Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gdybyś mnie teraz zobaczył - Cecelia Ahern страница 3

Название: Gdybyś mnie teraz zobaczył

Автор: Cecelia Ahern

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-287-1326-0

isbn:

СКАЧАТЬ się, czy powinien odpowiedzieć na moje pytanie. Tego właśnie szczerze nie cierpię w mojej pracy. To bardzo niemiłe, kiedy pragnie się zaprzyjaźnić z kimś, kto nie ma na to ochoty. Czasami się to zdarza, ale ostatecznie wszyscy dają się przekonać, bo świadomie lub nieświadomie chcą, żebym był w pobliżu.

      Chłopiec miał bardzo jasne włosy i wielkie niebieskie oczy. Jego twarz wydała mi się znajoma, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.

      – Mam na imię Luke – odezwał się wreszcie. – A ty?

      Wepchnąłem dłonie do kieszeni spodni i skoncentrowałem się na kopaniu prawą nogą murku. Cegły kruszyły się i ich odłamki spadały na chodnik.

      – Ivan – odparłem, nie patrząc na chłopca.

      – Cześć, Ivan – uśmiechnął się. Nie miał przednich zębów.

      – Cześć, Luke – odpowiedziałem. To był dobry początek. – Podoba mi się twój wóz straży ogniowej. Mój przy… mój były przyjaciel Barry też taki miał i cały czas się nim bawiliśmy. Szkoda tylko, że nie może wjeżdżać w ogień, bo się topi – stwierdziłem, nadal trzymając ręce w kieszeni. Zgarbione ramiona częściowo zasłaniały mi uszy. Trochę gorzej przez to słyszałem, więc w końcu wyprostowałem się, żeby lepiej docierały do mnie słowa Luke’a.

      – Próbowaliście wjechać wozem strażackim w ogień? – Luke zaczął tarzać się po trawie ze śmiechu.

      – W końcu przecież to wóz straży ogniowej, co nie? – odparłem.

      Luke przekręcił się na plecy i zaczął kopać nogami powietrze.

      – Nie, ty głupku! Wozy strażackie służą do gaszenia ognia! – zarechotał.

      Zastanowiłem się nad tym przez chwilę.

      – Hmm. No tak. Powiem ci, co może zgasić wóz strażacki, Luke – odparłem. – Woda.

      Luke klepnął się w czoło.

      – Nie mów! – wykrzyknął, zrobił zeza i znowu rzucił się na trawę.

      Roześmiałem się. Luke był naprawdę zabawny.

      – Chcesz się ze mną pobawić? – uniósł pytająco brwi.

      Uśmiechnąłem się szeroko.

      – Jasne! – zawołałem i przeskoczyłem przez murek.

      – Ile ty masz lat? – Luke przyjrzał mi się podejrzliwie. – Wyglądasz tak samo staro jak moja ciocia – zmarszczył brwi. – Ona wcale nie lubi się bawić wozem strażackim.

      Wzruszyłem ramionami.

      – W takim razie twoja ciocia to stara nudna araizdun!

      – Araizdun?! – wykrzyknął zdumiony Luke. – Co to jest araizdun?

      – Nudziara – odparłem, zatykając nos i wypowiadając to słowo w taki sposób, jakby śmierdziało. Lubiłem mówić wspak. To zupełnie jak wymyślanie własnego języka.

      – Nudziara – powtórzył Luke i też zatkał nos. – Łeee!

      – A ty, ile masz lat? – spytałem Luke’a, zderzając samochód policyjny z wozem strażackim. Szef strażaków znowu odpadł od drabiny. – Wyglądasz tak samo staro jak moja ciotka – dodałem oskarżycielsko. Luke zaczął turlać się ze śmiechu.

      – Mam tylko sześć lat, Ivan, i nie jestem dziewczyną!

      – Och – tak naprawdę wcale nie mam cioci, ale powiedziałem tak, żeby go rozśmieszyć. – Sześć lat to wcale nie tak mało.

      Właśnie miałem zapytać go, jaką kreskówkę lubi najbardziej, kiedy drzwi do domu otworzyły się i usłyszałem wrzask. Luke zbladł, ja zaś podążyłem za jego wzrokiem.

      – SAOIRSE, ODDAJ MI KLUCZYKI! – krzyknął ktoś rozpaczliwie. Z domu wybiegła zagniewana kobieta z długimi, rudymi, przetłuszczonymi włosami, zwisającymi w strąkach z obu stron twarzy. Kolejny wrzask dobiegający z głębi domu sprawił, że potknęła się na schodku. Przeklęła głośno i oparła się o ścianę dla złapania równowagi. Spojrzała przed siebie, prosto na nas. Jej usta rozszerzyły się w uśmiechu, odsłaniając rząd krzywych, pożółkłych zębów. Cofnąłem się nieco i zauważyłem, że Luke zrobił to samo. Kobieta pokazała mu uniesiony do góry kciuk.

      – Na razie, mały – zaskrzeczała. Odepchnęła się od ściany, lekko zachwiała i szybkim krokiem ruszyła w stronę zaparkowanego na podjeździe samochodu.

      – SAOIRSE! – wrzasnęła piskliwie kobieta w głębi domu. – JEŻELI DOTKNIESZ DRZWI SAMOCHODU, ZADZWONIĘ DO GARDAÍ[1]!

      Rudowłosa prychnęła i nacisnęła pilot. Samochód pisnął i zamrugał światłami. Kobieta otworzyła drzwi, wdrapała się do środka, uderzając się przy tym w głowę, znowu zaklęła głośno i zatrzasnęła za sobą drzwi. Z naszego końca ogrodu słyszałem, jak zabezpiecza od wewnątrz zamki. Kilkoro dzieci na ulicy przerwało zabawę i przyglądało się scenie rozgrywającej się przed ich oczami.

      Wreszcie z domu wynurzyła się właścicielka piskliwego głosu. Wybiegła z telefonem w ręku. Wyglądała zupełnie inaczej niż ta pierwsza pani. Włosy miała schludnie związane w kok z tyłu głowy. Ubrana była w eleganckie szare spodnium, które zupełnie nie pasowało do piskliwego, niekontrolowanego głosu. Ona również była czerwona ze zdenerwowania i z trudem oddychała. Jej pierś falowała gwałtownie, gdy biegła w kierunku samochodu najszybciej jak mogła w butach na wysokich obcasach. Dopadła wreszcie drzwi i próbowała je otworzyć. Kiedy zorientowała się, że są zablokowane, zagroziła, że skontaktuje się z policją.

      – Dzwonię na policję, Saoirse – ostrzegła, machając telefonem tuż przed przednią szybą samochodu.

      Rudowłosa tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu i włączyła silnik. Kobieta z telefonem zaczęła błagać ją łamiącym się głosem, żeby wysiadła z wozu. Przestępowała z nogi na nogę. Wyglądała jak ktoś, kto gotuje się we własnym ciele i za wszelką cenę chce się z niego wydostać, zupełnie jak Hulk.

      Samochód ruszył ostro w dół podjazdu. W połowie drogi zwolnił. Kobieta z telefonem chyba poczuła ulgę, bo jej ramiona rozluźniły się nieco. Zamiast jednak zatrzymać się, samochód nadal sunął powoli do tyłu. Przez okno od strony kierowcy Saoirse wystawiła dłoń z wyprostowanym środkowym palcem, tak żeby wszyscy sąsiedzi zobaczyli jej gest.

      – E tam, niedługo wróci – stwierdziłem. Luke spojrzał na mnie dziwnie.

      Kobieta z telefonem obserwowała przerażona, jak samochód odjeżdża, o mały włos nie potrącając przy tym jedno z bawiących się na ulicy dzieci. Z jej ciasnego koka wysunęło się kilka pasemek, jakby chciały pofrunąć w pogoni za znikającym wozem.

      Luke opuścił głowę i w milczeniu zainstalował strażaka z powrotem na drabinie. Kobieta z telefonem wydała rozpaczliwy pisk, wyrzuciła ramiona w górę i obróciła się na pięcie. Rozległ się trzask, gdy jeden СКАЧАТЬ