Totentanz. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Totentanz - Mieczysław Gorzka страница 33

Название: Totentanz

Автор: Mieczysław Gorzka

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788380742697

isbn:

СКАЧАТЬ śmierdzisz strachem jak inni. Nie pachniesz jak zwierzyna, tylko jak… łowca.

      Jeszcze dwa wyraźne pociągnięcia nosem. Co to za psychol?

      – Odkąd cię zobaczyłem, czuję coś dziwnego w środku głowy. Czy to możliwe, że jesteś taki sam jak ja, gliniarzu?

      – Nie, ty jesteś pierdolonym psycholem – wyszeptał z trudem.

      Napastnik zaczął oddychać jakoś inaczej. Czyżby się zaśmiał?

      – Tak, jesteś łowcą. Czuję w tobie instynkt drapieżnika. Chyba naprawdę jesteśmy podobni. Ciekawe.

      Nagle przed oczami Zakrzewskiego eksplodowało oślepiające światło, świat zawirował i w następnej chwili perspektywa jego widzenia się zmieniła. Ujrzał trawę, leżący nieopodal pistolet Parola i nogi w masywnych butach. Zanim stracił przytomność, zobaczył, że napastnik nachyla się nad nim.

      Rozdział 21

      Grażyna Tomczyk jak co wieczór wyszła zapalić papierosa na taras swojego domu na osiedlu Malowniczym w Leśnicy. Zwykle w tym czasie dzwoniła do Grzegorza do Londynu i zamieniali kilka słów. Mąż relacjonował jej, jak minął mu dzień w pracy, ona opowiadała, co robiła Lena, mówili sobie kilka miłych słów i kończyli. Taki wieczorny rytuał, żeby zupełnie nie stracić ze sobą kontaktu i podtrzymać wspólne tematy rozmów.

      Tyle tylko że dzisiaj Grzegorz nie odebrał komórki. Od pół godziny co kilka minut wybierała jego numer i za każdym razem włączała się poczta. Coś się stało? Grażyna zdenerwowała się i zapaliła drugiego papierosa dla uspokojenia nerwów. Im dłużej to trwało, tym bardziej z gąszczu myśli na powierzchnię przebijała się ta jedna, której starała się nie zauważać. Nie mogła jej już ignorować. Może on kogoś tam ma? Zastanowiła się, kiedy ostatnio się kochali, i rachunek nie wypadł najlepiej. Dawno. Nawet kiedy Grzegorz przyjeżdżał na weekend, ona była tak zmęczona mijającym tygodniem, że nie miała ochoty na seks. Codzienne dojazdy do miasta tam i z powrotem, korki, stres w pracy, wieczna gonitwa nie wiadomo za czym. Miała prawo być zmęczona. Sama prowadziła dom, wszystko było na jej głowie – od koszenia trawnika, przez opłacanie rachunków, po cieknący kran w kuchni. Na pewno – przyznała w myślach. Ale i tak jestem głupia. Wystarczyło się trochę zmusić i wszystko byłoby w porządku. Grzegorz byłby zadowolony i nie szukałby zaspokojenia na boku. Czy to dlatego ciągle przekładał decyzję o powrocie? Kredytu zostało już niewiele. Daliby sobie radę, gdyby tylko znalazł jakąś pracę. Ostatnio czytała, że gospodarka ma się bardzo dobrze, bezrobocie spada. Szczególnie w takich miastach jak Wrocław pracę mógł bez trudu znaleźć ten, kto chciał. Mówiła o tym Grzegorzowi, a on za każdym razem zmieniał temat. Czyżby nie chciał wracać, bo kogoś tam miał?

      Przestraszyła się, kiedy telefon zawibrował jej w dłoni. Odebrała szybko.

      – Cześć, kochanie – usłyszała tak dobrze znany baryton. – Przepraszam, że nie odebrałem, ale zapomniałem zabrać ze sobą komórkę.

      Grażyna od razu wyczuła w jego głosie dziwną nutę.

      – Dlaczego jesteś taki zasapany? – zapytała.

      – Wróciłem z joggingu – wyjaśnił. – Przecież wiesz, że wieczorami biegam. Dzisiaj zrobiłem sobie mocniejszy trening niż zwykle.

      Grażyna natychmiast wyobraziła sobie jeszcze inny powód jego zmęczenia i zaraz zganiła się w myślach. Jednak obraz nagich ciał splecionych w miłosnym uścisku nie chciał zniknąć z jej wyobraźni.

      – No tak – starała się, żeby jej głos brzmiał tak jak zwykle. – Tylko że dzisiaj słychać cię jakoś inaczej…

      – Inaczej? – zaśmiał się.

      – Jakbyś był bardzo blisko mnie. Za rogiem.

      – Skarbie, chciałbym być tak blisko. Niestety, to tylko złudzenie. Jestem bardzo daleko.

      – Grzegorz, ja już dłużej nie wytrzymam sama. Potrzebuję pomocy. Wszystko jest na mojej głowie.

      Mężczyzna po drugiej stronie linii się zasępił. Słychać było też coś innego. Dźwięki policyjnych syren. Pewnie zza okna. Grażyna wyobrażała sobie, jak mąż marszczy brwi nad tymi swoimi dziwnymi błękitnymi oczami. Kiedy go pierwszy raz zobaczyła, przestraszyła się tych oczu. Wydawały się zimne, puste w środku, jakby ich posiadacz nie miał w sobie uczuć. Dopiero kiedy bliżej go poznała, okazało się, że to tylko zasłona, za którą kryją się normalne ludzkie emocje. Czasem nawet ich nadmiar. Grzegorz nie miał rodziców, całe dzieciństwo spędził w domu dziecka i pewnie dlatego miał kłopot z okazywaniem uczuć.

      – Kochanie, to dobrze płatna praca, kredytu zostało nam już niewiele. Głupio by było teraz rezygnować. Wytrzymaj jeszcze kilka miesięcy.

      – Grzegorz, ja… – zawahała się. – Ja się boję.

      – Co się dzieje? – zaniepokoił się.

      – No wiesz… jesteśmy same z Lenką w domu przy lesie. Czasem robi się tutaj tak… ponuro…

      – Skarbie, nic ci nie grozi. Mieszkasz w bezpiecznym miejscu. Zaproś czasem swoich rodziców, niech zostaną na sobotę i niedzielę. Poczujesz się bezpieczniej.

      Zapaliła jeszcze jednego papierosa. Spojrzała w kierunku krzaków na tyłach domu i mimowolnie zadrżała. Kolejna konsekwencja wychowania w domu dziecka: Grzegorz zupełnie nie łapał pewnych niuansów w stosunkach dzieci – rodzice. Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego jej ojciec raczej nie będzie chciał zostać u nich na noc.

      Zmieniła temat.

      – Grzegorz, pamiętasz tę betonową płytę z wystającymi prętami, w kącie ogrodzenia? – zapytała.

      – Tak, prosiłaś mnie, żebym coś z nimi zrobił.

      – No właśnie, zrobiłeś?

      Usłyszała wyraźne westchnienie do słuchawki.

      – Przepraszam, zapomniałem – odpowiedział z ociąganiem. – Zajmę się nią w przyszłym tygodniu. Może zamówię jakiś transport, żeby ją zabrali…

      – Bo widzisz – przerwała mu – te pręty są już niegroźne. Ktoś je powyginał i już tak nie wystają. Myślałam, że to ty…

      – No, nie ja… Może twój ojciec.

      – Może.

      Jeszcze raz spojrzała w kierunku krzaków leszczyny i po raz kolejny w ciągu ostatnich dni wydawało jej się, że widzi potężną postać ukrytą w ich cieniu. To tylko krzaki – pomyślała uspokajająco.

      – Grzesiu, wracaj szybko.

      Rozdział 22

      Miarowe, metaliczne stukanie, które w jego uszach brzmiało niczym dzwon Zygmunt kołyszący się nad głową, przywróciło go do rzeczywistości. Z początku nie wiedział, gdzie jest. Otworzył wolno oczy i zobaczył СКАЧАТЬ