Magiczne miejsce. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Magiczne miejsce - Agnieszka Krawczyk страница 7

Название: Magiczne miejsce

Автор: Agnieszka Krawczyk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: Magiczne miejsce

isbn: 978-83-8075-939-8

isbn:

СКАЧАТЬ niewysoka kobieta z dzwonkiem w ręku. Ostatni raz Witold widział taki dzwonek dawno temu, gdy sam był we wczesnej podstawówce, podczas notorycznych wyłączeń prądu, charakterystycznych dla tamtych czasów. W jego szkole dzwonił gruby woźny, którego nazywali Kartofel i któremu zawsze robili na złość. On zresztą nie pozostawał im dłużny.

      5.

      W klasie siedziało siedmioro dzieci. Wszystkie wpatrywały się w niego z ciekawością, która lekko go skonfundowała. Z przedostatniej ławki ktoś się uśmiechał. Była to Alinka-Hermiona, która machała w jego kierunku swoją funkcjonalną różdżką – miał tylko nadzieję, że było to pozdrowienie, a nie próba rzucenia uroku.

      – Moi drodzy – zaczęła Mila. – To jest pan Witold Mossakowski, który kupił posiadłość pani Tekli i mieszka teraz w naszej wiosce. Pan Mossakowski na pewno wiele nam jeszcze opowie o swojej ciekawej pracy, ale dzisiaj będzie mówił o czymś innym, równie interesującym. Najpierw jednak chciałabym wiedzieć, ile znamy w naszym układzie planetarnym księżyców.

      – Sto – powiedziała niewielka blondyneczka z drugiej ławki.

      – Wcale nie. Dużo więcej – odezwał się szczerbaty chłopak spod okna i zaczął z namaszczeniem wyliczać: – Ziemia ma jeden księżyc, Mars dwa, Jowisz sześćdziesiąt trzy, w tym największy w naszym układzie księżyc, czyli Ganimedesa, Saturn ma sześćdziesiąt jeden satelitów, Uran dwadzieścia siedem, Neptun trzynaście, Pluton ma trzy, ale od dwa tysiące szóstego roku nie uznajemy go już za planetę, a Merkury i Wenus wcale nie mają księżyców. Te liczby zresztą ciągle się zmieniają, bo sondy kosmiczne odkrywają coraz to nowe satelity planet.

      – To nasz geniusz astronomiczny, Piotruś Słobankiewicz – wyjaśniła Witoldowi Mila. – Zbiera wycinki prasowe i publikuje własną gazetę „Ida, Ida”. Na pewno będzie chciał z panem porozmawiać, bo pana przyjazd stał się lokalną sensacją. Masz rację, Piotrek, jest ich więcej – zwróciła się do szczerbola. – Sam tylko Jowisz ma prawdopodobnie około stu księżyców, których rozmiar nie przekracza kilometra. Początkowo nazywano je imionami licznych ukochanych boga Jowisza, ale teraz przestało już ich wystarczać.

      – Obserwacje prowadzi Uniwersytet Hawajski, oni mają dwa dziesięciometrowe teleskopy Keck I i Keck II, umieszczone na szczycie wulkanu Mauna Kea na Hawajach – wtrącił się Piotruś, wprawiając Witolda w kolejne niekontrolowane osłupienie.

      Poziom wiedzy tutejszych dzieci zaczynał go przerażać nie na żarty, zwłaszcza że on sam, mający o swej inteligencji nie najgorsze zdanie, akurat na ten temat miał niewiele do powiedzenia, a za chwilę miał tu wystąpić z jakimś przemówieniem.

      Ale mnie urządziła – pomyślał z urazą o pani sołtys, podejrzewając, że z zemsty, być może za wieczorne nagabywania i przedłużającą się wizytę, chce go ostentacyjnie skompromitować przed małoletnimi. Zaczął się więc kręcić niespokojnie na krześle, jakby miał owsiki lub jakby go „kto szydłem spod ławy ekscytował”[9] – przypomniał sobie to staropolskie zdanie, zaczerpnięte z klasyki, i w ogóle nie mógł się na niczym skupić.

      Mila, obserwując go pogodnym i pozbawionym złośliwości wzrokiem, skinęła głową w kierunku Piotrusia.

      – Właśnie. Piotrek koresponduje ze Scottem S. Sheppardem z Uniwersytetu na Hawajach, to właśnie on odkrył większość księżyców Jowisza – wyjaśniła zgnębionemu Witoldowi, który po raz kolejny postanowił niczemu się tu nie dziwić. – Księżyce są bardzo ciekawymi ciałami – kontynuowała. – Najcudowniejszym księżycem Jowisza jest Europa, glob, na którym najprawdopodobniej znajduje się woda i być może życie. Europa skuta jest lodem, naukowcy zamierzają się przez niego przewiercić, żeby pobrać próbki istniejącej tam cieczy. Sonda Cassini stwierdziła, że w rzadką atmosferę księżyca uderza chmura drobnych cząsteczek, zwanych elektronami, i wybija z jej powierzchni kawałki lodu, które ciągną się za Europą jak ogon komety.

      – To musi cudownie wyglądać – rozmarzyła się Alinka.

      – Księżyce innych planet są równie interesujące. – Mila uśmiechnęła się, otwierając piękny album Inne światy i prezentując odpowiednią stronę. – Enceladus, na przykład, umożliwiłby nam uprawianie snowboardu na swej powierzchni. Mielibyśmy przy tym niezwykły widok na pierścienie Saturna. Satelita Urana, Miranda, posiada stromy, gigantyczny, czternastokilometrowy klif doskonały do wspinaczki. Po powierzchni Tytana moglibyśmy ścigać się skuterami, i to bez uzupełniania zapasów paliwa, gdyż jego jeziora wypełnia metan. Tytan jest przy tym jednym z najbardziej malowniczych księżyców, gdyż dominują tam różne odcienie pomarańczowego – jest to „mandarynkowy świat pod marmoladowym niebem”[10], jak kiedyś przeczytałam. Ponieważ panuje tam słabsza niż na Ziemi grawitacja, można by – oczywiście w odpowiednio skonstruowanym skafandrze – skakać jak delfin z jednego jeziorka do drugiego. Albo latać jak ptak. Wystarczyłyby do tego skrzydła o rozpiętości trzech metrów; w ten sposób spełniłoby się marzenie Ikara. Atmosfera Tytana jest bardzo gęsta, a grawitacja słaba, więc łatwo unieść się w powietrze. Jednym z najciekawszych księżyców jest Fobos, maleńki satelita Marsa. Na Fobosie moglibyśmy bez trudu podskoczyć na wysokość kilometra lub podnieść ciężary równe wadze samolotu. Dzięki niewielkiej grawitacji człowiek na Fobosie ważyłby tyle, co mysz. Gdybyśmy spróbowali gimnastycznych akrobacji, moglibyśmy fikać koziołki w powietrzu przez dwadzieścia pięć minut bez spadania na podłoże.

      – Myśli pani, że kiedyś te księżyce mogą stać się atrakcjami turystycznymi? – spytał Piotruś.

      – Na pewno nie szybko. Ale jest to porywający pomysł, sporty ekstremalne w takim otoczeniu. Na razie jednak wszystko to można robić jedynie na Ziemi. I o tym opowie nam pan Witold.

      Dzieci zareagowały ogromnym entuzjazmem.

      – Był pan na Wielkiej Rafie Koralowej? W Peru? W Afryce? Kanionie Kolorado? – przekrzykiwała się cała klasa.

      Witold machnął ręką.

      – Byłem w najróżniejszych ciekawych miejscach i uprawiałem rozmaite niebezpieczne sporty. Skakałem z mostu Golden Gate, choć to nielegalne, i latałem na paralotni w Rio de Janeiro, nurkowałem na rafie i byłem na Spitsbergenie. Ale przyznam, że ten księżyc Jowisza, Europa, wydaje mi się bardziej ekscytującym miejscem. Czy można go zobaczyć przez waszą lunetę, bardzo jestem ciekawy?

      – Teleskop! – wrzasnęły chórem dzieci, a Witold jęknął. Tak pilnował, żeby nie wypowiedzieć tego kompromitującego słowa, że oczywiście samo mu się wymknęło.

      – Jeżeli pan chce, może pan dołączyć do naszego kółka – powiedziała Mila, ratując sytuację. – Obserwujemy niebo wieczorami w pogodne dni.

      – Bardzo chętnie – zapalił się Witold, licząc, że lunetowa wpadka zostanie zapomniana.

      – Ale wróćmy do pańskich przygód. Może opowie nam pan coś o swoich przeżyciach? Tylko nie wiem, co na początek…

      – O Golden Gate.

      – Nie, o Afryce.

      – Nie, nie, nie! O rafie – rozlegały się głosy ze wszystkich stron.

      Do СКАЧАТЬ