Название: Komediantka
Автор: Władysław Stanisław Reymont
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– To tak jest na świecie! – myślała, idąc do teatru i zdawało się jej, że już przejrzała, że życie niewiele może mieć dla niej niespodzianek i goryczy, ponieważ już tyle doświadczyła.
Spotkała Sowińską pod werandą – i zaraz, jak tylko mogła najuprzejmiej, prosiła ją, czy nie wie o jakim pokoju do wynajęcia przy familii, bo zrozumiała, że w hotelu z wielu względów mieszkać nie może.
– A to się dobrze składa!… Jeżeli pani zechcesz, to u nas jest pokój. Możemy go pani odstąpić z całodziennem utrzymaniem, niedrogo. Pokoik ładny, na dole, okna na południe, z osobnem wejściem z przedpokoju…
Umówiły się o cenę. Janka powiedziała, że może zapłacić za miesiąc z góry.
– Zgoda! Będzie pani u nas cicho, bo córka nie ma dzieci… Chodźmy go obejrzeć.
– To już chyba po próbie; a jeśli pani nie ma czasu czekać, to niech mi pani zostawi adres… ja trafię.
Sowińska dała jej adres i poszła.
Jance wręczono nuty i już brała udział w próbie, śpiewając z nich.
Nikt ją nikomu nie przedstawiał, ale zwróciła uwagę wszystkich, bo Kaczkowska chciała, żeby Halt poszedł z nią do fortepianu akompaniować.
– Daj mi pani spokój! nie mam czasu! – odpowiedział.
– Jeżeli pani chce, to możebym ja akompaniowała, jeśli z nut?… – zaproponowała jej Janka.
Kaczkowska pociągnęła ją żywo do owego gabinetu z fortepianem i coś z godzinę mordowała; ale całe towarzystwo zainteresowało się bardzo chórzystką, umiejącą grać na fortepianie.
Później Cabińska rozmawiała z nią dosyć długo i prosiła, żeby przyszła do nich do mieszkania, jutro, po próbie i pożegnała ją życzliwie.
Janka z teatru poszła prosto do Sowińskiej, oglądać mieszkanie.
IV
„Dyrekcya ma zaszczyt prosić Sz. Artystki i Sz. Artystów Towarzystwa, jakoteż skład orkiestry i członków chórów, o przybycie do lokalu zarządu w dniu 6 b. m. po przedstawieniu, na herbatkę i koleżeńską pogawędkę”. Dyrektor Tow. Artystów Dramatycznych (podpisano), Jan w Oleju Cabiński.
– Co?… dobrze tak będzie, Pepa?… pytał dyrektor, przeczytawszy żonie, mozolnie i z mnogiemi przekreśleniami napisane zaproszenie.
– Bogdan! cicho, bo nie słyszę, co ojciec czyta,
– Mamusiu, Edek wziął mi rolę!
– Tatku, Bogdan powiedział, że ja jestem głupi caban!
– Cicho! Jezus, Marya! z temi dziećmi!… Przycisz-że je Pepa.
– Niech mi tatko da dychę, to będę cicho.
– I mnie! i mnie!
Cabiński ścisnął pod stołem szpicrutę i czekał; skoro tylko dzieci zbliżyły się na pewną odległość, skoczył i zaczął je okładać, gdzie trafił.
Podniósł się pisk i wrzask; drzwi się z łoskotem otwierały i młodzi dyrektorowicze z krzykiem zjeżdżali na dół, po poręczach schodów.
Cabiński spokojnie czytał po raz drugi zaproszenie żonie, siedzącej w drugim pokoju.
– Na którą godzinę prosisz?
– Po przedstawieniu, napisałem.
– Trzeba poprosić kogo z recenzentów, ale to już osobne listy, albo ustnie prosić.
– Ja nie mam już czasu, a trzeba porządnie napisać.
– Zawołaj kogo z chóru, niech napisze.
– Ba! strzeli mi jakiego byka, jak ten Karol w przeszłym roku; wstyd miałem później… A może ty Pepa napiszesz?… masz ładny charakter.
– Nie, nie wypada, żebym ja, dyrektorowa i kobieta, pisywała do obcych mężczyzn. Mówiłam tej… jakże się nazywa ta, coś ją zaangażował do chórów?…
– Orłowska.
– Otóż mówiłam jej, aby przyszła dzisiaj. Podoba mi się dziewczyna; coś ma takiego w twarzy, co pociąga. Kaczkowska mówiła, że doskonale gra na fortepianie, więc przyszła mi myśl…
– No, to niech ona napisze; gra na fortepianie, to i pisać pewnie umie.
– Nie tylko to, ale ja myślę, że mogłaby Jadzię uczyć grać…
– A wiesz, że to pomysł!… bo możnaby to policzyć razem z przyszłą gażą…
– Ileż jej płacisz – zapytała, zapalając papierosa.
– Jeszczem się nie umówił… ale tyle, co i innym – powiedział, uśmiechając się dziwnie.
– To znaczy, że…
– Że… bardzo wiele, bardzo wiele… w przyszłości.
– Ha! ha! ha!
Zaczęli się śmiać oboje i zamilkli.
– Jasiu, cóż projektujesz na kolacyę?
– Jeszcze nie wiem… Rozmówię się dopiero w restauracyi. Jakoś to się tam urządzi…
Cabióski przepisywał na czysto zaproszenie a Pepa paliła papierosa, bujając się na fotelu biegunowym. Po chwili rzuciła niedbale:
– Jasiu!… czyś ty nie zauważył nic w grze Majkowskiej?
– Nic… że trochę spazmuje na scenie, to już jej styl.
– Trochę?… ona epilepsyi dostaje; aż przykro patrzeć, jak się wykrzywia i rzuca na scenie. Mówił mi redaktor, że prasa zwróciła na to uwagę.
– Bój się Boga, Pepa! Najlepszą aktorkę z towarzystwa chcesz wygryźć?… Zjadłaś Nicoletę, a była bardzo lubianą i miała swoją galeryę.
– No i tobie się ogromnie podobała; wiem coś o tem.
– Mógłbym ci wymówić choćby tego redaktora, ale że lubię przedewszystkiem spokój…
– Co ci do tego! wtrącam się, jak ty z chórzystkami włóczysz się po gabinetach, co?…
– Ale i ja się ciebie nie pytam, co robisz?… Po co, zresztą, mamy się kłócić?… Tylko Majkowskiej ruszyć nie dam!… Tobie idzie o intrygę, a mnie o byt, przecież dobrze wiesz, że takiej pary bohaterskiej, jak Mela i Topolski, niema nigdzie na prowincyi, niema może i w warszawskim teatrze. Naprawdę, to oni jedni trzymają wszystko!… Melę chcesz wysadzić?… ależ ona ma sympatyę u publiczności, СКАЧАТЬ