Będziesz tam. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 12

Название: Będziesz tam

Автор: Guillaume Musso

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8215-067-4

isbn:

СКАЧАТЬ się nie przerażało jej zbytnio, ale mentalność ludzi się zmieniała: wokół głośno mówiono o wolnej miłości, rewolucji seksualnej, i te zmiany wcale się jej nie podobały. Ona pragnęła dla siebie związku trwałego. Nie wyobrażała sobie, żeby ukochany mężczyzna mógł któregoś dnia wypróbowywać różne pozycje Kamasutry z innymi kobietami.

      Napiła się wody i osuszyła oczy papierową chusteczką.

      Może niewystarczająco okazywała Elliottowi, jak bardzo jest do niego przywiązana? Była z natury wstydliwa i miłosne słownictwo nie przechodziło jej łatwo przez usta. Czy kiedy się kocha, trzeba koniecznie o tym mówić? Przecież to się czuje! Poza tym, kiedy kobieta prosi mężczyznę, by został ojcem jej dzieci, wszystko jest chyba jasne, nieprawdaż?

      Właśnie dlatego, że go kochała, chciała mieć z nim dziecko. Nie należała do kobiet, które pragną tego za wszelką cenę, wyłącznie dla siebie. Miała ochotę mieć dziecko z Elliottem. Dziecko, które byłoby przedłużeniem ich miłosnego związku.

      Tyle tylko, że on najwyraźniej nie miał na nie ochoty.

      A ona nie rozumiała dlaczego.

      Domyślała się, że chęć posiadania dziecka jest nieodłącznie związana z osobistą trajektorią każdego człowieka i historią jego własnej rodziny. W Brazylii Ilena wychowała się w ubogiej, ale kochającej się rodzinie i była pewna, że kiedyś sama zostanie matką. Elliott natomiast nie miał dobrych stosunków z rodzicami. Może właśnie to było powodem jego blokady?

      Mimo wszystko nie wątpiła, że byłby dobrym ojcem, zdolnym dać dziecku szczęście. Parokrotnie, chodząc po niego do szpitala, widziała, jaki jest jego stosunek do małych pacjentów. Był chirurgiem pediatrą i miał podejście do chorych dzieci. Był rzetelny i zrównoważony, nie brakowało mu dojrzałości, nie był egoistą jak niektórzy mężczyźni spośród znajomych z otoczenia. Bez trudu mogła wyobrazić sobie Elliotta w roli czułego tatusia, uważnie słuchającego swoich dzieci. Wielokrotnie miała zamiar przerwać stosowanie pigułek antykoncepcyjnych, udać „wypadek” i postawić Elliotta przed faktem dokonanym. Ale gdyby tak zrobiła, miałaby poczucie, że nadużyła zaufania, jakim się wzajemnie darzyli.

      A więc, w czym był problem?

      Wiedziała o nim bardzo dużo. Znała jego determinację, altruizm, inteligencję, zapach i smak skóry, każdą kostkę kręgosłupa i ten dołek w policzku, kiedy się uśmiechał.

      A może zawsze jest w ukochanej osobie jakiś szczegół, o którym się nie wie? Czy to nie on sprawia, że miłość nadal trwa?

      W każdym razie jednego była pewna: mężczyzną jej życia i ojcem ich przyszłych dzieci może być tylko on, i nikt inny.

      Więc jeśli chodzi o dziecko, to będzie je miała z nim albo wcale.

      *

      San Francisco

      Rok 1976

      Przygnębiony Elliott wracał do domu swoim garbusem. Jechał powoli. Walczył o życie, ale przegrał. Przecież nie jest Bogiem, tylko niewiele znaczącym lekarzem.

      Z wolna zapadała noc. Latarnie uliczne i światła jadących samochodów zapaliły się jednocześnie. Zmęczony, wytrącony z równowagi przewijał w myślach film z ostatnich dwóch dni: sprzeczka z Ileną, spotkanie na lotnisku z tym dziwnym mężczyzną, mała Anabel, której nie zdołał uratować.

      Skąd to nieustanne uczucie, że życie wymyka mu się z rąk? Że nie ma na nie wpływu?

      Zatopiony w myślach, dojeżdżając do skrzyżowania Fillmore z Union Street, zbyt późno spojrzał w lusterko wsteczne. Kiedy samochód zarzuciło lekko w stronę chodnika, poczuł jakiś opór, a potem usłyszał głuchy odgłos.

      Czyżbym złapał gumę?

      Zgasił silnik i wyszedł z samochodu. Obejrzał opony, potem zderzaki.

      Nic.

      Już miał jechać dalej, kiedy z przeciwległego chodnika do jego uszu dotarła jakaś skarga, coś jakby kwilenie.

      Spojrzał w tamtym kierunku i na brzegu jezdni dostrzegł małego pieska.

      Tylko tego brakowało… – westchnął.

      Przeszedłszy przez ulicę, zobaczył beżowego labradorka leżącego na boku z podwiniętą pod siebie prawą przednią łapką.

      – No, rusz się! – zawołał do szczeniaka, w nadziei, że nie zranił go poważnie.

      Ale psiak nie ruszył się z miejsca.

      – Zjeżdżaj stąd! – spróbował ponownie, udając, że grozi mu kopniakiem.

      Pies wydał z siebie tylko zduszony jęk, w którym słychać było ból. Zakrwawiona łapa uniemożliwiała mu jakikolwiek ruch, ale na Elliotcie nie robiło to wrażenia. Nigdy specjalnie nie przepadał za zwierzętami. Zajmował się ludźmi: mężczyznami, kobietami, dziećmi… Wszystkimi bez wyjątku pacjentami, których leczył w szpitalu. Ale zwierzęta…

      Wzruszył ramionami i odwrócił się od zwierzaka. Nie ma co tracić więcej czasu dla tego kundla.

      Wrócił do samochodu i bez emocji przekręcił kluczyk w stacyjce.

      Oczywiście, gdyby Ilena była na jego miejscu, nie odjechałaby jak złodziej, tylko zajęła się szczeniakiem, a następnie starałaby się znaleźć jego właściciela.

      Tak właśnie postąpiłaby Ilena…

      Odniósł wrażenie, że siedzi obok niego i niemalże usłyszał, jak mówi: „Ten, kto nie kocha zwierząt, nie potrafi kochać ludzi”.

      Jakieś kretyńskie brednie! – pomyślał, kręcąc głową. Niemniej jednak, wbrew sobie, zatrzymał się parę metrów dalej i cofnął auto.

      Nawet z odległości czterech tysięcy kilometrów ta kobieta robiła z nim, co chciała!

      – No, dalej, ładuj się, stary – rzekł, wsadzając psa na tylne siedzenie samochodu. – Jakoś to opatrzymy.

      *

      Z uczuciem ulgi Elliott dojechał do mariny. Rząd rezydencji wzniesionych nad oceanem stanowił raczej udaną mieszaninę stylów architektonicznych z różnych epok. Domy z wieżyczkami sąsiadowały z bardziej nowoczesnymi budowlami, wykonanymi ze stali i szkła, a wszystko razem, niespodziewanie – jak za dotknięciem magicznej różdżki – tworzyło asymetryczny, choć zupełnie harmonijny kompleks.

      Noc była ciemna i wiał silny wiatr. Nad brzegiem oceanu jakiś oryginał o wyglądzie hippisa bawił się, puszczając latawca ozdobionego małymi lampionami.

      Elliott zaparkował samochód przed wejściem do domu i ostrożnie wziął psa na ręce. Z tą ruchomą „paczką” skierował się ku jednemu z domków w stylu śródziemnomorskim.

      Przekręcił klucz w zamku i wszedł do mieszkania, które kupił za pieniądze ze spadku. Miejsce СКАЧАТЬ