Название: Krzyżacy
Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– To przypatrzże mu się teraz, bo ci właśnie nadchodzi.
Jakoż Zbyszko nadchodził rzeczywiście od wodopoju i ujrzawszy Jagienkę, przyśpieszył kroku. Ubrany był w łosi kubrak816 i okrągłą pilśniową817 myckę818, taką, jakich używano pod hełmy, włosy miał bez pątlika819, obcięte równo nad brwiami, a po bokach spływające w złotych zwojach na ramiona – i zbliżał się szybko, rosły, hoży820, do giermka z wielkiego domu zupełnie podobny.
Jagienka odwróciła się całkiem do Maćka, aby przez to okazać, że tylko do niego przyjechała, lecz Zbyszko przywitał ją wesoło, a następnie wziąwszy jej rękę, podniósł ją do ust mimo oporu dziewczyny.
– Czemu mnie w rękę całujesz? – spytała – czy to ja ksiądz?
– Nie brońcie się! To taki zwyczaj.
– A choćby cię i w drugą pocałował za to, coś przywiozła – wtrącił Maćko – nie byłoby nadto.
– Co zaś przywiozła? – zapytał Zbyszko, rozglądając się po dziedzińcu, nie widząc nic więcej prócz wronego konia, który stał przywiązany do palika.
– Wozy jeszcze nie nadeszły, ale przyjdą – odpowiedziała Jagienka.
Maćko począł wymieniać, co przywiozła, niczego nie opuszczając, gdy zaś wspomniał o dwóch pościelach, Zbyszko rzekł:
– Ja tam rad i na żubrowej skórze przylegam, ale dziękuję wam, żeście i o mnie pomyśleli.
– To nie ja: tatulo… – odrzekła czerwieniąc się dziewczyna. – Jeśli wolicie na skórze, to niewoli nie ma.
– Wolę, na czym wypadnie. Bywało, nieraz w polu, po bitwie, to się sypiało i z zabitym Krzyżakiem pod głową.
– Alboście to zabili kiedy Krzyżaka? Pewno, że nie!
Zbyszko, zamiast odpowiedzieć, począł się śmiać. Maćko zaś zawołał:
– Bójże się Boga, dziewczyno, to ty jego nie znasz! Nic ci on innego nie czynił, jeno821 w Niemców bił, aże grzmiało. Na kopie, na topory, do wszystkiego gotów, a jak Niemca z dala dopatrzy, to choć go na powrozie trzymaj, tak się do niego rwie. W Krakowie chciał nawet w posła Lichtensteina bić, za co mało mu głowy nie ucięli. Taki to chłop! I o Fryzach822 dwóch ci opowiem, po których wzięliśmy poczet i łup tak godny, że za połowę tego można by Bogdaniec wykupić.
Tu Maćko jął823 opowiadać o pojedynku z Fryzyjczykami, a następnie o innych przygodach, jakie się im przytrafiały, i czynach, jakich dokonali. Potykali się przecie zza murów i w otwartym polu z największymi rycerzami, jacy w cudzoziemskich krajach żyją. Bili w Niemców, bili we Francuzów, bili w Angielczyków i w Burgundów824. Bywali w zaciekłych wirach bitew, że z koni, z ludzi, ze zbroi, z Niemców i piór czynił się jakoby jeden kłąb. A czego to oni przy tym nie widzieli! Widzieli krzyżackie zamki z czerwonej cegły, litewskie grodźce825 drewniane i kościoły, jakich koło Bogdańca nie ma, i miasta, i srogie puszcze, w których nocami kwiliły powypędzane ze świątyń litewskie bożeczki, i różne, różne cuda; wszędzie zaś, gdzie do bitki przyszło, Zbyszko na przedzie, tak że dziwowali mu się najwięksi rycerze.
Jagienka, przysiadłszy na kłodzie obok Maćka, słuchała z otwartymi ustami tego opowiadania kręcąc głową, jakby ją miała na śrubkach, to w stronę Maćka, to w stronę Zbyszka, i spoglądając na młodego rycerza z coraz większym podziwem. Wreszcie, gdy Maćko skończył, westchnęła i rzekła:
– Bogdaj826 się to chłopakiem urodzić!
Lecz Zbyszko, który przez czas opowiadania przyglądał się jej również bacznie, myślał w tej chwili widocznie o czym innym, gdyż niespodzianie rzekł:
– Ale też z was kraśna827 dziewka!
Jagienka zaś odrzekła, na wpół z niechęcią, a na wpół ze smutkiem:
– Widzieliście wy kraśniejsze ode mnie.
Zbyszko jednak mógł bez kłamstwa odpowiedzieć jej, że wiele takich nie widział, gdyż od Jagienki bił po prostu blask zdrowia, młodości i siły. Stary opat nie próżno mawiał o niej, że wygląda jak na wpół kalina828, wpół sosenka. Wszystko w niej było piękne: i wysmukła postawa, i szerokie ramiona, i piersi jak ze skały wykute, i czerwone usta, i modre oczki bystro patrzące. Była też przybrana staranniej niż poprzednio w lesie na łowach. Na szyi miała kraśne829 paciorki, kożuszek otwarty na przodzie, kryty zielonym suknem, spódnicę z samodziału830 w prążki i nowe buty. Nawet stary Maćko zauważył ten piękny strój i popatrzywszy na nią przez chwilę, zapytał:
– A czemuś to się tak przybrała, jako na odpust?
Lecz ona, zamiast odpowiedzieć, poczęła wołać:
– Idą wozy, idą!…
Jakoż, gdy wozy zajechały, skoczyła ku nim, a za nią poszedł Zbyszko. Wyładowanie trwało aż do zachodu słońca, ku wielkiemu zadowoleniu Maćka, który każdą rzecz z osobna oglądał i za każdą wysławiał Jagienkę. Mrok też już zapadał zupełny, gdy dziewczyna poczęła się zabierać do domu. Przy wsiadaniu na koń Zbyszko chwycił ją nagle wpół i nim zdążyła słowo wymówić, podniósł ją w górę i posadził na kulbakę831. Wówczas zarumieniła się jak zorza i zwróciwszy ku niemu twarz, rzekła przytłumionym nieco głosem;
– Mocarny z was pachołek…
On zaś, nie dojrzawszy jej rumieńców i zmieszania z powodu ciemności, roześmiał się i zapytał:
– A nie boicie się zwierza?… już zaraz noc!
– Jest na wozie oszczep… podajcie mi go.
Zbyszko poszedł do wozu, wyjął oszczep i wręczył go Jagience:
– Bądźcie zdrowi!
– Bądźcie zdrowi!
– Bóg wam zapłać! Przyjadę jutro alibo pojutrze do Zgorzelic pokłonić się Zychowi i wam za somsiedzką832 uczynność.
– Przyjeżdżajcie! Radzi będziem! Wiśta!
I СКАЧАТЬ
816
817
818
819
820
821
822
823
824
825
826
827
828
829
830
831
832