Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gdybyś mnie teraz zobaczył - Cecelia Ahern страница 5

Название: Gdybyś mnie teraz zobaczył

Автор: Cecelia Ahern

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-287-1326-0

isbn:

СКАЧАТЬ Bmw. Ta sama cholerna czarna bmka 330, kabriolet. Cztery koła, dwoje drzwi, jedna kierownica, dwa lusterka boczne, światła i…

      – Tak, tak, wiem – przerwała Marie. – W jakim była stanie?

      – Lśniła czystością. Dopiero co ją umyłam – odparła złośliwie Elizabeth.

      – Cieszę się. A w jakim stanie była Saoirse?

      – W zwykłym.

      – Pod wpływem używek?

      – Otóż to. – Elizabeth wstała i poszła do rozświetlonej słońcem kuchni. Obcasy zastukały głośno o marmurową podłogę, niosąc się echem w przestronnym, niemal pustym pomieszczeniu.

      Wszystko było na miejscu. Promienie słońca wpadały do środka przez szyby konserwatorium, ogrzewając wnętrze. Elizabeth zmrużyła zmęczone oczy. Pomieszczenie lśniło czystością, blaty z czarnego granitu były idealnie wysprzątane, chromowana armatura odbijała jasne światło dnia. Jej kryjówka z nierdzewnej stali i drewna orzechowego.

      Elizabeth podeszła prosto do ekspresu do kawy, jej wybawiciela. Była wyczerpana i potrzebowała zastrzyku energii. Otworzyła szafkę i wyciągnęła małą beżową filiżankę. Zanim włączyła ekspres, przesunęła ją tak, że jej uszko znalazło się po prawej stronie, tak jak uchwyt filtra. Sięgnęła do długiej stalowej szuflady na sztućce, zauważyła nóż leżący razem z widelcami, przełożyła go na miejsce, wyciągnęła łyżeczkę do kawy i zamknęła szufladę.

      Kątem oka zauważyła ściereczkę zwisającą krzywo z uchwytu kuchenki. Chwyciła ją i wrzuciła do kosza w pomieszczeniu gospodarczym. Ze sterty świeżo upranych, wyprasowanych i ładnie poskładanych rzeczy wyciągnęła nową ściereczkę, złożyła ją pieczołowicie na pół i powiesiła na uchwycie kuchenki.

      Wszystko miało swoje miejsce.

      – Nie zmieniałam ostatnio numerów rejestracyjnych, więc tak, nadal są te same – odpowiedziała ze znużeniem na kolejne bezsensowne pytanie policjantki. Postawiła filiżankę z parującą kawą na marmurowej podstawce, aby ochronić szklany stół kuchenny. Wygładziła spodnie, usunęła drobny pyłek z marynarki i usiadła w konserwatorium. Wyjrzała na duży ogród i ciągnące się za nim, zdałoby się w nieskończoność, zielone wzgórza. Czterdzieści odcieni zieleni, złota i brązu.

      Chwyciła w nozdrza bogaty aromat espresso i natychmiast poczuła przypływ energii. Wyobraziła sobie swoją siostrę, pędzącą jej kabrioletem pośród wzgórz, z ramionami w górze, zamkniętymi oczami, z rozwianymi ognistymi włosami, przekonaną, że jest wolna. Saoirse po irlandzku znaczyło „wolność”. Imię wybrała matka, ostatnim wysiłkiem chcąc zmienić znienawidzone rodzicielskie obowiązki w coś, co nie wydawałoby się jej kieratem. Pragnęła, aby jej druga córka przyniosła jej wybawienie od rozbitego małżeństwa, macierzyństwa, odpowiedzialności… i od rzeczywistości.

      Poznała swojego przyszłego męża, kiedy miała szesnaście lat. Podróżowała po miastach z grupą poetów, muzyków i marzycieli. Kiedyś, w lokalnym pubie wdała się w rozmowę z farmerem Brendanem Eganem. Był od niej starszy o dwanaście lat i jej beztroskie podejście do życia zrobiło na nim widoczne wrażenie. Matce to pochlebiło, więc się pobrali. W wieku osiemnastu lat urodziła pierwsze dziecko, Elizabeth. Jak się okazało, nie umiała poskromić swej wolnej natury i zamknięcie w spokojnym, ukrytym między wzgórzami miasteczku, w którym nigdy nie planowała zatrzymywać się na dłużej, wywoływało w niej coraz większą frustrację. Płaczące dziecko i bezsenne noce przywodziły ją do szaleństwa. Wreszcie marzenia o osobistej wolności zlały się w jej umyśle z rzeczywistością i zaczęła znikać na całe dnie. Wyruszała na wędrówki, odkrywała nowe miejsca, nowych ludzi.

      W wieku dwunastu lat Elizabeth potrafiła się zajmować sobą i swoim milczącym, przygnębionym ojcem. Nie pytała, kiedy mama wróci do domu, ponieważ wiedziała w głębi duszy, że kiedyś się to stanie i mama pojawi się znowu, z zaróżowionymi policzkami i rozjaśnionym wzrokiem, opowiadając o wielkim świecie i tym, co miał do zaoferowania. Była niczym świeży powiew wiatru, który niósł nadzieję i zachwyt nad życiem. Podczas jej obecności farma zmieniała się, jakby ściany absorbowały entuzjazm matki. Elizabeth siadywała w stopach jej łóżka, słuchając opowieści, od których kręciło jej się w głowie z zachwytu. Taka atmosfera panowała w domu jedynie przez kilka dni, dopóki matka nie zmęczyła się opowiadaniem i nie zaczęła marzyć o nowych przygodach.

      Często przywoziła ze sobą pamiątki: muszelki, kamyki, liście. Elizabeth pamiętała wazon pełen świeżych traw, który matka postawiła na środku stołu jadalnego, zupełnie jakby były to najbardziej egzotyczne rośliny, jakie stworzyła natura. Zapytana, z jakiej łąki pochodziły, puściła oczko do córki, postukała się w nos i obiecała, że pewnego dnia Elizabeth sama odkryje to miejsce.

      Podczas tych wszystkich wizyt ojciec siedział zazwyczaj w fotelu przy kominku, z gazetą, której nigdy nie czytał. Był tak samo zagubiony w świecie swojej żony jak ona.

      Kiedy Elizabeth skończyła dwanaście lat, matka znowu zaszła w ciążę. Pomimo że nazwała drugie dziecko Saoirse, nie przyniosło jej ono oczekiwanej, upragnionej wolności. Wyruszyła zatem na kolejną wyprawę, z której już nie wróciła.

      Ojciec Elizabeth, Brendan, nie interesował się nowo narodzonym dzieckiem, które wygnało z domu jego żonę. Czekał w milczeniu na jej powrót, siedząc godzinami w fotelu przy kominku, z nieprzeczytaną gazetą. Całe lata. Wieczność. W końcu Elizabeth przestała wierzyć w powrót matki i uznała, że musi zająć się młodszą siostrą.

      Saoirse odziedziczyła celtycki wygląd po ojcu, podobnie jak on miała rude włosy i jasną karnację. Elizabeth z kolei była lustrzanym odbiciem matki. Oliwkowa skóra, czekoladowe włosy i niemal czarne oczy były dziedzictwem hiszpańskiej krwi, płynącej w żyłach krewnych matki od tysięcy lat. Z każdym dniem Elizabeth przypominała ją coraz bardziej i wiedziała, że ojciec ciężko to znosi. Znienawidziła siebie za to i oprócz starań, aby utrzymywać z nim kontakt, postanowiła zrobić wszystko, żeby pokazać mu, iż w niczym nie przypomina jego żony; że w przeciwieństwie do matki potrafi być lojalna.

      Kiedy w wieku lat osiemnastu skończyła szkołę, stanęła przed dylematem: żeby iść na studia, musiałaby się przeprowadzić do Cork. Podjęcie decyzji wymagało ogromnej odwagi. Ojciec źle przyjął decyzję o wyjeździe. Uznał, że Elizabeth chce go porzucić. Każda przyjaźń, jaką nawiązywała, była dla niego znakiem, że córka chce go opuścić. Pragnął uwagi, opieki, chciał być najważniejszy w życiu córek, aby zatrzymać je w domu. I prawie mu się to udało, a już na pewno udało mu się odizolować Elizabeth od rówieśników. Dziewczyna usuwała się na bok, gdy tylko ktoś zaczynał z nią rozmawiać. Wiedziała, że za każdą chwilę spóźnienia do domu spotka ją kara w postaci gorzkich wymówek i pełnych dezaprobaty spojrzeń. Poza tym nauka w szkole i opieka nad Saoirse wypełniała jej cały czas. Brendan oskarżał córkę o to, że była jak matka i wynosiła się ponad niego i wszystkich mieszkańców Baile na gCroíthe. Elizabeth rzeczywiście źle się czuła w małym miasteczku, farma ojca zaś, mroczna i nijaka, sprawiała wrażenie skansenu, w którym zatrzymał się czas. Chwilami wydawało jej się, że nawet stary zegar po dziadku czekał na powrót matki.

      – A gdzie jest Luke? – spytała Marie, przywracając Elizabeth do rzeczywistości.

      – Sądzisz, że Saoirse zabrałaby go ze sobą? СКАЧАТЬ