – wykrzyknął Grzesikiewicz, chwytając się za głowę. – Co pani powiedziała?… Co to jest?!… Pani nie pójdzie za mąż!… nie chce pani być moją żoną!?… Pani mnie nie kocha!…

      Ukląkł raptownie przed nią, schwycił ją za ręce, i, okrywając je pocałunkami, prawie przez łzy strachu gorączkowego, zaczął ją błagać tak silnie, tak pokornie, tak mu głos drżał łkaniem miłości ogromnej, że chwilami zatrzymywał się, aby zaczerpnąć powietrza i zebrać myśli.

      – Nie kocha mnie pani?… Pokocha mnie pani. Przysięgam, że ja i matka moja i ojciec będziemy jej niewolnikami… Poczekam wreszcie… Niech pani powie, że za rok… za dwa… za pięć… będę czekać. Przysięgam pani, będę czekać!… Ale niech mi pani nie mówi, że nie!… Na miłość Boską, niech mi pani nie mówi tego, bo się wścieknę z rozpaczy! Jakto?… nie kocha mnie pani!… ale ja panią kocham… my wszyscy panią kochamy… my nie potrafimy już żyć bez pani!… nie… Ojciec mi powiedział, że… że… a tutaj!… Jezus Marya! ja się wścieknę!… Co pani robi ze mną!… co pani robi!…

      Porwał się z ziemi i chwytając się za głowę rozczochraną, krzyczał prawie z bolu.

      Janka miała łzy w oczach i żal się jej robiło; ta jego szczera i taka prosta rozpacz, objawiająca się tak targająco, podziałała na nią dziwnie.

      Była chwila, w której poczuła we własnem sercu te łzy jego i rozpacz – i jakaś sympatya litosna targała ją, że już odruchowo podać mu chciała ręce i powiedzieć, że będzie jego żoną, – ale to trwało krótko.

      Stała znowu ze łzami rozczulenia w oczach, ale z obojętnością w sercu i patrzyła się zimno.

      – Panno Janino, błagam o odpowiedź!… Niech pani pomyśli, że odmową zabija pani mnie, matkę moją, ojca, wszystkich…

      – Wolałbyś pan, żebym ja się zabiła dla wszystkich! – odpowiedziała chłodno i usiadła z powrotem.

      – A!!… – wyrwało mu się z gardła i odchylił głowę nieco w tył, jakby z obawy, że sufit runie natychmiast.

      Machinalnie zerwał rękawiczki z rąk, podarł, a raczej poszarpał je i rzucił na podłogę, zapiął surdut na wszystkie guziki, a wreszcie siląc się na spokój, powiedział:

      – Żegnam panią… ale… że zawsze… że wszędzie… że nigdy… – szepnął z trudem, pochylił głowę i szedł ku drzwiom.

      – Panie Andrzeju!… – zawołała silnie.

      Grzesikiewicz odwrócił się ode drzwi z jakimś błyskiem nadziei w oczach.

      – Panie Andrzeju – mówiła prosząco – nie kocham pana, ale go szanuję… nie mogę wyjść za pana, nie mogę… ale zawsze… będę o panu wspominać, jak o człowieku szlachetnym. Pan mnie rozumie, iż to byłoby podłością iść za człowieka niekochanego… Pan się brzydzi obłudą i kłamstwem – i ja go nienawidzę. Przebaczy mi pan, ale ja sama cierpię… sama także nie jestem szczęśliwą… o nie!…

      – Panno Janino… gdybyś tylko… gdybyś…

      Spojrzała na niego tak boleśnie, że zamilkł i wyszedł wolno.

      Janka siedziała jeszcze, patrząc na drzwi, któremi wyszedł – i jeszcze miała w mózgu dźwięki jego słów, gdy wszedł do pokoju Orłowski.

      Spotkał się z Grzesikiewiczem na schodach i z jego twarzy dowiedział się o wszystkiem.

      Janka aż krzyknęła ze strachu, tak ojciec zmienił się strasznie. Twarz miał brudno-siną, oczy wysadzone, głowa mu się trzęsła jakimiś poprzecznymi ruchami.

      Usiadł przy stole i cichym, przyduszonym głosem zapytał:

      – Co powiedziałaś Grzesikiewiczowi?

      – To, co mówiłam ojcu wczoraj, że go nie kocham i nie pójdę za niego – odpowiedziała śmiało, ale się zlękła tej cichości i pozornego spokoju, z jakim ojciec przemawiał:

СКАЧАТЬ