Golem. Meyrink Gustav
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Golem - Meyrink Gustav страница 15

Название: Golem

Автор: Meyrink Gustav

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ się zwiesza na piersiach księcia Athenstädta. —

      Słodkawy walc kwili na arfie160.

      Dzikie obrzydzenie do życia zaciska mi gardło.

      Z trwogą oczy moje szukają drzwi: komisarz stoi tam odwrócony, aby nic nie widzieć – i pospiesznie coś szepcze z kryminalnym policjantem, który coś mu podaje. Słychać niby uderzenie ręki o rękę.

      Obaj śledzą w głębi krostowatą fizjonomię Loisa, który chwilowo stara się ukryć, potem zaś zdrętwiały – z twarzą białą jak kreda i wykrzywioną od zgrozy – stoi dalej na miejscu.

      Jakiś obraz mi się nagle przypomina i natychmiast gaśnie: obraz, jak Prokop spogląda (widziałem to przed godziną) – poprzez sztachety kanałowe nachylony – i krzyk śmiertelny dochodzi nas spod ziemi!

      ––

      Chcę wołać i nie mogę. Zimne palce wcisnęły mi się w usta i zaginają mi język w dół na podniebienie tak, jak bryła, coś zasłania mi krtań i słowa powiedzieć nie mogę.

      Palców nie mogę dostrzec; wiem, że są niewidzialne, a jednak odczuwam je jako coś cielesnego. I jasno to tkwi w mej świadomości: są to palce tej upiornej ręki, która mi w mym pokoju na Kogucim Zaułku podała księgę Ibbur161.

      – Wody, wody – krzyczy Zwak koło mnie. Trzymają mi głowę i za pomocą świecy starają się zajrzeć mi w źrenice.

      – Do mieszkania go odnieść, doktora sprowadzić – archiwariusz Hillel zna się też na takich rzeczach – – do niego pójdźmy z nim – – radzą tak szeptem.

      Leżę nieruchomy jak trup na narach162, a Prokop i Vrieslander wynoszą mnie na ulicę.

      Jawa

      Zwak, uprzedziwszy nas, pobiegł po schodach i usłyszałem, jak Miriam, córka archiwariusza Hillela, trwożnie go wypytywała, on zaś starał się ją uspokoić.

      Nie zadawałem sobie trudu, by usłyszeć, co oni z sobą mówili, i raczej odgadłem, niż w słowach zrozumiałem, że Zwak opowiadał, jakoby zdarzyło mi się nieszczęście i przyszli prosić, aby mi dano pierwszą pomoc i przywrócono do przytomności.

      Ciągle jeszcze nie mogłem ruszyć żadnym członkiem163 ciała, a niewidzialne palce trzymały mnie za język; ale myśl moja była mocna i pewna, a poczucie zgrozy zupełnie mnie odeszło. Wiedziałem dokładnie, gdzie byłem i co się ze mną stało – i nieraz wydawało mi się to osobliwością, że mnie wniesiono tu jak umarłego, wraz z narami164 złożono w pokoju Szemajaha Hillela i pozostawiono samego.

      Ciche, naturalne zadowolenie, jakiego się doznaje po długiej wędrówce, napełniało moją duszę.

      W izbie było ciemno, a ramy okien unosiły się rozlewnym rysunkiem w formie krzyża, odbijając od matowo-świecącego dymu, który wił się z ulicy.

      Wszystko mi się wydawało samo z siebie zrozumiałym i nie dziwiło mnie ani to, że Hillel wszedł z żydowskim siedmiopłomiennym świecznikiem sobotnim165, ani że mi życzył „Dobry wieczór” jak komuś, czyjego przyjścia oczekiwał.

      To, na co przez cały czas, odkąd mieszkałem w tym domu, nie zwróciłem uwagi, jako na rzecz szczególną, mimo żeśmy się spotykali na schodach dwa – trzy razy w tygodniu, uderzyło mnie teraz z wielką siłą, gdy Hillel tak chodził w tę i ową stronę pokoju, niektóre przedmioty na komodzie ustawiał i wreszcie swoim świecznikiem zapalał drugi, również siedmioramienny166.

      Mianowicie: zauważyłem harmonię jego ciała i członków oraz szczupły, delikatny rysunek jego twarzy ze szlachetnym układem czoła. Mógł, jak to widziałem teraz przy blasku świecy, mieć lat nie więcej ode mnie: najwyżej 45.

      – Przyszedłem o parę minut za wcześnie – zaczął po chwili – inaczej bym już przedtem światła zapalił.

      Wskazał na oba świeczniki, zbliżył się do nar i skierował swe ciemne, głęboko osadzone oczy, jak się zdaje, na kogoś, co mi w głowach167 stał lub klęczał, ktoś kogo jednak dostrzec nie byłem w stanie. Przy tym poruszał ustami i bez głosu wymówił jakieś zdanie.

      Natychmiast niewidzialne palce oswobodziły mój język i letarg168 przeminął: odwróciłem się i spojrzałem poza siebie: nikogo prócz Szemajaha Hillela oraz mnie w pokoju nie było.

      A więc jego „ty” i uwaga, że mnie oczekiwał, dotyczyły tylko mojej osoby?

      Daleko szczególniej od tych obojga okoliczności działało na mnie to, że nie byłem w stanie doznać mniejszego zdziwienia z tego powodu.

      Hillel odgadł jawnie moje myśli, gdyż uśmiechał się przyjaźnie, przy czym pomógł mi wstać z nar i ręką wskazał na krzesło, mówiąc:

      – Nie ma tu nic dziwnego, straszliwie działają na ludzi tylko rzeczy upiorne, Kiszuf169; życie drapie i parzy jak włosiennica170, ale słoneczne promienie świata duchowego są łagodne i ogrzewające.

      Milczałem, gdyż nie wpadła mi na myśl żadna odpowiedź. Zdaje się też, że z mojej strony żadnych słów nie oczekiwał Hillel, gdyż mówił dalej.

      – I srebrne zwierciadło, gdyby miało czucie, odczuwałoby wielki ból w chwili polerowania. Stawszy się gładkim i promiennym – odbija ono wszelkie obrazy, jakie w nie wpadają – bez cierpienia i wzruszenia.

      Błogosławiony jest człowiek – mówił dalej milcząco – który o sobie może powiedzieć: Jestem wypolerowany (jak zwierciadło).

      Chwilę pogrążył się w myślach i słyszałem – jak szeptał parę słów po hebrajsku: Liszuo secho kiwisi adoszem171. Po czym znów jego głos brzmiał mi w uszach wyraźnie:

      – Przyszedłeś do mnie w głębokim śnie, a ja zbudziłem cię do jawy. W Psalmie Dawida powiedziano: „Tedy rzekłem sam w sobie: teraz zaczynam! Prawica to Boga, co uczyniła tę zmianę”.

      Gdy ludzie budzą się w swoich łożach, roją, że otrząsnęli się ze snu, a nie wiedzą, że padają jako ofiara swych zmysłów i stają się łupem nowego, znacznie głębszego snu, niż ten, z którego wyszli: Jest tylko jeden prawdziwy stan jawy; ten mianowicie, do którego się teraz przybliżasz.

      Gdybyś o tym powiedział ludziom, to by ci odparli, żeś chory, gdyż nie są w stanie cię zrozumieć. Jest to więc rzecz bezcelowa i smutna – mówić im o tym.

      Oni płyną niby potok,

      A są jak gdyby sen,

      Niby trawa, która wnet powiędnie —

      A pod wieczór będzie ścięta – i uschnięta.СКАЧАТЬ



<p>160</p>

arfa – dziś popr.: harfa. [przypis edytorski]

<p>161</p>

ibbur – w pewnych odłamach mistyki żydowskiej słowo to oznacza w uproszczeniu wzmocnienie duszy żyjącego człowieka przez tymczasowo łączącą się z nią inną sprawiedliwą duszę przebywającą poza ciałem. Zwykle wynika to z potrzeby spełnienia przez duszę bezcielesną jakiejś misji. [przypis edytorski]

<p>162</p>

nary (daw.) – prycza, legowisko, być może przenośne. [przypis edytorski]

<p>163</p>

członki (daw.) – kończyny. [przypis edytorski]

<p>164</p>

nary (daw.) – prycza, legowisko, także przenośne. [przypis edytorski]

<p>165</p>

z żydowskim siedmiopłomiennym świecznikiem sobotnim – siedmioramienny świecznik (menora) stanowi podstawowy symbol judaizmu. [przypis edytorski]

<p>166</p>

swoim świecznikiem zapalał drugi, również siedmioramienny – siedmioramienny świecznik (menora) stanowi podstawowy symbol judaizmu. [przypis edytorski]

<p>167</p>

w głowach – od tej strony łóżka, gdzie znajduje się głowa leżącego człowieka. [przypis edytorski]

<p>168</p>

letarg – stan śmierci pozornej. [przypis edytorski]

<p>169</p>

kiszuf (hebr.) – czary. [przypis edytorski]

<p>170</p>

włosiennica – ubranie z gryzącej wełny, używane przez pokutników. [przypis edytorski]

<p>171</p>

liszuo secho kiwisi adoszem (hebr.) – pomocy Twojej oczekuję, Panie. [przypis edytorski]