Będziesz tam. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 13

Название: Będziesz tam

Автор: Guillaume Musso

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8215-067-4

isbn:

СКАЧАТЬ ułożył psa na kanapie, obok postawił torbę lekarską i przystąpił do oględzin zwierzęcia. Oprócz paskudnej, otwartej rany na łapie, psiak nie doznał innych obrażeń, był tylko trochę potłuczony. O dziwo, nie miał obroży i spoglądał na Elliotta nieufnie.

      – Posłuchaj, Znajdek, wiem, że mnie nie lubisz, ale ja odwzajemniam to uczucie. Mimo wszystko jestem ci potrzebny, więc leż spokojnie, jeśli chcesz, żebym cię opatrzył…

      Po tym ostrzeżeniu Elliott zdezynfekował ranę i założył opatrunek.

      – No dobrze, teraz odpoczywaj sobie, ale jutro powędrujesz do schroniska! – rzucił w stronę psa, po czym oddalił się od kanapy.

      Przez salon i bibliotekę przeszedł do kuchni. Te trzy pomieszczenia znajdowały się na jednej ogromnej powierzchni, a ich okna wychodziły na wewnętrzny ogród, pośrodku którego, umiejętnie podświetlony, rósł złoty cedr z Alaski.

      Elliott wziął z lodówki napoczętą butelkę białego wina, napełnił kieliszek i poszedł delektować się trunkiem na znajdujący się na piętrze oszklony taras, wysunięty z dachu jak pomost, sięgający daleko w morze.

      Z kieliszkiem wina w dłoni usiadł w wiklinowym fotelu, wystawiając twarz na podmuchy wiatru.

      Na krótką chwilę przed jego oczami pojawiła się Anabel Romano.

      Zasrany dzień – pomyślał, przymykając powieki.

      Nie mógł wiedzieć, że ten dzień jeszcze się nie skończył…

      4

      I zapamiętaj swoje sny (…). Nigdy nie wiadomo, kiedy ci się przydadzą.

      Carlos Ruiz Zafon

      San Francisco

      Wrzesień 2006

      Elliott ma 60 lat

      Była późna noc, kiedy Elliott dotarł do mariny. Zaparkował samochód w alejce dojazdowej i wszedł do domu w stylu śródziemnomorskim, w którym mieszkał od trzydziestu lat. Gdy wchodził, fotokomórka rejestrująca każdą obecność włączyła oświetlenie: niebieskawe światło zalało wnętrze niczym odblask fal.

      Przez salon i bibliotekę przeszedł do kuchni. Od czasu wyjazdu córki do Nowego Jorku dom był pusty i cichy. Znajdek, stary labrador, nie żył od jedenastu lat i nie zastąpił go żaden inny pies. W lodówce Elliott znalazł butelkę białego wina, które nalał do kieliszka. Z powodu piekącego bólu w krzyżu z trudem wszedł na piętro po kilkunastu metalowych stopniach. Zatrzymał się na kilka sekund w sypialni, otworzył szufladkę stolika nocnego i wyjął flakonik z pigułkami, o którym nie myślał przez cały dzień.

      Następnie wyszedł do ogrodu urządzonego na tarasie, skąd rozciągał się przepiękny widok na port i zatokę.

      Z prawdziwą przyjemnością wsłuchiwał się w znajome pobrzękiwanie Wave Organ, dziwacznej konstrukcji wzniesionej na końcu pomostu, która wydawała smętne dźwięki wywoływane rytmem fal wlewających się w rury.

      Coś takiego można było zbudować tylko w San Francisco, pomyślał, sadowiąc się w starym wiklinowym fotelu.

      Wiatr muskający twarz sprawił, że przeszły go dreszcze. Zafascynowany patrzył z niedowierzaniem na dziewięć pigułek leżących na dnie flakonika.

      Nie miał pojęcia, co w nich jest, ale nabrał ochoty, żeby powtórzyć eksperyment z poprzedniego dnia. Prawdę mówiąc, nie robił sobie złudzeń: te pigułki z pewnością nie miały nic wspólnego ze snem, który mu się przyśnił.

      Mimo to, może warto spróbować…

      Powoli przechylił flakonik i gdy pigułka wypadła, ostatni raz się zawahał.

      A jeśli to trucizna albo jedno z tych egzotycznych świństw zakłócających pracę umysłu?

      Wszystko możliwe, ale co ryzykuje? Jakkolwiek by było i tak wkrótce wykończy go rak.

      Trochę wcześniej czy trochę później… pomyślał, popijając pigułkę łykiem wina.

      Z początku nic się działo. Usiadł wygodniej w fotelu i czekał. Z powodu choroby czuł się stary i bardzo zmęczony.

      W myślach przewinął film z kilku ostatnich godzin, raz jeszcze rozważając nagłą i bolesną decyzję, że pod koniec miesiąca przestanie operować.

      Zasrany dzień – powiedział do siebie, zanim zamknął oczy.

      I zanim zasnął…

      5

      Spotkanie drugie

      Fakt, że nie opadły nas jeszcze hordy przyszłych turystów, jest najlepszym dowodem na to, że podróż w czasie nie jest możliwa.

      Stephen Hawking

      San Francisco

      Wrzesień 1976

      Elliott ma 30 lat

      – Leniuchujemy sobie, co?

      Elliott otworzył oczy i podskoczył tak gwałtownie, że spadł z fotela. Podniósł nos ubrudzony kurzem i spojrzał w górę. Niewyraźna sylwetka odcinała się w świetle gwiazd – sylwetka mężczyzny spotkanego poprzedniego dnia na lotnisku. Stał z ramionami skrzyżowanymi na piersiach i patrzył na Elliotta, uśmiechając się lekko, widocznie zadowolony z kawału, jaki zrobił.

      – Co do jasnej cholery robi pan na moim tarasie? – zagrzmiał młody lekarz.

      – Jestem u siebie, podobnie jak ty… – odparł dziwny gość.

      Zdziwiony i jednocześnie urażony Elliott podniósł się z impetem. Z zaciśniętymi pięściami podszedł do swojego rozmówcy i przez parę chwil spoglądali na siebie w milczeniu. Byli dokładnie tego samego wzrostu.

      – Czy mogę wiedzieć, w co pan się bawi? – spytał Elliott groźnym tonem.

      Tamten pominął jego pytanie i spytał łagodnie:

      – Nie chcesz tego przyjąć do wiadomości, nieprawdaż?

      – Czego?

      – Prawdy…

      Elliott wzruszył ramionami.

      – A jaka jest ta prawda?

      – A taka, że jestem tobą.

      – Prawdą jest to, że jest pan szalony!

      – A ty, chłopie, nie potrafisz wyluzować.

      Elliott przyjrzał się uważniej stojącemu przed nim mężczyźnie.

      Dzisiaj СКАЧАТЬ