Portret Doriana Graya. Оскар Уайльд
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Portret Doriana Graya - Оскар Уайльд страница 7

Название: Portret Doriana Graya

Автор: Оскар Уайльд

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ w drzwiach pracowni ukazał się malarz, niecierpliwymi znakami przyzywając ich z powrotem. Spojrzeli na siebie, uśmiechając się.

      – Czekam – wołał on. – Chodźcież. Światło jest teraz doskonałe, a szklanki możecie wziąć z sobą.

      Powstali i wolno podążyli ścieżką. Dwa zielono-białe motyle przefrunęły obok nich, a ze stojącej w kącie ogrodu gruszy odezwał się drozd.

      – Cieszy się pan, panie Gray, że mnie pan poznał – rzekł lord Henryk, patrząc na niego.

      – Tak, cieszę się… teraz. Czy zawsze będę się cieszył?

      – Zawsze! To straszne słowo. Kiedy je słyszę, dreszcz mnie przechodzi. Słowo to lubią kobiety. Psują każdy romans, usiłując zrobić go wiecznym. Słowo to jest bez znaczenia. Jedyną różnicą między kaprysem a długotrwałym uczuciem jest to, że kaprys trwa nieco dłużej.

      Gdy weszli do pracowni, Dorian Gray położył swą rękę na ramieniu lorda Henryka.

      – W takim razie niech przyjaźń nasza będzie tylko kaprysem – wyszeptał, rumieniąc się ze wstydu nad własną odwagą, po czym wstąpił na podium i przyjął właściwą pozę.

      Lord Henryk umieścił się wygodnie w szerokim trzcinowym fotelu i z uwagą śledził go. Ciszę mąciło jedynie tarcie pędzlem o płótno, tudzież kroki Hallwarda, zbliżającego się i oddalającego od obrazu dla sprawdzenia wyglądu swego dzieła. W ukośnych promieniach słońca, wpływających przez otwarte drzwi, wirował pył, złocąc się. Nad wszystkim zdawał się ciążyć upajający zapach róż.

      W jakiś kwadrans później Hallward przestał malować, długo przyglądał się Dorianowi Grayowi, następnie obrazowi, ogryzając trzonek jednego z grubych pędzli i marszcząc brwi.

      – Skończone – zawołał w końcu i schyliwszy się, wielkimi szkarłatnymi literami wypisał swe nazwisko w lewym rogu płótna.

      Lord Henryk podszedł do obrazu i przyglądał mu się. Było to naprawdę cudowne dzieło sztuki i cudownie uchwycone podobieństwo.

      – Mój drogi towarzyszu – powiedział – pozwól, że powinszuję ci najgoręcej. Jest to najpiękniejszy portret naszych czasów. Panie Gray, proszę przyjść zobaczyć siebie.

      Młodzieniec zadrżał, jakby nagle przebudzony z marzenia.

      – Naprawdę jest skończony? – wyszeptał, schodząc z podium.

      – Najzupełniej – rzekł malarz. – Doskonale dziś pozowałeś. Jestem ci niezmiernie wdzięczny.

      – Jest to całkowicie moją zasługą – wtrącił lord Henryk. – Prawda, panie Gray?

      Dorian nie odpowiedział, zbliżył się niedbale do portretu i popatrzył nań. Spojrzawszy, cofnął się, a policzki jego okryły się na chwilę rumieńcem zadowolenia. Błysk radości ukazał się w jego oczach, jakby rozpoznawał siebie samego po raz pierwszy. Stał chwilę bez ruchu i w zachwycie, na pół uświadamiając sobie, że Hallward mówi do niego, lecz zupełnie nie rozumiejąc znaczenia jego słów. Wrażenie własnej piękności zawładnęło nim jak objawienie. Nigdy dotąd tego nie odczuwał. Pochlebstwa Bazylego Hallwarda uważał raczej za czarującą przesadę przyjaźni. Słuchał ich, śmiejąc się, i wnet zapominał. Nie miało to na niego żadnego wpływu. Wtedy przyszedł lord Henryk Wotton ze swym dziwnym panegirykiem młodości i przerażającym ostrzeżeniem o krótkości jej trwania. W danej chwili uderzyło go to, a teraz wobec obrazu własnej piękności uczuł w sobie pełnię urzeczywistnienia tego wszystkiego. Tak, przyjdzie dzień, kiedy twarz jego zemnie się i pomarszczy, oczy zapadną się i utracą blask, wdzięk całej postaci złamie się i zniekształci. Zniknie purpura warg i zmatowieje złoto włosów. Życie, kształtując jego duszę, oszpeci ciało. Stanie się niemal straszny, okropny i niezdarny.

      Na myśl o tym przeszył go ból dotkliwy, niby ukłucie noża, wprawiając w drganie całe jego ciało aż do najdrobniejszego włókna. Pociemniał ametyst jego oczu, zaćmiła je łzawa mgła. Zdawało mu się, że jakaś lodowata dłoń dotyka jego serca.

      – Czy ci się nie podoba? – zawołał w końcu Hallward, nieco urażony milczeniem, nie odgadując jego znaczenia.

      – Oczywiście, podoba mu się – rzekł lord Henryk. – Komuż mógłby nie podobać się? Jest to jedno z największych dzieł nowej sztuki. Dam ci za nie, co zechcesz. Muszę je mieć.

      – Nie jest już moją własnością, Henryku.

      – Do kogóż należy?

      – Do Doriana, oczywiście – odparł malarz.

      – Ten ma naprawdę szczęście.

      – Jakie to smutne! – szeptał Dorian Gray, mając oczy wciąż wpatrzone we własny portret. – Jakie to smutne! Będę stary, obrzydliwy i ohydny. Jednak ten obraz pozostanie zawsze młody. Nigdy nie będzie starszy niż w dzisiejszy dzień czerwcowy… Gdybyż była tylko inna droga! Gdyby mogło stać się, abym ja był zawsze młody, a obraz starzał się. Za to, za to – dałbym wszystko! Tak, nie ma nic na świecie, czego bym za to nie oddał! Oddałbym za to własną duszę!

      – Dla ciebie, Bazyli, zamiana taka nie byłaby pożądana – zawołał lord Henryk, śmiejąc się. – Zbyt ostre linie zarysowałyby się na twym obrazie.

      – Broniłbym się przed tym bardzo ostro, Henryku – rzekł Hallward.

      Dorian Gray odwrócił się i spojrzał na niego.

      – I ja tak sądzę, Bazyli. Ty bardziej kochasz sztukę niż przyjaciół. Nie jestem dla ciebie niczym więcej od tej zielonej figurki z brązu. Najwyżej tyle, naprawdę.

      Malarz patrzył nań zdziwiony. Nigdy nie słyszał Doriana mówiącego w podobny sposób. Co się zdarzyło? Wyglądał na rozgniewanego. Jego twarz zapłonęła, policzki oblał rumieniec.

      – Tak – mówił dalej – nie znaczę dla ciebie tyle, co Hermes13 z kości słoniowej albo Faun14 ze srebra. Te będą ci się zawsze podobały. Jak długo mogę ci się jeszcze podobać? Przypuszczam, że dopóki nie dostanę pierwszej zmarszczki. Wiem już teraz, że tracąc urodę, jakąkolwiek by była, traci się wszystko. Twój obraz mnie tego nauczył. Lord Henryk Wotton ma zupełną rację. Młodość jest jedyną rzeczą mającą wartość. Skoro zauważę na sobie pierwsze oznaki starości, odbiorę sobie życie.

      Hallward zbladł i schwycił go za rękę.

      – Dorianie! Dorianie! – zawołał – Nie mów tak. Nigdy nie miałem równego tobie przyjaciela i mieć nie będę. Nie możesz być zazdrosny o rzeczy martwe, nieprawdaż? Jesteś piękniejszy nade wszystko!

      – Jestem zazdrosny o wszystko, co nie traci swej urody. Jestem zazdrosny o namalowany przez ciebie mój portret. Dlaczego on zachowa to, co ja muszę utracić? Każda przemijająca chwila zabiera coś ze mnie, a jemu dodaje. Ach, gdybyż mogła być inna droga! Gdyby obraz mógł podlegać zmianom, a ja żebym pozostał taki, jak teraz! Po co go namalowałeś? Pewnego dnia będzie się naigrawał ze mnie, będzie się strasznie naigrawał! – Palące łzy napełniły СКАЧАТЬ



<p>13</p>

Hermes (mit. gr.) – bóg podróżnych, kupców i złodziei, posłaniec bogów. [przypis edytorski]

<p>14</p>

Faun (mit. rzym.) – bóg płodności, pól i lasów, opiekun pasterzy, przedstawiany jako brodaty mężczyzna z koźlimi kopytami i rogami. [przypis edytorski]