Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gdybyś mnie teraz zobaczył - Cecelia Ahern страница 7

Название: Gdybyś mnie teraz zobaczył

Автор: Cecelia Ahern

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-287-1326-0

isbn:

СКАЧАТЬ usiłowała zachować spokój. Wyprostowała się, znów górując nad Lukiem. W ten sposób mogła odzyskać kontrolę nad sytuacją. Nie widziała przyjaciela Luke’a i jej umysł buntował się przeciwko udawaniu. Chciała się jak najszybciej wydostać z tego pokoju. Unios­ła nogę, żeby przestąpić nad sztruksową poduchą, zawahała się i ostatecznie zdecydowała się obejść siedzisko dookoła. Już w drzwiach obejrzała się po raz ostatni. Ani śladu tajemniczego Ivana.

      Luke wzruszył ramionami, usiadł na podłodze i włączył grę.

      – Wstawiam pizzę do piekarnika, Luke.

      Milczenie. Co jeszcze miała powiedzieć? W takich właśnie chwilach przekonywała się, że wszelkie poradniki dla rodziców były bezużyteczne. Dobre rodzicielstwo pochodziło z głębi serca, było instynktem. Nie po raz pierwszy Elizabeth zmartwiła się, że sprawia małemu zawód.

      – Będzie gotowa za dwadzieścia minut – dokończyła niepewnie.

      – Co? – Luke znowu włączył pauzę i spojrzał w okno.

      – Powiedziałam, że będzie gotowa za dwa…

      – Nie do ciebie mówiłem – chłopiec powrócił do gry. – Ivan też jest głodny i chciałby dostać kawałek. Powiedział, że pizza to jego ulubione danie.

      – Och – Elizabeth przełknęła ślinę.

      – Z oliwkami – ciągnął Luke.

      – Ależ Luke, ty przecież nie znosisz oliwek.

      – No tak, ale Ivan je uwielbia.

      – Aha…

      – Dzięki – rzucił Luke do ciotki, spojrzał na poduchę, uniósł w górę kciuk, uśmiechnął się i przeniósł spojrzenie z powrotem na ekran.

      Elizabeth powoli wycofała się z bawialni. Zdała sobie sprawę, że nadal trzyma telefon przytknięty do piersi.

      – Marie, jesteś tam jeszcze? – Wpatrzyła się w zamknięte drzwi bawialni, obgryzając paznokcie i zastanawiając się, co robić.

      – Myślałam, że ty też poleciałaś na księżyc. Właśnie chciałam wysłać patrol do twojego domu – zachichotała Marie. Potem wzięła milczenie Elizabeth za gniew i przeprosiła ją szybko. – W każdym razie miałaś rację. Saoirse rzeczywiście wybierała się na księżyc, ale zdecydowała, że powinna najpierw zatankować. Oczywiście nie mam na myśli samochodu. Znaleźliśmy go na środku głównej ulicy, z pracującym silnikiem i otwartym oknem od strony kierowcy. Masz szczęście, że Paddy dotarł na miejsce, zanim ktoś nie odjechał nim w siną dal.

      – Niech zgadnę. Samochód był przed pubem.

      – Tak jest. – Marie zamilkła na chwilę. – Chcesz wnieść oskarżenie?

      Elizabeth westchnęła.

      – Nie. Dzięki, Marie.

      – Nie ma sprawy. Ktoś z naszych przyprowadzi wóz do twojego domu.

      – Co z Saoirse? – Elizabeth zaczęła znowu przemierzać korytarz. – Gdzie ona jest?

      – Zatrzymamy ją na jakiś czas.

      – Przyjadę po nią – rzuciła szybko.

      – Nie – odparła Marie zdecydowanym tonem. – Zadzwonię do ciebie w tej sprawie. Zanim cokolwiek zrobimy, Saoirse musi się uspokoić.

      Za drzwiami bawialni Luke roześmiał się i zaczął z kimś rozmawiać.

      – Wiesz, Marie, skoro już rozmawiamy, powiedz temu komuś, kto będzie odstawiał mój samochód, żeby przywiózł ze sobą psychiatrę – dodała Elizabeth z lekkim uśmiechem. – Wygląda na to, że Luke dorobił się zmyślonego przyjaciela…

      W bawialni Ivan wywrócił oczami i umościł się wygodniej na siedzisku. Słyszał, co Elizabeth mówi przez telefon. Od kiedy zaczął swoją pracę, rodzice jego przyjaciół nazywali go w ten sposób i zaczynało go to już trochę denerwować. Nie było w nim nic zmyślonego.

      Po prostu niektórzy go nie widzieli.

      3

      To bardzo miłe ze strony Luke’a, że zaprosił mnie tego dnia na lunch. Kiedy powiedziałem, że uwielbiam pizzę, nie zrobiłem tego z myślą, aby ktokolwiek zaproponował mi posiłek, ale jak można odmówić propozycji spożycia pizzy, na dodatek w piątek? To podwójne święto.

      Mimo to, po scenie, która wydarzyła się w bawialni, odniosłem wrażenie, że ciotka Luke’a nie lubi mnie zbytnio. Nie byłem jednak zaskoczony. Zazwyczaj tak właśnie jest. Rodzice uważają, że przygotowywanie jedzenia dla mnie to strata czasu i pieniędzy, bo zawsze muszą je potem wyrzucać. Cóż, dla mnie takie sytuacje bywają również dość niewygodne. Jak niby mam zjeść obiad, kiedy wszyscy spoglądają w moim kierunku i zastanawiają się, czy moja porcja zniknie, czy też nie? Koniec końców wpadam w taką paranoję, że nie jestem w stanie przełknąć ani kęsa i odchodzę od stołu, pozostawiając całe jedzenie na talerzu.

      Nie narzekam jednak. Zaproszenie na obiad to bardzo miła rzecz, chociaż dorośli nigdy nie nakładają na mój talerz tyle samo jedzenia, co pozostałym. Zazwyczaj dają mi mniej niż połowę normalnej porcji, mówiąc rzeczy w stylu: „Och, jestem pewna, że Ivan nie jest dziś zbyt głodny”. Skąd niby to wiedzą? Nigdy mnie o to nie pytają. Zazwyczaj siedzę ściśnięty pomiędzy moim aktualnym przyjacielem i jego denerwującym starszym rodzeństwem, które podbiera mi jedzenie, gdy nikt nie patrzy.

      Rodzice zapominają podać mi różne rzeczy, jak serwetki czy sztućce i nie są zbyt szczodrzy, jeżeli chodzi o wino. Czasem po prostu stawiają przede mną pusty talerz i mówią moim przyjaciołom, że niewidoczni ludzie jedzą niewidoczne jedzenie. Naprawdę! Niech ktoś mi powie, czy niewidoczny wiatr porusza liśćmi wyłącznie niewidocznych drzew? Najczęściej dostaję szklankę wody, i to dopiero wtedy, kiedy uprzejmie poproszę o to moich przyjaciół. Dorośli uważają, że to dziwne, iż potrzebuję wody do jedzenia, a już zupełnie tracą cierpliwość, kiedy proszę o lód. Nie rozumiem dlaczego. Przecież lód nic nie kosztuje, a przecież w upalny dzień można mieć chęć na coś chłodnego.

      Zazwyczaj to mamy odbywają ze mną dyskusję. Zadają mi pytania, a potem nie słuchają odpowiedzi albo udają przed wszystkimi, że powiedziałem coś zupełnie innego, po to, żeby rozśmieszyć całą rodzinę. Spoglądają na mnie, jakby się spodziewały, że mam niecały metr wzrostu. Typowe. Gwoli wyjaśnienia, mam metr osiemdziesiąt dwa, a poza tym tam, skąd pochodzę, nie bawimy się w „wiek”. Pojawiamy się na tym świecie tacy, jacy jesteśmy, i dorastamy raczej duchowo niż fizycznie. To nasze umysły osiągają dojrzałość. Powiedzmy, że mój jest już dość zaawansowany w rozwoju, ale przecież zawsze jest trochę miejsca na dalszy rozwój. Pracuję od bardzo dawna i jestem świetny w tym, co robię. Nigdy jeszcze nie zawiodłem przyjaciela.

      Ojcowie zazwyczaj mamroczą do mnie coś pod nosem, kiedy uznają, że nikt nie słucha. Na przykład kiedy pojechaliśmy z Barrym do Waterford na letnie wakacje. Leżeliśmy СКАЧАТЬ