Malte. Райнер Мария Рильке
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Malte - Райнер Мария Рильке страница 11

Название: Malte

Автор: Райнер Мария Рильке

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ – i te inne strachy… te strachy…!

      Prosiłem o moje dzieciństwo i ono wróciło – i czuję, że wciąż jest tak ciężkie jeszcze, jak wtedy, i że na nic się nie zdało, że się zestarzałem.

      Wczoraj z gorączką było lepiej, a dzisiaj dzień jak wiosna się zaczyna, jak wiosna w obrazach. Spróbuję wyjść do Bibliothèque Nationale43, do mojego poety, którego nie czytałem tak dawno – i może później potrafię przejść wolno przez ogrody. Może jest wiatr nad wielkim stawem, który ma tak prawdziwą wodę – i przyjdą dzieci, które na nią puszczą okręciki o czerwonych żaglach, i przyglądać się będą.

      Dzisiaj nie byłem na to przygotowany, wyszedłem tak odważnie, z taką prostą naturalnością. A jednak znowu coś przyszło i porwało mnie jak papier, zmięło i odrzuciło – zjawiło się coś niesłychanego.

      Bulwar St. Michel był pusty i przestronny i łatwo się szło po jego lekkiej pochyłości. Okna otwierały się w górze z brzękiem szklanym, a błysk ich leciał jak biały ptak przez ulicę. Powóz o jasnoczerwonych kołach przejechał, a dalej w dole ktoś niósł coś zielonego. Konie w błyszczącej uprzęży biegły przez ciemno spryskaną, czystą jezdnię. Wiatr był poruszony, nowy, łagodny, a wszystko wznosiło się: zapachy, wołania, dzwony.

      Mijałem jedną z kawiarń, w których co wieczór grywają fałszywi czerwoni cyganie. Z rozwartych okien pełzało z nieczystym sumieniem niewyspane powietrze. Kelnerzy gładko uczesani właśnie zamiatali pod drzwiami. Jeden z nich zgięty wpół ciskał garść po garści żółty piasek pod stoły. Wtem któryś z przechodzących trącił go i wskazał na dół wzdłuż ulicy. Kelner z mocno czerwoną twarzą przez chwilę patrzył z wytężeniem, po czym śmiech rozpostarł się na wygolonych policzkach, jakby rozsypany na nich. Kiwnął na resztę kelnerów, pośpiesznie obrócił kilka razy twarz z prawej strony ku lewej, aby zwołać wszystkich, a samemu nic nie uronić. I już stali wszyscy i spozierali; to patrząc w dół, to szukając, z uśmiechem lub złością, że jeszcze nie odkryli, co gdzie jest śmiesznego.

      Czułem, że wzrasta we mnie odrobina lęku. Coś pchnęło mnie na drugą stronę ulicy; lecz zacząłem tylko przyśpieszać kroku i zlustrowałem mimowolnie garstkę ludzi przed sobą, nie widząc na nich nic szczególnego. Ujrzałem wszakże, że jeden z nich, chłopiec w niebieskim fartuchu i z pustym koszykiem na ramieniu, patrzał za kimś. Skoro się napatrzył, obrócił się w miejscu ku domom i do roześmianego kupczyka po drugiej stronie ulicy stuknął się w czoło ruchem powszechnie znanym. Potem łypnął czarnymi oczyma i zadowolony począł iść ku mnie kołyszącym krokiem.

      Z chwilą gdy oko moje zyskało perspektywę, począłem oczekiwać jakiejkolwiek niezwykłej i uderzającej figury, ale okazało się, że przede mną nie szedł nikt poza wysokim, szczupłym mężczyzną w ciemnym płaszczu i miękkim czarnym kapeluszu na krótkich, płowych włosach. Upewniłem się, że ani w ubiorze, ani w zachowaniu tego człowieka nie ma nic zabawnego, i już chciałem poza niego spojrzeć w głąb ulicy, kiedy nagle potknął się. Ponieważ stąpałem tuż za nim, skupiłem uwagę, ale skoro doszedłem do tego miejsca, nic tam nie było, no nic! Szliśmy dalej obaj, on i ja, przestrzeń między nami nie zmniejszała się. Teraz była poprzeczna ulica i oto ów człowiek przede mną nierówno skoczył ze stopnia chodnika, podobnie jak nieraz dzieci idąc podskakują z radości. Na przeciwległy chodnik wszedł po prostu, jednym długim krokiem. Ale już zaraz podciągnął jedną nogę i podskoczył na drugiej raz i znowu raz, i jeszcze raz. Teraz można było znów ten nagły ruch poczytywać za potknięcie, gdyby sobie człowiek wmówił, że jakaś drobnostka tam leżała, pestka, śliska łupina owocu, cośkolwiek. A co najdziwniejsze, człowiek ów sam zdawał się wierzyć w istnienie jakiejś przeszkody, gdyż za każdym razem odwracał się ze wzrokiem podrażnionym i pełnym wyrzutu, właściwym człowiekowi w podobnych sytuacjach. Raz jeszcze jakiś ostrzegawczy głos wołał mnie na drugą stronę ulicy, lecz nie posłuchałem krocząc dalej za tym człowiekiem i całą uwagę skupiając na jego nogach.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      rue (fr.) – ulica. [przypis edytorski]

      2

      Maison d'Accouchement (fr.) – dom porodów. [przypis edytorski]

      3

      Hospital militaire (fr.) – szpital wojskowy. [przypis edytorski]

      4

      jodoform – żółta, krystaliczna substancja, jeden z pierwszych środków antyseptycznych. [przypis edytorski]

      5

      pommes frites (fr.) – frytki. [przypis edytorski]

      6

      Asyle de nuit (fr.) – schronienie nocne. [przypis edytorski]

      7

      Ah, tais-toi, je ne veux plus (fr.) – Ach, uspokój się, już nie chcę. [przypis edytorski]

      8

      brocanteuse (fr.) – handlarka starzyzną. [przypis edytorski]

      9

      konsjerżka (z fr.) – dozorczyni. [przypis edytorski]

      10

      taksa – stawka. [przypis edytorski]

      11

      Voilà votre mort, monsieur (fr.) – oto pańska śmierć, proszę pana. [przypis edytorski]

      12

      kędy (daw.) – gdzie. [przypis edytorski]

      13

      jąć (daw.) – zacząć. [przypis edytorski]

СКАЧАТЬ


<p>43</p>

Bibliothèque Nationale (fr.) – biblioteka narodowa. [przypis edytorski]