Warunek. Eustachy Rylski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Warunek - Eustachy Rylski страница 13

Название: Warunek

Автор: Eustachy Rylski

Издательство: PDW

Жанр: Классическая проза

Серия:

isbn: 9788380321557

isbn:

СКАЧАТЬ nie uwaga i wyćwiczenie najbliższego szwoleżera.

      Że pod Jeną uratował Rangułta wachmistrz o nazwisku Sulga, gdy w ostatniej chwili poderwał za kantar upadającą klacz, chroniąc swego dowódcę przed ostrzami brandenburskiej piechoty. Tylko zawstydzająca dystrakcja mogła być przyczyną takiej jeździeckiej fuszerki, gdyż rów, który pokonywali, nie stanowił przeszkody dla żadnego z pozostałych kawalerzystów. Że kilka godzin później, w tej samej bitwie, Rangułt celowo spowolnił atak kompanii, zmuszając lewe skrzydło kawalerii Biondiego do przyjęcia na siebie całego impetu pruskiej artylerii, którego nie przeżyła.

      Że zdarzały się takie rajdy i marsze, na które Rangułta przywiązywano rzemieniami do kulbaki, tak był pijany, a skoro już o tym mowa, to jesienią 1809 roku w Metzu zamroczonego winem pierwszego szwoleżera o mało na śmierć nie zakatrupili bretońscy flankierzy, gdy wdał się z nimi w awanturę pod jednym z burdeli.

      Komentarz do tych wiadomości był jedną wielką jakobińską obrzydliwością, ale faktów Raivallac nie naciągnął.

      I nawet to, co na odległość trąciło przypuszczeniem, w zbliżeniu okazywało się prawdą – że na przykład książę Józef nakazał autorowi narodowego hymnu sklecić pieśń żołnierską o pierwszym szwoleżerze, która po tygodniach starań okazała się zarówno od strony muzyki, jak i poezji tak niefortunna, że nikomu nie udało się jej do końca wysłuchać.

      Fakty te nie były obce staremu Lamontowi. Mógłby pewno ze swej strony kilka innych dołożyć. Biorąc to pod uwagę, na rok przed kampanią rosyjską dobrał Rangułtowi, za zgodą Krasińskiego, asystę.

      Na pierwszy rzut oka trafioną.

      Dobiegający czterdziestki porucznik Adon Rudzki, syn dzierżawców zapuszczonego folwarku pod Łochowem, niósł przez wszystkie wojny, których był dzielnym, choć w zaszczytach pomijanym kombatantem, całą mazowiecką biedę, chciwość i grubiaństwo.

      Szukała go wszelka pijatyka, zwada, żołnierska burda. Żadna jednak nie mogła go położyć. W każdym mniej czy bardziej bezwładnym tumulcie siał spustoszenie. Nosił wiele niewinnej krwi na swych rękach. Mieć go u boku znaczyło, że wyjdzie się z każdej awantury, każdej pijackiej opresji, wszelkiej konfuzji między wojnami. Między wojnami, bo jak mało prawdopodobnie by to zabrzmiało, ten groźny awanturnik był na pokój.

      Bo na wojnę, w polu, był Dreszer. Całkiem sobie obywatel z pińskich błot. Wielki jak szafa, nie odstępował Rangułta na koński kłąb, chroniąc w bitwach jego nieuważną prawą stronę. To dawało kapitanowi komfort bycia tylko mieczem, bo tarczę miał zawsze obok.

      Wolanin wpasował się między tych dwóch. Młodziutki, lecz obyty, konopnie jasny, dziewczęco wiotki, ptaszęco rozśpiewany, stał się niedoścignionym jeźdźcem, pewnym strzelcem, a w fechtunku, pod okiem Rudzkiego, robił wielkie postępy.

      Przed tak dobraną kompanią inspektor Lamont postawił dwa zadania.

      Pierwsze jasne: chronić fizycznie Rangułta, gdzie by to nie było i kiedy, jak oka w głowie.

      Drugie niejasne: wsączać w żyły szwoleżera jad brawury, gdy go ubywało, i upuszczać, kiedy się przelewał. Tym sposobem utrzymywać kapitana w stanie nieustającej równowagi między człowiekiem a maszyną. Bliżej jednak maszyny.

      Z zadania jasnego wywiązywali się dotychczas bez zarzutu, z niejasnym sobie nie radzili.

      Lamont o tym jednak nie wiedział.

      Toteż kiedy Rangułt, już w środku nocy, powtórzył im dziwną propozycję Hoszowskiego, uznali, że warto by ją sprawdzić. Jeżeli Rangułt przegra, to znajdą jakieś wyjście. Jeżeli wygra, będzie po sprawie. I właściwie czemu miałby nie wygrać? A co oni kiedy przegrali? Jakie kobiety, precjoza, pieniądze? Jakie bitwy, wojny, kampanie? Co oni kiedy przegrali i do kogo? Czemu przegrać by mieli w tak przyjazne im kości z kurierem, który ich nigdy nie próbował? I kim jest ten kurier? Nieznanym żołnierzem, niepozornym porucznikiem, sztabowym dupkiem, plebejuszem ze słomą w butach, chamem z gnojem za paznokciami, ludzkim ścierwem.

      Wywrzaskiwali to coraz głośniej i dosadniej.

      – Boga nie byłoby w niebie, a cesarza na ziemi, gdybyś miał przegrać, Jędruś – skwitował wątpliwości Dreszer.

      Zaraz potem zegar w hallu wybił drugą w nocy. A to męcząca godzina.

      14

      Kiedy kapitan Rangułt zapytał Hoszowskiego o zasady gry, ten odpowiedział, że proponuje po dziesięć rzutów trzema kostkami. Zadecyduje suma punktów. Dreszer zauważył, że to prymitywny sposób robienia partii, w którym jej uczestnicy zdają się wyłącznie na ślepy traf.

      Hoszowski usprawiedliwił się, że innego sposobu nie zna, a na naukę ani miejsce, ani czas.

      Istotnie był środek nocy i ślepy korytarz na jednym z pięter dworu. Ciemność rozświetlał lichtarz z dwiema świecami, ustawiony na posadzce. Pod nim ścielił się szynel wyrzucony podszewką do góry, a na nim kości, biżuteria, pieniądze. Wokół szwoleżerowie i porucznik.

      On właśnie zaczął, przyklękając nad płaszczem. Długo zaciskał kości w dłoni. Coś do siebie mamrotał, jakby chciał je zaczarować, po czym rozrzucił na podszewce. Wyskoczyła jedynka, czwórka, piątka.

      – Dziesięć – policzył głośno Wolanin.

      – Czy byłby pan uprzejmy zapisywać – zapytał go Hoszowski.

      Dreszer się nastroszył.

      – Pan nam nie wierzysz, poruczniku?

      – Wolałbym, by zostało to zapisane.

      Końcem szabli Wolanin wyrył na ścianie liczbę „10” pod literą „H”.

      Rangułt kostek nie pieścił, rzucił je od niechcenia, jak zrobiłoby to każde dziecko szczęścia. Wypadły dwie czwórki i piątka. Wolanin wyrył na ścianie liczbę „13” pod literą „R”.

      Drugą serię Hoszowski otworzył trzema piątkami, Rangułt zamknął jedną piątką i szóstkami. Kapitan udawał obojętność, a Hoszowski zagryzł wargi.

      W trzeciej serii Rangułt miał dwanaście, a Hoszowski dziesięć.

      Opinia Dreszera, że szwoleżerowie nie mają zwyczaju przegrywać nigdy niczego do nikogo, zdawała się potwierdzać. Jest porządek rzeczy, nawet w chaosie, który męczy życie. Wiara w porządek i hierarchię zamyka drogę przypadkowi. Nie odstąpiłaby ona szwoleżerów ani na krok tej ponurej nocy, gdyby nie jakiś nieoczekiwany w ślepym korytarzu podmuch gorącego wiatru. Pochylił on gwałtownie płomyki świec, tak że wosk ciężkimi łzami spłynął na rozpostarty szynel.

      Dreszer spojrzał za siebie i ukradkiem uczynił znak krzyża.

      15

      W tym samym czasie generał Lamont oderwał ręce od twarzy i podnosząc się z krzesła, rzekł głosem, w którym czaiła się groźba:

      – Gdybyś doszedł jednak do przekonania, że zgrzeszyłem brakiem pokory, dumą lub żołnierską nieobyczajnością, СКАЧАТЬ