Portret Doriana Graya. Оскар Уайльд
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Portret Doriana Graya - Оскар Уайльд страница 8

Название: Portret Doriana Graya

Автор: Оскар Уайльд

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ nie, to cóż to może mnie obchodzić?

      – Powinieneś był odejść, kiedy prosiłem cię o to – wyszeptał.

      – Zostałem na twoją prośbę – odparł lord Henryk.

      – Henryku, nie będę się sprzeczał naraz z mymi dwoma najlepszymi przyjaciółmi, ale obaj obrzydziliście mi moje najpiękniejsze dzieło, jakie kiedykolwiek zrobiłem. Dlatego je zniszczę. Czymże jest ono, jeśli nie płótnem i farbą? Nie chcę, aby stawało na przekór nam trzem i gubiło nas.

      Dorian Gray podniósł złocistą głowę z poduszek i załzawionymi oczami bladej twarzy spojrzał na niego, gdy podchodził do stolika z farbami, ustawionego pod wysokim, zasłoniętym oknem. Co on chce zrobić? Palce jego szukały czegoś w stosie starych tubek i suchych pędzli. Tak, szukał szpachli o cienkim ostrzu z giętkiej stali. Znalazł ją wreszcie. Podszedł do płótna, aby je pokrajać.

      Ze zdławionym łkaniem Dorian zerwał się z kanapy, doskoczył do Hallwarda, wyrwał mu nóż i odrzucił na drugi koniec pracowni.

      – Nie rób tego, Bazyli, nie rób tego! – zawołał. – To byłoby morderstwem!

      – Cieszę się, Dorianie, iż wreszcie cenisz me dzieło – rzekł malarz chłodno, otrząsnąwszy się z niespodziewanego zwrotu. – Nie myślałem, że dojdzie do tego.

      – Cenić je? Ależ ja ubóstwiam je, Bazyli. Ono jest częścią mnie samego. Ja to czuję.

      – Dobrze zatem, gdy tylko będziesz suchy, powerniksuje się ciebie, oprawi w ramy i odeśle do domu. Będziesz wówczas mógł zrobić z sobą wszystko, co ci się podoba. – Przeszedł w poprzek przez pokój i zadzwonił, aby podano herbatę. – Wszak napijesz się herbaty, Dorianie? I ty także, Henryku? Czy może gardzicie tak zwyczajną przyjemnością?

      – Przepadam za zwykłymi przyjemnościami – powiedział lord Henryk. – Są one ostatnim schronieniem ludzi niezwykłych. Nie cierpię jednak scen, z wyjątkiem w teatrze. Z was obu, jacyż wariaci! Dziwię się temu, kto określił człowieka jako rozumne zwierzę. Jest to najbardziej przedwczesne określenie, jakie kiedykolwiek wygłoszono. Człowiek jest wszystkim, ale nie rozumnym. Zresztą jestem zadowolony, że nim nie jest. Przede wszystkim chciałbym, abyście nie kłócili się o ten portret. Zrobiłbyś, Bazyli, najlepiej, jeślibyś oddał go mnie. Ten niemądry chłopiec nie potrzebuje go wcale, a mnie na nim zależy.

      – Bazyli, nie przebaczyłbym ci nigdy, gdybyś oddał go komukolwiek innemu niż mnie! – zawołał Dorian Gray. – A poza tym nie pozwalam nikomu, aby nazywano mnie niemądrym chłopcem.

      – Wiesz o tym, Dorianie, że obraz jest twój. Oddałem ci go, zanim jeszcze powstał.

      – Wie pan także, że był pan nieco niemądry, panie Gray, i wie pan również, że nie powinien pan gniewać się, gdy panu ktoś przypomni, iż jest pan jeszcze bardzo młody.

      – Jeszcze dziś rano, lordzie Henryku, bardzo bym się o to gniewał.

      – Ach, dziś rano! Od tego czasu przeżył pan coś.

      Zapukano do drzwi, wszedł służący z pełną tacą i postawił ją na małym japońskim stoliku. Wszczął się brzęk filiżanek i spodków i syk parującego samowaru. Chłopiec przyniósł dwa kuliste naczynia chińskie. Dorian Gray, podszedłszy, nalewał herbatę. Obaj mężczyźni powoli zbliżyli się do stołu i popatrzyli, co jest pod pokrywkami.

      – Chodźmy wieczorem do teatru – odezwał się lord Henryk. – Gdzieś przecież znajdziemy cokolwiek. Przyrzekłem dziś obiad u White'a15, ale tylko ze starym przyjacielem, więc zawiadomię go, że jestem słaby albo że zostałem zaskoczony późniejszym zaproszeniem. Będzie to doskonała wymówka, mająca pozory szczerości.

      – Nieznośne jest ubieranie się we frak – zaznaczył Hallward. – Wygląda się w nim tak okropnie.

      – Tak – odparł marząco lord Henryk – ubiory w wieku dziewiętnastym są obrzydliwe. Są tak ciemne, tak przygnębiające. Jedynie grzech jest rzeczywiście barwnym czynnikiem nowoczesnego życia.

      – Nie powinieneś mówić w ten sposób przy Dorianie, Henryku.

      – Wobec którego Doriana? Czy tego, który nalewa herbatę, czy tego tam z obrazu?

      – Wobec obu.

      – Chciałbym pójść z panem do teatru, lordzie Henryku – odezwał się młodzieniec.

      – Więc chodźmy. Ty też pójdziesz, Bazyli, prawda?

      – Doprawdy, że nie mogę. Wolę pozostać. Mam dużo roboty.

      – Zatem, pójdziemy my dwaj, panie Gray.

      – Mam wielką ochotę.

      Malarz przygryzł wargi i z filiżanką w ręku podszedł do portretu.

      – Zostanę z prawdziwym Dorianem – odezwał się smutno.

      – Czyż to jest prawdziwy Dorian? – zawołał model portretu, podchodząc do obrazu. – Czyż jestem naprawdę taki?

      – Tak, istotnie jesteś taki.

      – To cudowne, Bazyli!

      – Przynajmniej wydajesz się być taki z wyglądu. Ale on nie zmieni się nigdy – zaznaczył Hallward. – To ma wartość.

      – Co za hałas robią ludzie z powodu wieczności! – zawołał lord Henryk. – Nawet w miłości jest to zagadnienie czysto fizjologiczne. Nie ma to nic wspólnego z naszą wolą. Młodzi ludzie chcieliby być wierni, ale nie są, starzy ludzie pragnęliby być niewierni, ale nie mogą, oto wszystko, co można o tym powiedzieć.

      – Nie chodź dziś do teatru, Dorianie – powiedział Hallward. – Zostań u mnie na obiedzie.

      – Nie mogę, Bazyli.

      – Dlaczego?

      – Ponieważ obiecałem lordowi Henrykowi Wottonowi, że pójdę z nim.

      – Nie weźmie ci za złe, że nie dotrzymujesz obietnicy, bo sam często zawodzi. Proszę cię, nie chodź.

      Dorian Gray roześmiał się, wstrząsając głową.

      – Błagam cię o to.

      Młodzieniec zawahał się i spojrzał na lorda Henryka, który spoza stołu z herbatą przyglądał mu się z rozbawionym uśmiechem.

      – Muszę pójść, Bazyli – odparł.

      – Więc dobrze – rzekł Hallward, zbliżając się do stolika i stawiając filiżankę na tacy. – Jest już późno, a jeśli macie się przebrać, nie powinniście tracić czasu. Do widzenia, Henryku. Do widzenia, Dorianie. Odwiedźcie mnie niebawem. Przyjdźcie jutro.

      – Na pewno.

      – Nie zapomnisz?

      – Ależ na pewno – zawołał Dorian.

      – A СКАЧАТЬ



<p>15</p>

u White'a – w najstarszym i jednym z najbardziej ekskluzywnych londyńskich klubów dla dżentelmenów, położonym przy St James's Street. [przypis edytorski]