Golem. Meyrink Gustav
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Golem - Meyrink Gustav страница 11

Название: Golem

Автор: Meyrink Gustav

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ rel="nofollow" href="#n112" type="note">112 i tym zapewnia sobie trochę egzystencji. To szczęście dla niego, że zapomniał o wszystkim, co ma związek z jego pomieszaniem zmysłów. Nie pytajcie się go przypadkiem nigdy o rzeczy, które mogłyby w jego pamięci wywołać przeszłość, jak to często mi tłumaczył stary doktór. Mówił mi zawsze: „Wiecie, Zwak, mamy pewną metodę; mógłbym powiedzieć, że zamurowaliśmy z trudem jego chorobę, tak, jak odgradza się miejsca nieszczęścia, gdyż z nimi wiąże się smutne wspomnienie”.

      ––

      Słowa jasełkarza113 uderzyły mnie jak rzeźnik bezbronne zwierzę i uciskały mi serce brutalnymi, groźnymi rękami.

      Zaczął mnie niegdyś nękać głuchy ból – poczucie, jak gdyby mi coś odebrano i jak gdybym, przebywszy w swym życiu długą drogę, jak lunatyk114 zleciał w przepaść. I nigdy nie udało mi się wyjaśnić przyczyny.

      Rozwiązanie zagadki leżało teraz przede mną i piekło mnie nieznośnie jak otwarta rana. Za jednym razem znalazłem okropne wyjaśnienie, skąd się wziął mój chorobliwy wstręt do wspominania przeszłości, skąd pochodzi osobliwy, co pewien czas powracający sen, że jestem zamknięty w dziwnym domu, gdzie są izby, z których wyjść niepodobna; dlaczego wreszcie pamięć moja odmawia mi wspomnień o dniach mojej młodości.

      Miałem pomieszanie zmysłów. Zastosowano do mnie hipnotyzm115, zamknięto „izbę”, która się łączy z komórkami mego mózgu i stałem się bezdomny wśród otaczającego mnie życia. I nie masz116 nadziei na odzyskanie straconej pamięci. Sprężyny moich czynów i myśli spoczywają w innym, zapomnianym bycie. Pojąłem, że nigdy ich nie poznam: jestem ściętą rośliną, gałązką powstałą z obcego korzenia117.

      Gdyby mi się udało przemóc118 wejście do tej zamkniętej izby, czy nie wpadłbym wtenczas w ręce upiorów, które tam wpędzono?

      Historia o Golemie, którą Zwak opowiadał przed godziną, przeszła mi przez myśl i nagle spostrzegłem ogromny, pełen tajemniczości związek między tą okratowaną izbą bez wyjścia, w której nieznajomy miał mieszkać, a moim wiele znaczącym snem.

      Tak, i w tym wypadku, gdym próbował spojrzeć przez zakratowane okno swej duszy, zerwał się sznur, na którym chciałem wspiąć się ku górze. Ten dziwny związek stawał mi się coraz wyraźniejszy i przybierał zarysy czegoś nieopisanie strasznego.

      Czułem to: istnieją rzeczy nieuchwytne, powiązane ze sobą i biegnące koło siebie, jak ślepe konie, które nigdy się nie dowiedzą, dokąd prowadzi droga.

      To samo w Getcie: izba, miejsce, którego wejścia nikt nie może odkryć – jakaś tajemnicza istota, która w niej mieszka i drepce czasami po ulicach, aby między ludźmi siać przerażenie i trwogę.

      Vrieslander wciąż wycinał głowę, a drewno trzeszczało pod ostrzem nożyka. Słysząc to, odczuwałem prawie ból i spoglądałem, czy prędko będzie koniec. Gdy głowa w ręku malarza zwracała się w tę i ową stronę, doznawałeś wrażenia, jak gdyby miała świadomość i śledziła po wszystkich kątach. Potem oczy jej spoczęły długo na mnie zadowolone, że nareszcie mnie znalazły. Również i ja nie byłem w stanie odwrócić mego wzroku i spoglądałem nieruchomie119 na drewniane oblicze.

      Zdawało się, iż nóż malarza szuka czegoś ze złością, potem stanowczo wyciął jedną linię i rysy drewnianej głowy nabrały nagle strasznego życia.

      Poznałem obcą twarz. Była to twarz nieznajomego, który mi przyniósł książkę. Potem nie mogłem nic więcej rozróżnić; widok trwał tylko sekundę, czułem, że serce przestaje mi bić, trzepocze się trwożliwie.

      Jednak tak, jak wówczas, miałem świadomość tej twarzy.

      Ja to sam się nią stałem i leżałem na kolanach Vrieslandera i patrzyłem dokoła. Oczy moje wędrowały po pokoju, a jakaś obca ręka poruszała moją czaszką.

      Potem naraz zobaczyłem wzburzoną twarz Zwaka i usłyszałem jego słowa:

      – Na miłość Boską – to Golem!

      Powstała krótka walka i chciano siłą wyrwać Vrieslanderowi rzeźbę, lecz ten się bronił i wołał ze śmiechem: „Czego wy chcecie – to jest zupełnie, ale to zupełnie nieudane”. Obrócił się, otworzył okno i wyrzucił głowę na ulicę. Wtedy straciłem przytomność i pogrążyłem się w ogromną ciemność, poprzez którą snuły się złote nici, i gdy po długim, długim, jak sądzę, czasie obudziłem się, usłyszałem przede wszystkim dźwięk spadającego na chodnik drewna.

      – Tak pan twardo spał, że nie zauważył, jak go trząśliśmy – powiedział mi Jozue Prokop – ponczu już nie ma, wszystko pan popsuł; – gorący ból tego, co przedtem słyszałem, opanował mnie znowu i chciałem wołać, że nie śniło mi się wcale to, com opowiadał o książce Ibbur, chciałem wyjąć ją z kasetki i pokazać ją kolegom.

      Ale te myśli nie mogły dojść do słowa i powstrzymać ogólnego nastroju, jaki porwał moich gości.

      Zwak otulił mnie siłą w palto i zawołał:

      – Mistrzu Pernath! chodź z nami do Loisiczka, to ożywi siły pańskiego ducha!

      Noc

      Bezwiednie pozwoliłem Zwakowi sprowadzić się ze schodów.

      Coraz wyraźniej czułem zapach mgły, wciskającej się z ulicy do domu.

      Jozue Prokop i Vrieslander szli o parę kroków przed nami i słychać było, jak rozmawiali przed bramą na ulicy.

      – Musiał wpaść do ścieku – niech go diabli wezmą.

      Wyszliśmy na ulicę i zobaczyłem, jak nachylony Prokop szukał marionetki120.

      – Cieszy mnie. że nie możesz znaleźć tej głupiej głowy – mruknął Vrieslander.

      Stanął przy murze, a gdy wciągał ogień z zapałki do swej krótkiej fajki, twarz jego w małych odstępach czasu świeciła rażąco i znów gasła. Prokop zrobił mocny ruch ręką, nakazując milczenie, pochylił się jeszcze bardziej, ukląkł prawie na chodniku.

      – Cicho, nic nie słyszycie? – Podeszliśmy ku niemu, wskazał gestem ściek kanałowy i przyłożył rękę do ucha, przysłuchując się uważnie. Chwilę staliśmy nieruchomo i nasłuchiwaliśmy nad otworem.

      Nic.

      – Co to było? – szepnął wreszcie stary jasełkarz121, ale Prokop ujął go natychmiast za łokieć. Przez chwilę trwającą tyle, co uderzenie serca, zdawało mi się, że na dole jakaś ręka stuka w płytę żelazną, zaledwie dosłyszalnie. Gdy w chwilę później zdałem sobie z tego sprawę, wszystko minęło; tylko w piersi mej trwało to dalej, jak echo wspomnienia i zamieniło się powoli w nieokreślone uczucie strachu. Kroki przechodzących СКАЧАТЬ



<p>113</p>

jasełkarz – lalkarz. [przypis edytorski]

<p>114</p>

lunatyk – osoba nieświadomie wykonująca przez sen różne czynności. [przypis edytorski]

<p>115</p>

hipnotyzm – właśc. hipnoza, wywoływany za pomocą sugestii stan częściowego wyłączenia świadomości, także i dziś stosowany w psychoterapii. [przypis edytorski]

<p>116</p>

nie masz (daw.) – nie ma (forma nieosobowa). [przypis edytorski]

<p>117</p>

gałązka powstała z obcego korzenia – w sadownictwie praktykuje się niekiedy szczepienie gałązek jednego gatunku lub odmiany na pniu drzewa innego gatunku. [przypis edytorski]

<p>118</p>

przemóc (daw.) – pokonać. [przypis edytorski]

<p>119</p>

nieruchomie – dziś popr.: nieruchomo. [przypis edytorski]

<p>120</p>

marionetka – lalka poruszana za pomocą sznurków; tu ogólnie: drewniana lalka. [przypis edytorski]

<p>121</p>

jasełkarz – lalkarz. [przypis edytorski]