Название: Władcy czasu
Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Исторические детективы
Серия: Trylogia Białego Miasta
isbn: 978-83-287-1332-1
isbn:
– Słabą masz wiarę w ludzi, skoro sądzisz, że siostra zabiła siostrę… Nie chcę nawet o tym myśleć – powiedziała i spojrzała przez owalne okienka budynku.
– Pracuję w Wydziale Kryminalnym, a ty mi mówisz o wierze w rodzaj ludzki? – Puściłem do niej oko, starając się rozładować napięcie. – Ale jeśli nie mam racji, to co je spotkało, Esti? Co mogło je spotkać?
– Siedemnastolatka nie ucieka z domu z dwunastoletnią siostrą, nie może sobie pozwolić na taki balast – odparła. – Estefanía nie jest nawet pełnoletnia. I są ślady krwi Oihany, coś musiało się wydarzyć.
– Od dwóch tygodni się nad tym zastanawiamy i nic nie znaleźliśmy. Musimy robić to, co zawsze, nieważne, jak trudne okaże się śledztwo. Posuwajmy się naprzód tak szybko, jak się da. I… jesteśmy na miejscu. – Zatrzymaliśmy się przed drzwiami na trzecim piętrze, po lewej stronie korytarza.
– Dzień dobry, Prudencio – przywitałem się z właścicielem mieszkania.
– Pruden, wolę, jak mówią na mnie Pruden. Ale nie stójcie tak na klatce schodowej, zapraszam do środka.
Przeszliśmy przez próg wydawnictwa Malatrama. W mieszkaniu nie było ścian wewnętrznych, wysoki, sklepiony sufit o belkach z pomalowanego na biało drewna podtrzymywało wiele cienkich kolumn. Ściany boczne ozdobiono plakatami przedstawiającymi straszne boginie i pejzaże science fiction, które zapowiadały rychłą apokalipsę. Od patrzenia na nie człowiekowi kręciło się w głowie i czuł się maleńki. Nie tylko mnie przytłoczył ten wystrój.
– Naprawdę potrafi pan się skoncentrować przy tych obrazach tak…? – zaczęła Milán, ale nie umiała znaleźć właściwego słowa.
– Przejmujących, dramatycznych, przerażających?
– Właśnie.
– To ilustracje z najlepiej sprzedających się tytułów. Przynajmniej do tej pory – powiedział wydawca i chociaż dzień nie był zbyt gorący, wytarł sobie twarz chusteczką, która wydawała się w jego ręce mikroskopijna. W drugiej trzymał dużą metalową konewkę.
Pruden chodził boso, drewniana podłoga musiała być ciepła. Ubrany był w białe lniane spodnie i białą marynarkę, która opinała mu wielki brzuch. Miał siwe włosy i kręconą brodę, wyglądał z nią jak druid, który w każdej chwili pożarłby z chęcią pieczonego dzika.
– Właśnie podlewałem kwiaty. Wydawało mi się, że był pan z rodziną na promocji książki w Villa Suso, prawda?
Zaprowadził nas na balkon wychodzący na wąskie patio. Wychyliłem się i zajrzałem ostrożnie w głąb tej studni. Zobaczyłem wypielęgnowane pelargonie, koty wylegujące się w ocienionym kącie, wilgotne jeszcze pranie rozwieszone pod wysłużonym daszkiem, usłyszałem brzęk naczyń kuchennych, poranne debaty telewizyjne, miałem wrażenie, że zajrzałem pod spódnicę życiu sąsiedzkiemu najstarszej części Vitorii.
Pachniało ziemniakami z chorizo, które przyrządzała pewnie jakaś babcia, a Estíbaliz zawstydziła się, bo zaburczało jej w brzuchu.
– Lubię myśleć, że pracuję w miejscu, w którym tętniło życie tysiąc lat temu, jeszcze przed wybudowaniem tego pałacu w piętnastym wieku. I pan też – zaśmiał się dźwięcznie i wskazał na mnie palcem – pan nosi nazwisko López de Ayala, co za zbieg okoliczności, że mieszka pan u wylotu ulicy Correría.
Zakląłem w duchu. Czy już wszyscy wiedzieli, gdzie mieszkam? Nie było sposobu, żeby odzyskać anonimowość w mieście, które uczestniczyło w manifestacji przed moim domem i zapalało znicze przed wejściem po podwójnej zbrodni w dolmenie.
– Pańscy przodkowie – ciągnął – podczas walk o wpływy w czternastym wieku kontrolowali tu kilka strategicznych miejsc. Ród Ayalów spotykał się zwykle na schodach kościoła Świętego Michała. Callejowie w zaułku Portal Oscuro, niedaleko stąd, na końcu uliczki Anorbín, która kiedyś nazywała się Angevín, i tę właśnie nazwę znajdujemy w średniowiecznych dokumentach. Ayalowie bronili interesów pierwszych obywateli miasta. Ciekawy zbieg okoliczności. Czy mieszkanie przy placu Virgen Blanca jest pańską własnością?
– Ależ skąd, po prostu trafiła mi się świetna okazja, kiedy szukałem czegoś do wynajęcia.
– Ciekawe, bardzo ciekawe. Że potomek Ayalów po tylu wiekach jest strażnikiem tego miasta.
Spodobało mi się, że tak o mnie powiedział, ale natychmiast przypomniałem sobie o dwóch zaginionych dziewczynkach i zamordowanym ojcu pięciorga dzieci, choćby nawet nie był ich biologicznym ojcem, i moja duma ulotniła się w mgnieniu oka.
– Proponuję, żebyśmy skupili się na temacie – zasugerowałem. – Odpowiadając na pańskie pytanie: tak, byłem na promocji powieści. Jak każdy, chciałem dostać autograf. Ale okazało się to niemożliwe. Jest pan wydawcą bardzo nieuchwytnego pisarza.
– Powiedziałbym raczej: dyskretnego.
– Bez owijania w bawełnę: wie pan, kim on jest?
– Niestety nie mam pojęcia.
– Ale ma pan jakieś podejrzenia? – zapytała Estíbaliz.
– Usiądźmy. Nie zaproponowałem wam nic do picia.
– Proszę się tym nie przejmować, mamy tysiąc spraw do załatwienia, będziemy się streszczać. Wszczęliśmy dochodzenie w sprawie śmierci przedsiębiorcy znalezionego w toaletach Villa Suso.
Wydawca zrobił wielkie oczy.
– A więc to prawda, że nie zmarł z przyczyn naturalnych. Oczywiście zdziwiłem się, że zamknęliście budynek i przesłuchaliście wszystkich obecnych, chociaż agenci zapewniali nas, że to rutynowe czynności.
– Na tak wczesnym etapie śledztwa nie możemy jeszcze odpowiedzieć na pańskie pytanie. Badamy obecnie kilka wątków. Proszę nie wpadać w panikę, ale musimy ustalić, czy spotkanie promocyjne i śmierć przedsiębiorcy są ze sobą jakoś powiązane. Dlatego tak ważna jest dla nas tożsamość wielkiego nieobecnego, czyli naszego pisarza.
– Pisarza widma – mruknęła Estíbaliz.
– Nie będę was okłamywał, owszem, mam swoje podejrzenia – powiedział i odwrócił się plecami, spoglądając na obrazki na ścianach. – Wiem, o co mnie zapytacie: czy go nie widziałem, nie umówiliśmy się na podpisanie umowy, nie spotkałem się z nim?
– Tak, to prawda, te pytania przyszły nam do głowy – przyznałem.
– Skontaktował się ze mną przez e-mail, zawsze posługuje się pseudonimem Diego Veilaz. Nie publikujemy zwykle beletrystyki, jesteśmy małym wydawnictwem wyspecjalizowanym w komiksach, drukujemy katalogi wystaw finansowane najczęściej przez muzea. Ale kiedy СКАЧАТЬ