Ostrożnie z miłością. Samantha Young
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostrożnie z miÅ‚oÅ›ciÄ… - Samantha Young страница 21

Название: Ostrożnie z miÅ‚oÅ›ciÄ…

Автор: Samantha Young

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788380534513

isbn:

СКАЧАТЬ maniery były dla mnie bardzo ważne, naprawdę.

      A pozytywne myślenie wywołuje pozytywne efekty.

      Kiedy przeszłam przez stanowisko kontroli bezpieczeństwa, przy którym roiło się od ludzi – nawet w szybszej kolejce do klasy pierwszej i biznesowej – weszłam do gwarnego terminalu i skierowałam się do najbliższego stoiska z kawą. Cud nad cudami! Przede mną stał tylko jeden facet, więc wkrótce już trzymałam w dłoni kubek macchiato grande, ciesząc się, że wracam do domu, i czując się zaspokojona seksualnie. Pomyślałam, że może Wszechświat jednak choć trochę się o mnie troszczy. Miniona noc z Calebem dostarczyła mi tak potrzebnej rozrywki. Dzięki, Wszechświecie! Wiszę ci przysługę!

      Wkrótce jednak rzeczywistość znów się do mnie dobrała i zwątpiłam, czy Wszechświat i ja naprawdę jesteśmy przyjaciółmi. Zobaczyłam Caleba i rzeczywiście okazało się to krępujące.

      Siedzieliśmy w tym samym rzędzie, rozdzieleni tylko przejściem wzdłuż samolotu. Miał już rozłożony stolik i włączonego laptopa. Przeszył mnie świdrującym spojrzeniem. Dzisiaj był ubrany w sportową koszulkę z długimi rękawami, ciemnoniebieskie dżinsy i motocyklowe buty.

      – Przepraszam – powiedział ktoś za mną zirytowanym tonem.

      Zobaczyłam, że podczas gdy stałam, gapiąc się na bohatera nocnej przygody, za mną utworzyła się kolejka.

      – Przepraszam.

      Stanęłam pod schowkiem na bagaż i już miałam schylić się po walizkę, kiedy ktoś ją podniósł i umieścił na górze. Zdezorientowana spostrzegłam, że Caleb stoi tuż obok, tak blisko, że nasze ciała się stykają.

      Minę miał niezadowoloną, najwyraźniej z powodu perspektywy następnych kilku godzin w moim towarzystwie.

      W takim razie po co pomógł mi z walizką? Opadłam na fotel. Kiedy i on usiadł, zagadnęłam go, mimo że między nami przechodzili ludzie.

      – Przecież wiedziałeś, że lecimy tym samym samolotem, więc skąd ta grobowa mina? A w ogóle po co lecisz do Bostonu?

      – A ty po co?

      – Ja tam mieszkam.

      – Główna siedziba północnoamerykańskiego oddziału Koto znajduje się w Bostonie. Mam tam spotkanie służbowe.

      – Skoro masz spotkanie w Bostonie, to co, do diabła, robiłeś w Phoenix?

      – To się nazywa międzylądowanie – odrzekł ze złośliwym grymasem i skupił uwagę na laptopie.

      – Ha, ha, ha. – Obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem. – Cóż za ekstraordynaryjny dowcip.

      Otaksował mnie wzrokiem.

      – Wydajesz się dziwnie zdenerwowana moim widokiem, chociaż przecież wiedziałaś, że tu będę.

      – Musisz przyznać, że to trochę niezręczne.

      – Bo przypominam ci o popełnionych grzechach?

      – Właśnie tak. – Dumnie uniosłam głowę i obniżyłam głos. – Zasługuję na wybaczenie, ponieważ byłam pijana.

      Spojrzał na mnie, oburzony.

      – Byłaś równie trzeźwa jak ja. Żałujesz, w porządku. Ale jesteś odpowiedzialna za swoje czyny.

      Zmroziła mnie drwina w jego głosie, ale musiałam przyznać, że miał rację. Nie chciałam jednak czuć się przy nim taka bezbronna, a na to się zanosiło. Pochopnie skłamałam, ponieważ zamierzałam się bronić.

      – No dobrze, nie byłam pijana – przyznałam teraz.

      Ponieważ nie odpowiedział, zerknęłam na niego kątem oka i zobaczyłam, że zajął się pracą na laptopie, znów mnie ignorując.

      Westchnęłam w duchu i włączyłam czytnik e-booków. Postanowiłam ignorować Caleba przez cały lot. Na szczęście miał być krótki.

      – Przepraszam – powiedział ktoś miłym głosem.

      Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą faceta mniej więcej w moim wieku.

      – Mam miejsce przy oknie.

      – A tak, jasne. – W przeciwieństwie do Caleba wczoraj wstałam z fotela, żeby przepuścić nieznajomego.

      – Dziękuję. – Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko. – To chyba mój szczęśliwy dzień.

      W normalnych okolicznościach zignorowałabym tego rodzaju gadkę, ale teraz chciałam udowodnić Szkotowi Sukinkotowi, że ostatnia noc jest dla mnie równie bez znaczenia jak dla niego.

      – Niektórym opatrzność sprzyja – zażartowałam przyjaźnie w nadziei, że wyjdę raczej na osobę czarującą, a nie zarozumiałą.

      Facet roześmiał się i przeszedł na swoje miejsce. Miał na sobie garnitur tak perfekcyjnie dopasowany, że musiał być szyty na miarę. Pochyliwszy się lekko w ciasnej przestrzeni, zdjął marynarkę.

      – Czy mogę to od pana zabrać? – Obok mnie pojawiła się stewardesa.

      – Tak, bardzo dziękuję. – Podał jej marynarkę.

      Przystojny. To plus. Dobrze wychowany. Drugi plus.

      Nie żebym była zainteresowana, ale spokojnie mogłam powiedzieć, że dzisiejszy współtowarzysz lotu już prześcignął wczorajszego.

      – Czy mogę dać również swój żakiet? – Zaczęłam rozpinać czerwony żakiet z baskinką. Kostium również oddałam wczoraj do hotelowej pralni.

      – Oczywiście, proszę pani.

      No nie. „Proszę pani”? A jeszcze niedawno zwracano się do mnie bardziej bezpośrednio. Mimo wszystko uśmiechnęłam się i podziękowałam.

      Wsunęłam się z powrotem na swoje miejsce, doskonale świadoma tego, że mój nowy sąsiad nie może oderwać wzroku od czarnej jedwabnej bluzeczki bez rękawów, którą miałam na sobie. Odwróciłam się do niego i lekko uśmiechnęłam, a on odpowiedział mi tym samym. Miał ciemne, czekoladowobrązowe oczy, długie czarne rzęsy, za które każda kobieta mogłaby zabić, a z wyglądu przypominał Roba Lowe z czasów filmu Ognie świętego Elma. Z wyjątkiem włosów. Mój sąsiad miał gęstą ciemną czuprynę, która układała się w tak doskonałe fale, że na pewno wymagała żelu czy pianki. I oczywiście bardzo drogiego fryzjera.

      Zauważyłam śnieżnobiałą koszulę i ciemnoniebieski jedwabny krawat, który facet właśnie poluzował. Był atletycznej budowy, ale szczupły i smukły, co zwykle bardziej mi odpowiadało niż wygląd faceta siedzącego po drugiej stronie przejścia. A jednak moje ciało na niego nie zareagowało. Co, jak się okazało, wyszło mi na dobre. Kiedy rozluźniał węzeł krawata, mój wzrok spoczął na jego lewej dłoni.

      Na СКАЧАТЬ