Tajemnica z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnica z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 7

Название: Tajemnica z Auschwitz

Автор: Nina Majewska-Brown

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия:

isbn: 9788311158405

isbn:

СКАЧАТЬ talarki warzywa i owoce, zrobiłam zapas herbaty, ale suszyłam też rumianek, dziurawiec i inne zioła. Przechowywałam to wszystko w szczelnie zamkniętych słojach w piwnicy. Pamiętając, jak cenna była sól podczas pierwszej wojny światowej i ile można było za nią uzyskać, zrobiłam też spory jej zapas. Już wcześniej zaopatrzyłam się w niezbędne leki i opatrunki, wychodząc z założenia, że lepiej ich nie wykorzystać i przeterminowane wyrzucić, niż nie mieć pod ręką, gdy będą potrzebne.

      Zakupy robiłam dyskretnie, żeby nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania sąsiadów. Korzystałam z pomocy jednego z naszych pracowników, który z racji obowiązków zawodowych często jeździł po okolicy. Upychałam wszystko w spiżarni, za regałem, w skrytce, o której wiedziałam tylko ja. Myślę, że nawet nasza służąca Ada nie domyśliła się, jaki magazynek żywności stworzyłam. Przestałam ufać ludziom, uznając, że im mniej wiedzą, tym lepiej. W dwóch wielkich dębowych beczkach zakisiłam kapustę, w innej ogórki, tłumacząc zdziwionej Adzie, że spodziewam się wizyty krewnych.

      Ada, najmłodsza córka zduna z sąsiedniej wsi, na szczęście była dość ograniczona i nie zadawała zbędnych pytań, ale to nie usypiało mojej czujności. Bałam się, że znając prawdę, może się bezwiednie wygadać, a tym samym zachęcić złodzieja, w czasie wojny zaś głód popycha wielu w tę niechlubną stronę.

      Rodzinne spotkanie w Sarnicach, w leśniczówce teściów Stefanii, zdjęcie z archiwum prywatnego

      Rodzina na schodach leśniczówki, tuż przed aresztowaniem, zdjęcie z archiwum prywatnego

      Karta żywnościowa, podobna do tej, jaką w czasie wojny dysponowała rodzina

      Floriana moje wysiłki nie interesowały. Dawał mi niewielkie sumy pieniędzy, tłumacząc, że ojczyzna wymaga również finansowych poświęceń. Było mi to obojętne. Zależało mi tylko na tym, by dziewczynki przeżyły, żebyśmy przetrwali. Choć uczciwie muszę przyznać, że mąż miał pewien wkład w domowe zapasy. Nie wiem, jakim cudem, i wolałam o to nie pytać, co miesiąc zdobywał na to samo niemieckie nazwisko kartę żywnościową dla dorosłych. Zawsze gdy szłam ją realizować do pobliskiego sklepu rozdzielczego, drżałam z obawy, że nasz fortel się wyda. Podejrzewałam, że pulchna kobiecina z włosami upiętymi w wielki kok na karku i twarzą pomarszczoną jak rodzynek wie o naszym oszustwie, ale, jak większość ludzi wówczas, o nic nie pytała i nie komentowała. Podobnie jak ja uważała, że im mniej wie, tym mniej jej grozi.

      Wydałam całe swoje oszczędności, lecz z każdym kolejnym kilogramem jedzenia w spiżarni robiłam się nieco spokojniejsza. Zadbałam też o ogródek. Zdobyłam z pałacu sadzonki większej liczby warzyw niż zazwyczaj. Poletko za domem kazałam obsadzić jak najgęściej ziemniakami, burakami i cebulą. Wysiałam też seler, por i marchew. Adzie powiedziałam, że chciałabym mieć trochę własnych pieniędzy i na jesieni po prostu sprzedam warzywa. Przyjęła to ze zrozumieniem.

      Choć w domu robiło się coraz skromniej, a posiłki stawały się coraz bardziej monotonne, zawsze jadaliśmy na najlepszej zastawie, jaką miałam – prezencie ślubnym od rodziców: porcelanowym kremowym serwisie z Ćmielowa wykończonym złotym paskiem. To była moja chwila luksusu i powiew nadziei, że jeszcze kiedyś będzie normalnie, a na tych talerzach znajdą się frykasy. Serwis składał się z dwunastu kompletów obiadowo-kawowych, z których część podczas przeprowadzki niestety się wytłukła, ale i tak mogłam nakryć stół dla dziewięciu osób.

      *

      Teraz leżę sama w łóżku i panicznie się boję. Boję się każdego odgłosu w domu i poza nim. Boję się swojej wyobraźni i wiadomości, które mogę otrzymać. Boję się kolejnego dnia i kolejnej nocy. Florian jak zwykle jest w lesie z partyzantami. Gdy dołączył do AK, straciłam go jeszcze bardziej.

      Stefania została przyjęta do II klasy PŻGSU w Tarnowie na mocy egzaminu zdanego 26 czerwca 1923 r. i rozpoczęła naukę z początkiem roku szkolnego 1923/24 (AT, sygn. SZ. B II 51, Egzaminy wstępne do Gimnazjum 1921–1929, b.s.).

      (AT, sygn. SZ B II 72, Świadectwa Dojrzałości. Prywatne Żeńskie Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie 1929/1930)

      Wnętrze szkoły: Katalogi Główne Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie (AT, sygn. Fot. 21).

      Dwa zdjęcia fragmentów budynku szkolnego i pensjonatu: Katalogi Główne Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie (AT, sygn. Fot. 21 i AT, sygn. Fot. 3).

      2

      Ewa siedziała przed domem na hałdzie piasku i wygrzebywała w nim dziurę łyżką do zupy. Rączka już dawno się wygięła, ale dziewczynka i tak dobrze się bawiła. Była ubrana w białe majteczki i modną cieniutką niebieską sukienkę: mały karczek, od którego na wysokości ramion zaczynała się spódniczka, lekko bufiaste rękawki i guziczki na plecach od samej szyi. Kolanówka zsunęła się jej z pulchnej nóżki, a do sandałków wsypał się piasek. Małej to jednak nie przeszkadzało.

      Tutaj przynajmniej nie czuła nerwowości i napięcia, które od pewnego czasu panowały w domu. Mama, choć się uśmiechała, wydawała się spięta i nieobecna, tata zaś znikał na całe dnie i noce. Zresztą nawet gdy się pojawiał, nigdy się z nią ani z jej siostrą nie bawił. Za to w mieszkaniu królowała surowa babcia Maria, ze swoimi zasadami i oczekiwaniami. Często też odwiedzała je ulubiona ciocia Zosia, która mieszkała obok, łaskotała najlepiej na świecie i zawsze miała w kieszeni cukierka.

      Było słonecznie СКАЧАТЬ