Krzyżacy. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Генрик Сенкевич страница 50

Название: Krzyżacy

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ poszukać.

      – Uczyńcie obławę, bo niedźwiedzi nie brak, a jeśli myśliwskiego sprzętu chcecie, to damy.

      – Gdzie mi tam czekać! Pójdę na noc pod barcie871.

      – Weźcie z pięciu naroczników872. Są między nimi chłopy sprawne.

      – Nie będę kupą chodził, bo jeszcze mi zwierza spłoszą.

      – To jakże? Z kuszą pójdziecie?

      – A co bym z kuszą w boru po ciemku zrobił? Miesiąc873 teraz przecie nie świeci. Wezmę widły z zadziorami, topór dobry i pójdę jutro sam.

      Jagienka umilkła na chwilę, po czym w twarzy jej odbił się niepokój.

      – Poszedł od nas łońskiego roku874 – rzekła – myśliwiec Bezduch i niedźwiedź go rozdarł. Zawsze to jest nieprzezpieczna875 rzecz, bo on, jak samego człowieka w nocy uwidzi, a tym bardziej przy barciach, to zaraz na zadnie876 łapy staje.

      – Żeby uciekał, to by się go nie dostało – odrzekł Zbyszko.

      Tymczasem Zych, który się był zdrzemnął, zbudził się nagle i począł śpiewać:

      A ty, Kuba, od roboty,

      A ja, Maciek, od ochoty!

      Idźże rano z sochą877 w pole!

      A ja z Kasią w żytko wolę.

      Hoc! hoc!

      Po czym do Zbyszka:

      – Wiesz? jest ich dwóch: Wilk z Brzozowej i Cztan z Rogowa… a ty…

      Lecz Jagienka bojąc się, żeby Zych nie powiedział czegoś nadto, zbliżyła się szybko do Zbyszka i jęła wypytywać:

      – I kiedy pójdziesz? jutro?

      – Jutro, po zachodzie słońca.

      – A do których barci?

      – Do naszych, do bogdańskich, niedaleko od waszych kopców878, wedle Radzikowego błota. Powiadali mi, że tam o misia łatwo.

      Rozdział dwunasty

      Zbyszko wybrał się, jak zapowiedział, gdyż Maćko czuł się coraz gorzej. Z początku podtrzymywała go radość i pierwsze domowe zajęcia, lecz trzeciego dnia wróciła mu gorączka i ból w boku ozwał mu się879 z taką siłą, iż musiał się położyć. Zbyszko poszedł naprzód w dzień, obejrzał barci880, zobaczył, że jest blisko ogromny ślad na błocie – i rozmówił się z bartnikiem Wawrkiem, który nocami sypiał w pobliżu w szałasie, razem z parą srogich podhalskich881 kundli, ale właśnie miał się już wynieść do wsi z powodu chłodów jesiennych.

      Obaj rozrzucili szałas, zabrali psy, tu i ówdzie rozsmarowali trochę miodu po pniach, by zapach znęcił zwierza, za czym Zbyszko wrócił do domu i począł się gotować na wyprawę. Ubrał się dla ciepła w kubrak łosi882, bez rękawów; na ciemię nawdział883 żelazny czepiec z drutu, aby niedźwiedź nie mógł mu obedrzeć skóry z głowy, wreszcie wziął widły dobrze okute, dwuzębne, z zadziorami, i topór stalowy, szeroki, na dębowym toporzysku884 nie tak krótkim, jakich zażywają885 cieśle. O wieczornym udoju886 był już u celu i wybrawszy sobie dogodne miejsce przeżegnał się, zasiadł i czekał.

      Czerwone promienie zachodzącego słońca świeciły między gałęziami chojarów887. Po wierzchołkach sosen tłukły się wrony, kracząc i łopocąc skrzydłami; gdzieniegdzie kicały ku wodzie zające, czyniąc szelest po żółciejących jagodziskach888 i po opadłych liściach; czasem śmignęła po buczku chybka889 kuna. W gąszczach odzywał się jeszcze świegot ptaków, który stopniowo ustawał.

      O samym zachodzie nie było w boru spokoju. Przeszło niebawem opodal Zbyszka stadko dzików z wielkim hałasem i fukaniem, a potem kłusowały łosie długim rzędem trzymając jeden drugiemu łeb na ogonie. Suche gałęzie trzeszczały im pod racicami i las aż dudnił, one atoli890 połyskując czerwono w słońcu, dążyły do błota, gdzie im było nocą bezpiecznie i błogo. Nareszcie zorze rozpaliły się na niebie, od których wierzchołki sosen zdawały się płonąć jak w ogniu, i zwolna jęło891 się wszystko uspokajać. Bór szedł spać. Mrok wstawał od ziemi i podnosił się w górę ku świetlistym zorzom, które też w końcu poczęły omdlewać, zasępiać się, czernieć i gasnąć.

      „Teraz póki się wilki nie odezwą, to będzie cicho” – pomyślał Zbyszko. Żałował jednak, że nie wziął kuszy, mógłby był bowiem z łatwością położyć dzika lub łosia. Tymczasem od strony błota dochodziły jeszcze czas jakiś przytłumione odgłosy, podobne do ciężkiego stękania i poświstywania. Zbyszko spoglądał ku temu błotu z pewną nieufnością, albowiem chłop Radzik, który mieszkał tu niegdyś w ziemnej chacie, znikł razem z rodziną, jakby się pod ziemię zapadł. Jedni mówili, że porwali ich zbóje, byli wszelako ludzie, którzy widzieli później wedle892 chaty jakieś dziwne ślady ni to ludzkie, ni zwierzęce – i którzy bardzo kręcili nad tym głowami, a nawet namyślali się, czyby nie sprowadzić księdza z Krześni, aby tę chałupę poświęcił. Nie przyszło wprawdzie do tego, bo nie znalazł się nikt, który by chciał tu zamieszkać, i chatę, a raczej glinę na chruścianych ścianach, rozpłukały z czasem dżdże893 – miejsce jednakże nie używało894 odtąd dobrej sławy. Nie uważał wprawdzie na to Wawrek, bartnik, który tu nocował latem w szałasie, ale i o tym Wawrku różnie mówiono. Zbyszko, mając widły i topór, nie obawiał się dzikich zwierząt – myślał natomiast z pewnym niepokojem o siłach nieczystych i rad też był, gdy owe gwary wreszcie umilkły.

      Ostatnie odblaski znikły i uczyniła się noc zupełna. Wiatr ustał, nie było nawet zwykłego szumu w wierzchołkach sosen. Kiedy niekiedy spadała tu i ówdzie szyszka, wydając na tle ogólnego milczenia odgłos mocny i donośny, ale zresztą było tak cicho, że Zbyszko słyszał własny oddech.

      W ten sposób przesiedział długi czas rozmyślając naprzód o niedźwiedziu, który mógł nadejść, a następnie o Danusi, która z dworem mazowieckim jechała w dalekie strony. Przypomniał sobie, jak ją chwycił na ręce w chwili rozstania СКАЧАТЬ



<p>871</p>

barć – wydrążony w drzewie ul dla leśnych pszczół. [przypis edytorski]

<p>872</p>

narocznik – słowo wieloznaczne: chłop płacący roczną daninę bądź przedstawiciel ludności niewolnej zobowiązany do bliżej niesprecyzowanych świadczeń wojskowych. [przypis edytorski]

<p>873</p>

miesiąc (daw.) – księżyc. [przypis edytorski]

<p>874</p>

łońskiego roku (gw.) – zeszłego roku. [przypis edytorski]

<p>875</p>

nieprzezpieczny – dziś popr.: niebezpieczny. [przypis edytorski]

<p>876</p>

zadni – tylny. [przypis edytorski]

<p>877</p>

socha – prymitywny, drewniany pług. [przypis edytorski]

<p>878</p>

kopce – kopcami często oznaczano granicę posiadłości. [przypis edytorski]

<p>879</p>

ozwać się (daw.) – odezwać się. [przypis edytorski]

<p>880</p>

barć – wydrążony w drzewie ul dla leśnych pszczół. [przypis edytorski]

<p>881</p>

podhalski – dziś popr.: podhalański. [przypis edytorski]

<p>882</p>

łosi – tu: ze skóry łosia. [przypis edytorski]

<p>883</p>

wdziać, nawdziać – ubrać. [przypis edytorski]

<p>884</p>

toporzysko – drewniany uchwyt siekiery bądź topora. [przypis edytorski]

<p>885</p>

zażywać – tu: używać. [przypis edytorski]

<p>886</p>

udój – dojenie krów. [przypis edytorski]

<p>887</p>

chojar (daw.) – wysokie drzewo iglaste. [przypis edytorski]

<p>888</p>

jagodzisko – miejsce, gdzie rosną jagody. [przypis edytorski]

<p>889</p>

chybki (daw.) – szybki i zwinny. [przypis edytorski]

<p>890</p>

atoli (daw.) – jednak. [przypis edytorski]

<p>891</p>

jąć (daw.) – zacząć. [przypis edytorski]

<p>892</p>

wedle (daw.) – obok. [przypis edytorski]

<p>893</p>

dżdże (daw.) – deszcze. [przypis edytorski]

<p>894</p>

używać (daw.) – mieć coś, dysponować czymś, cieszyć się czymś. [przypis edytorski]