Będziesz tam. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 7

Название: Będziesz tam

Автор: Guillaume Musso

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8215-067-4

isbn:

СКАЧАТЬ opanowywał tremę, czuł się jak artysta mający za chwilę wejść na scenę. Operacje na otwartym sercu uważał za coś w rodzaju misterium. Ile ich przeprowadził? Setki, a nawet tysiące. Pięć lat temu ekipa telewizyjna nagrała o nim reportaż, wychwalając jego złote ręce zdolne zszyć cieniutkie jak igła naczynia krwionośne nićmi niewidocznymi gołym okiem. Jednak za każdym razem napięcie było takie samo, i ta sama obawa, że coś się nie powiedzie. Operacja trwała ponad cztery godziny, podczas których serce i płuca zostały odłączone, a ich czynności przejęte przez maszynę. Niczym hydraulik, Elliott zatkał otwór między obiema jamami i otworzył dojście do płuc, by zapobiec przepływowi krwi żylnej do aorty. Wymagało to wielkiego doświadczenia oraz koncentracji. Jego dłonie nie drżały, ale myślami był daleko: przy własnej chorobie, o której nie umiał zapomnieć, i przy tym dziwnym śnie z ostatniej nocy. Zdawszy sobie nagle sprawę z rozproszonej uwagi, poczuł się winny i skupił na zadaniu, które musiał wykonać.

      Kiedy operacja dobiegła końca, Elliott wyjaśnił rodzicom dziecka, że jest jeszcze za wcześnie, by oceniać wynik. Przez kilka dni malec będzie poddany intensywnej terapii polegającej na wspomaganiu oddychania, która potrwa tak długo, aż serce i płuca zaczną normalnie funkcjonować.

      Potem, nie zdjąwszy fartucha, wyszedł na parking szpitalny. Słońce, wiszące teraz wysoko na niebie, oślepiło go i ten blask na ułamek sekundy przyprawił Elliotta o zawrót głowy. Był wyczerpany, u kresu sił. Czy to rozsądne lekceważyć własną chorobę? – zapytał sam siebie. Czy może nadal operować, narażając życie pacjentów? Co wydarzyłoby się dzisiejszego ranka, gdyby zasłabł podczas operacji?

      Zapalił papierosa, żeby pobudzić umysł, i zaciągnął się dymem z rozkoszą. Z rakiem przynajmniej jedno było pewne. Elliott mógł sobie palić do woli, bo i tak najgorsze już się stało.

      Lekka bryza wywołała w nim dreszcz. Odkąd wiedział, że wkrótce umrze, stał się wrażliwszy na wszystko, co go otaczało. Wyraźniej czuł pulsowanie miasta, jakby było żywym organizmem. Ze szczytu Nob Hill, na którym stał budynek szpitala, czuło się wibracje portu i nabrzeży. Wciągnął ostatni haust dymu i zdusił niedopałek. Podjął już decyzję: przestanie operować pod koniec miesiąca i powie o swojej chorobie córce oraz Mattowi.

      Taki będzie koniec. Nie można cofnąć czasu. Już nigdy nie wykona tego, co uważał za jedyną pożyteczną rzecz – nie będzie już leczył chorych.

      Raz jeszcze przez chwilę pomyślał o tej nagłej decyzji i poczuł się stary i biedny.

      – Doktorze Cooper?

      Elliott odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Shariką, swoją indiańską internistką. Zamieniła lekarski fartuch na sprane dżinsy i bluzeczkę na cienkich ramiączkach. Nieśmiało wyciągała w jego stronę kubek z kawą. Promieniała młodością i urodą.

      Elliott wziął kubek z jej dłoni i podziękował uśmiechem.

      – Przyszłam się pożegnać, doktorze.

      – Pożegnać?

      – Mój staż w Stanach dzisiaj się kończy.

      – Dzięki za pomoc, Shariko, będziesz dobrym lekarzem.

      – Za to pan jest wielkim lekarzem.

      Elliott zaprzeczył ruchem głowy, zażenowany komplementem.

      Młoda Indianka podeszła bliżej.

      – Obiecałam sobie… pomyślałam, że może moglibyśmy wybrać się gdzieś razem dziś wieczorem.

      Na ułamek sekundy jej piękna twarz w kolorze miedzi oblała się szkarłatem. Była nieśmiała i ta propozycja musiała ją wiele kosztować.

      – Przykro mi, ale nie jest to możliwe – odparł Elliott, zaskoczony obrotem rozmowy.

      – Rozumiem – odrzekła.

      Odczekała krótką chwilę i dodała:

      – Kończę staż o osiemnastej, a zatem dziś wieczorem nie będzie już pan moim przełożonym, ja zaś nie będę podlegać pana poleceniom. Więc jeśli to pana powstrzymuje…

      Elliott przyjrzał się jej uważnie. Ile mogła mieć lat? Najwyżej dwadzieścia pięć. Nigdy nie zachowywał się wobec niej dwuznacznie i teraz czuł się skrępowany.

      – Nie o to chodzi.

      – Może to śmieszne – rzekła – ale zawsze wydawało mi się, że nie jestem panu obojętna…

      Co miał na to odpowiedzieć? Że jakaś jego cząstka była już martwa oraz że reszta wkrótce podąży tym samym śladem? Podobno na miłość nigdy nie jest za późno, ale to wierutna bzdura…

      – Nie wiem, co powiedzieć.

      – W takim razie proszę nic nie mówić – szepnęła, odwracając się na pięcie.

      Odchodząc wyraźnie urażona, raptem przypomniała sobie o czymś.

      – Byłabym zapomniała – rzuciła, nie odwracając się – była wiadomość dla pana od pańskiego przyjaciela Matta. Dzwonił pół godziny temu i bardzo się niecierpliwił…

      *

      Elliott wypadł ze szpitala jak burza i złapał pierwszą z brzegu taksówkę. Rzeczywiście umówił się z Mattem na lunch i był już spóźniony.

      Przyjaźń od pierwszego wejrzenia zdarza się podobnie jak miłość. Matt i Elliott spotkali się czterdzieści lat temu w szczególnych okolicznościach. Pozornie wszystko ich dzieliło. Matt był Francuzem, ekstrawertykiem, amatorem pięknych kobiet uganiającym się za przyjemnościami życia; Elliott natomiast był Amerykaninem i zamkniętym w sobie samotnikiem. W Napa Valley kupili kiedyś na spółkę winnicę – Périgord de la Californie. Wina, które tam produkowali – sympatyczne cabernet sauvignon oraz chardonnay o smaku ananasa i melona – zyskały dobrą sławę, dzięki nieustającym staraniom Matta i promowaniu przez niego tych produktów w całych Stanach, a także w Europie i Azji.

      Elliott wiedział, że Matt jest przyjacielem, który pozostanie przy nim do końca. Tym, do którego zadzwoni w środku nocy i zawiadomi, że trzeba będzie uprzątnąć trupa.

      Tymczasem jeszcze żył, a Matt z pewnością zaraz go opieprzy…

      *

      Wytworna restauracja Bellevue, w której jadali regularnie, znajdowała się przy Embarcadero i stała frontem do oceanu. Z kieliszkiem w dłoni Matt Delluca od pół godziny czekał na tarasie wychodzącym na Bay Bridge, Treasure Island i drapacze chmur dzielnicy biznesu.

      Miał właśnie zamówić trzeci kieliszek, kiedy zadzwoniła jego komórka.

      – Cześć, Matt, wybacz, ale trochę się spóźnię.

      – Tylko się nie spiesz, Elliott. Zdążyłem już przywyknąć do twojego bardzo szczególnego poczucia punktualności…

      – Albo się mylę, albo masz zamiar zrobić mi scenę.

      – СКАЧАТЬ