Golem. Meyrink Gustav
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Golem - Meyrink Gustav страница 7

Название: Golem

Автор: Meyrink Gustav

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ z jasnego nieba piorun w niego uderzył.

      Doktor Savioli, młody lekarz niemiecki72, miał tę zasługę, że go zdemaskował; ja to wysunąłem doktora Savioli na zewnątrz; sam zaś gromadziłem dowód za dowodem, aż nastał dzień, w którym władza państwowa nałożyła rękę na doktorze Wassorym.

      Wtedy zwierz popełnił samobójstwo. Błogosławiona to chwila!

      Jak gdyby mój sobowtór stanął przy nim i prowadził jego rękę, aby życie sobie odebrał z tej flaszeczki amylnitrytu73, którą naumyślnie zostawiłem w jego gabinecie przy sposobności, gdy pewnego razu celowo sam go doprowadziłem do tego, że i mnie postawił fałszywą diagnozę jaskry: przy czym szczerze i gorąco życzyłem mu, aby ten amylnitryt zadał mu cios ostateczny.

      W mieście mówiono, że umarł na paraliż mózgu. W istocie amylnitryt zabija jak paraliż mózgu. Lecz pogłoska ta długo utrzymać się nie mogła.

      ––

      Charousek skamieniał nagle i ustał nieruchomy, jak gdyby się zagłębił w jakiś problemat: potem spojrzał w kierunku tandeciarni Wassertruma.

      – Teraz – szeptał – on jest sam, zupełnie sam ze swoją chciwością – i – i ze swoją lalką woskową!

      ––

      Serce mi uderzało jak młotem.

      Ze zgrozą spoglądałem na Charouska. Czy miał pomieszanie zmysłów? Gorączka mu widocznie podsuwa takie fantastyczne opowieści.

      Naturalnie, naturalnie. Wszystko to on wymyślił, uroił sobie, wyśnił.

      Nie mogą być prawdą te okropne rzeczy, jakie mówił o okuliście. To suchotnik74: gorączka śmierci mózg jego trawi.

      Chciałem go uspokoić jakimś żartobliwym słowem i myśli jego skierować na weselsze tory.

      Nagle, zanim znalazłem odpowiednie słowo, błyskawicznie przypomniałem sobie twarz Wassertruma z rozciętą górną wargą, tak jak wtedy, gdy przez otwarte drzwi spoglądał do mego pokoju okrągłymi, rybimi oczyma.

      Doktor Savioli! doktor Savioli! – tak, tak się nazywał ów młody człowiek, o którym mi poufnie szepnął jasełkarz75 Zwak jako o znakomitym lokatorze, który od niego wynajął pracownię.

      Doktor Savioli! Jak krzyk nurtowało we mnie to imię. Szereg mglistych obrazów przesuwał się przed moją myślą, prześcigał się w strasznych domysłach, które na mnie runęły jak burza.

      Chciałem rozpytać Charouska, pełny lęku wszystko mu opowiedzieć, czego wtedy doznałem: gdy naraz76 widzę, że studenta opanował gwałtowny atak kaszlu, który go niemal wywracał. Mogłem tylko zauważyć, jak to on, z trudem opierając się rękami, dreptał w deszcz – i na odchodnym pobieżnie skinął mi głową.

      Tak, tak, czuję, on ma słuszność. Nie majaczy w gorączce; nieujęte widmo zbrodni czai się tu w tych ulicach we dnie i w nocy i pragnie się ucieleśnić.

      Zawisło w powietrzu, a my go nie dostrzegamy. Nagle wpada w którą z ludzkich dusz – nikt z nas tego nie przeczuwa. A kiedy w końcu zdążymy to pojąć – widmo traci swoją postać i wszystko jest po dawnemu. I tylko niewyraźne szmery, niewyraźne słowa o jakimś okropnym zdarzeniu dochodzą do nas.

      W jednym momencie zrozumiałem te zagadkowe stworzenia, które mieszkały naokoło mnie; bez woli własnej wloką się one przez byt, ożywione jakimś niewidzialnym prądem magnetycznym, co tak przez ich istotę przepływa, jak przedtem bukiet ślubny płynął po strugach brudnego ścieku.

      Zdało mi się nagle, że wszystkie domy spoglądały na mnie podstępnym obliczem, pełne bezimiennej złośliwości; wrota były jak czarne, szeroko rozwarte gęby, w których język wygnił do cna; wielkie paszcze, które każdej chwili mogły wyrzucić przeraźliwy krzyk, tak przeraźliwy i pełny nienawiści, że zatrwożyłby nas wskroś po sam rdzeń duszy.

      Cóż to na zakończenie mówił mi student o tandeciarzu? – Szeptem powtarzałem sobie jego słowa: – „Aron Wassertrum jest obecnie sam na sam ze swoją chciwością i swoją lalką woskową”.

      Cóż on rozumiał pod tą „lalką woskową”?

      To musi być przenośnia, uspakajałem się, jedna z tych chorobliwych metafor, którymi Charousek lubi wywoływać podziw, których się nie rozumie, a które później, gdy niespodzianie staną się przejrzyste, tak głęboko mogą uderzyć naszą myśl, jak przedmioty niezwyczajnej formy, na które nagle padł jaskrawy promień światła.

      Odetchnąłem głęboko, aby się uspokoić i odepchnąć straszne wrażenie, jakie sprawiła na mnie opowieść Charouska.

      Spojrzałem uważniej na ludzi, którzy wraz ze mną czekali w sieni domu: teraz stał przy mnie gruby starzec, ten sam, który przedtem śmiał się tak odrażająco.

      Miał na sobie czarny płaszcz i czarne rękawiczki. Nieruchomo nabrzmiałym okiem spoglądał na bramę przeciwległego domu.

      Jego gładko wygolona twarz o pospolitych rysach drgała z podniecenia.

      Mimo woli spojrzałem w tym samym kierunku i spostrzegłem, że jego wzrok jak oczarowany spoczywa na rudowłosej Rozynie, która stała na przeciwnej stronie ulicy ze swoim niezmiennym uśmiechem na ustach.

      Starzec próbował dawać jej znaki. Widziałem, że Rozyna doskonale to zauważyła, ale zachowywała się, jak gdyby nic nie rozumiejąc. Wreszcie starzec nie wytrzymał. Przebrnął na palcach na drugą stronę ulicy, ze śmieszną elastycznością przeskoczył kałużę – niby duża, czarna piłka kauczukowa.

      Zdaje się, że go tu w okolicy znano, gdyż usłyszałem ze wszech stron uwagi, dotyczące jego osoby. Stojący tuż za mną jakiś włóczęga z czerwoną wełnianą chustką na szyi, w niebieskiej furażerce77 wojskowej, z cygarem Virginia za uchem – robił ustami jakieś szydercze miny, których nie rozumiałem.

      Zrozumiałem tylko, że w żydowskim mieście – nazywali starego „wolnym mularzem78”, a w ich gwarze to przezwisko oznaczało kogoś, co poszukiwał dziewcząt małoletnich, ale dzięki serdecznym stosunkom z policją zabezpieczony był od wszelkiej nieprzyjemności.

      Później twarz Rozyny i postać starca zniknęły w mrokach sieni.

      Poncz79

      Otworzyliśmy okno, żeby wypuścić dym tytoniowy z mego małego pokoju.

      Zimny wiatr nocny wionął do środka i poruszył płaszcze tak, że się z lekka zaczęły kołysać.

      – Szanowna ozdoba głowy Prokopa najchętniej by się stąd gdzie wyniosła – powiedział Zwak i wskazał na wielki kapelusz muzyka: szerokie rondo kapelusza poruszało się jak czarne skrzydła.

      Jozue Prokop wesoło mrugnął powiekami.

СКАЧАТЬ



<p>72</p>

doktor Savioli, młody lekarz niemiecki – dalej mówi się o nim jako o Włochu. [przypis edytorski]

<p>73</p>

amylnitryt – azotyn amylu, stosowany jako środek obniżający ciśnienie krwi i napięcie mięśni gładkich bądź jako antidotum na zatrucie cyjankiem. [przypis edytorski]

<p>74</p>

suchotnik – gruźlik. [przypis edytorski]

<p>75</p>

jasełkarz – lalkarz. [przypis edytorski]

<p>76</p>

naraz – nagle. [przypis edytorski]

<p>77</p>

furażerka – miękka, podłużna czapka bez daszka. [przypis edytorski]

<p>78</p>

wolny mularz – w znaczeniu podstawowym: członek masonerii. [przypis edytorski]

<p>79</p>

poncz – rodzaj gorącego napoju alkoholowego. [przypis edytorski]