Название: Władcy czasu
Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Исторические детективы
Серия: Trylogia Białego Miasta
isbn: 978-83-287-1332-1
isbn:
– Kilka godzin temu w komisariacie zjawiło się dwóch pani braci. Andoni powiedział nam, że jest pani manipulatorką, poprosił, żebyśmy panią przesłuchali w sprawie śmierci rodziców.
Irene starała się być silna, ale musiała oprzeć się na grabiach.
– Nie spodziewałam się tego, naprawdę – przyznała. – Trochę to smutne, w dodatku w takim dniu. Nie chciałabym, żebyście pomyśleli, że robię z siebie świętą albo idiotkę, ale nie doleję oliwy do ognia, nie będę mówić źle o swoich braciach, chociaż to, co usłyszałam, bardzo mnie zabolało. Ale skoro tu państwo przyjechali, domyślam się, że mój ojciec nie zmarł z przyczyn naturalnych, więc jeśli szukają państwo kogoś, kto go zabił, wśród jego dzieci, popełniają państwo gruby błąd.
– A przychodzi pani do głowy jakiś wspólnik? Były wspólnik? Jakiś motyw?
– Chyba nie są państwo świadomi, jak wielkim majątkiem dysponuje mój ojciec. W naszej rodzinie dyskrecja to kwestia życia i śmierci. W latach ołowiu w Kraju Basków nikt nie mógł się obnosić z bogactwem. Niech państwo wejdą do środka.
Poszliśmy z nią do domu. W salonie ogromne półki uginające się pod ciężarem książek wypełniały ściany wysokie na pięć metrów. W prawym rogu fotel, który musiał kosztować więcej niż wynosiła moja roczna pensja, wliczając premie, czekał na właściciela, który nie wróci. Ile godzin spędził w nim Antón Lasaga?
– Jakie książki lubi?
– Fascynuje go średniowiecze. Zwłaszcza nasze lokalne.
– Wie pani, czy przeczytał powieść Władcy czasu?
– Zawsze czyta jakieś książki. Zmuszał się do czytania stu stron co wieczór, choćby nie wiem jak był zajęty. To był dla niego święty czas, skupiał się tak bardzo, że nie docierało do niego, co dzieje się naokoło, nawet pięcioro baraszkujących dzieci wpychających mu się na kolana. O tej powieści z nim nie rozmawiałam.
– Pani ojciec kochał książki, to rzuca się w oczy. Czy sam kiedyś jakąś napisał? – zapytałem.
Irene spojrzała na mnie zdziwiona.
– O ile wiem, nie. Był bardzo skryty, notował różne rzeczy w zeszytach, ale wydawało mi się, że są to uwagi dotyczące firmy. Czy to ma jakieś znaczenie?
– Proszę zapomnieć o pytaniu, po prostu ta ogromna biblioteka wzbudziła moją ciekawość – uśmiechnąłem się.
Podszedłem do jedynej półki, na której nie było książek, lecz oprawione zdjęcia. Fotografie pięciorga dzieci w różnych okresach ich życia. Czarno-białe zdjęcie ślubne, lata siedemdziesiąte w sepii, osiemdziesiąte z wąsem, dziewięćdziesiąte bez efektów specjalnych. Na żadnym z nich nie był sam z Irene. Ciekawy szczegół. Zaprzeczał teorii pierworodnego syna, który twierdził, że ojciec ostentacyjnie faworyzował córkę.
Irene nie przejmowała się tym, że przyglądamy się rodzinnym pamiątkom. Stała tuż za naszymi plecami, niemal czułem jej oddech na szyi.
Ten zapach…
– Przysłałaby mi pani listę piętnastu najbliższych przyjaciół ojca? – zapytałem, wracając do zawodowego tonu inspektora.
– Piętnastu? – powtórzyła zdziwiona. – Dobrze. Niech mi pan da pomyśleć.
Podałem jej wizytówkę z adresem e-mail.
– I ostatnia sprawa, proszę nie brać nam tego za złe, to rutynowa procedura: gdzie pani była pomiędzy dziesiątą rano a siódmą trzydzieści wieczorem? Czy jadła pani z ojcem śniadanie, obiad albo kolację?
– Miałam zebrania w swoim gabinecie i wideokonferencje. Poproszę sekretarza, żeby wysłał wam kopię mojego kalendarza. Wszyscy, z którymi się spotkałam, mogą potwierdzić moją obecność w tych godzinach. Wczoraj nie widziałam się z ojcem, był normalny dzień roboczy, oboje jesteśmy zajętymi ludźmi.
– Co się stało z pani matką? – zapytała niespodziewanie Estíbaliz.
Czasem tak robiła, zadawała znienacka jakieś pytanie, żeby wybić przesłuchiwanego z rytmu, zaskoczyć i zaobserwować reakcję.
Ja się tylko przyglądałem.
– Wypadek samochodowy. Prowadził Carlos.
– Carlos?
– Nasz szofer, pracował dla nas przez całe życie, traktowaliśmy go jak wujka. Naprawdę był z nami przez całe dekady. Oboje umarli po kilku dniach na oddziale intensywnej terapii. Uderzenie było bardzo silne, nie mieli szans.
Rozejrzałem się wokół. To był niewątpliwie najbardziej luksusowy dom, jaki odwiedziłem w Vitorii.
– Pani ojciec cierpiał na zespół Marfana, prawda? – zapytałem.
– Tak. Nie podaliśmy tego do powszechnej wiadomości, ale rodzina wiedziała o tym i rozmawialiśmy swobodnie o chorobie. Ale kardiolog ma… miał – poprawiła się – wszystko pod kontrolą. W jego wieku istniało niebezpieczeństwo, że pęknie mu aorta, miała bardzo cienkie ścianki.
– Dobrze, Irene, dziękujemy, nie będziemy pani dłużej niepokoić. Niech pani nam przyśle listę przyjaciół, a sekretarz kopię pani kalendarza z wczorajszymi spotkaniami. Przykro nam, że poznaliśmy panią w tak smutnych okolicznościach.
– Odprowadzę was do wyjścia.
Szliśmy z Estíbaliz do samochodu, ale po drodze usiedliśmy na ławce. Oboje byliśmy zamyśleni, potrzebowaliśmy chwili, zanim zaczęliśmy dzielić się wrażeniami z wizyty.
– Czy myślisz, że to była ona? Że spieszyło się jej, żeby odziedziczyć firmę? – zapytała w końcu Esti.
– To nie ona. Nie udaje żałoby. Miała na szyi męski szalik, który należał do ojca, pewnie znalazła go w jego sypialni. Pachnie jego wodą kolońską, wczoraj czułem ten sam zapach, kiedy zbliżyłem się, żeby obejrzeć jego źrenice. To, co właśnie robiła: grabienie ogrodu ojca, jest czynnością czysto sentymentalną. Nikt tego nie zauważy, jutro spadną nowe liście, a jednak zrobiła to dla niego.
– Albo jest urodzoną manipulatorką, jak twierdzi jej najstarszy brat.
– Trudno to ocenić po jednym spotkaniu, ale owszem, możliwe, że nami manipulowała. A jednak to nie ona. Ani nikt z rodzeństwa. I Antón Lasaga nie zażył kantarydyny z własnej woli. Natomiast dzieci nie są jego: ojcem jest Carlos, szofer. Ale ten mężczyzna kochał żonę.
– Słucham?!
– Od czego mam zacząć?
– Na przykład od tego, że nie był ojcem swoich dzieci. To byłby niezły początek – odparła Estíbaliz.
– Pięcioro dzieci, ojciec z zespołem Marfana. Przyjrzałaś się zdjęciom? Wszyscy pięcioro są normalnego wzrostu, СКАЧАТЬ