Oficer i szpieg. Robert Harris
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oficer i szpieg - Robert Harris страница 19

Название: Oficer i szpieg

Автор: Robert Harris

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8125-917-0

isbn:

СКАЧАТЬ W ciągu ostatnich kilku dni koszmarny smród zniknął i ciepły, kwietny wietrzyk znad Faubourg Saint-Germain niesie zapach letniego wieczoru.

      – Dlatego że wydajesz się nieswój, mój drogi.

      – Skądże, po prostu nie wiedziałem, że znacie się z Blanche, to wszystko.

      – Poznałam ją miesiąc temu, kiedy Isabelle zabrała mnie na herbatę z Alix Tocnaye.

      – A gdzie jest Philippe?

      – Wieczorem wyjechał z Paryża. Wraca dopiero jutro.

      Implikacje są jasne, w powietrzu zawisa niewypowiedziana propozycja.

      – A dziewczęta? – Córki Pauline mają dziesięć i siedem lat. – Musisz do nich wracać?

      – Zostały na noc u siostry Philippe’a.

      – Oho, nareszcie wiem, co Blanche miała na myśli, mówiąc, że ma dla mnie niespodziankę! – Sam nie wiem, czy powinienem się śmiać, czy złościć. – Dlaczego postanowiłaś jej się zwierzyć?

      – Nie zwierzałam jej się. Myślałam, że ty to zrobiłeś.

      – Ależ skąd!

      – Ale ona mówiła tak, że… Dawała mi do zrozumienia, że wie o nas od ciebie. Dlatego zgodziłam się na zaaranżowanie tego dzisiejszego spotkania. – Wybałuszamy na siebie oczy. I nagle, na skutek intuicji albo dedukcji, za którą nie nadążam, Pauline oświadcza: – Blanche się w tobie kocha.

      Przerażony, wybucham śmiechem.

      – Nic podobnego!

      – Więc przynajmniej musiałeś mieć z nią romans.

      Kłamię, bo cóż innego pozostaje dżentelmenowi w takiej sytuacji?

      – Pauline, kochanie, ona jest młodsza ode mnie o piętnaście lat. Jestem dla niej kimś w rodzaju starszego brata.

      – Ale ona nie spuszcza cię z oka. Ma na twoim punkcie obsesję, a teraz jeszcze domyśliła się, co nas łączy.

      – Gdyby Blanche się we mnie podkochiwała, to wątpię, żeby pomagała mi spędzić z tobą noc – zauważam spokojnie.

      Pauline z uśmiechem kręci głową.

      – Przeciwnie, właśnie tak by zrobiła – mówi. – Skoro nie może cię mieć, to pozostanie jej chociaż satysfakcja z kontrolowania tego, kto z tobą będzie.

      Odruchowo oboje sprawdzamy, czy nikt nas nie obserwuje. Lokaj krąży wśród gości, informując ich, że za chwilę zacznie się druga część koncertu. Ogród powoli się wyludnia. Kapitan w mundurze dragona przystaje w progu i ogląda się na nas.

      – Wyjdźmy teraz, zanim zacznie się druga część – proponuje znienacka Pauline. – Darujmy sobie kolację.

      – Mamy zostawić dwa wolne miejsca przy stole, żeby wszyscy zwrócili na to uwagę? Równie dobrze moglibyśmy dać ogłoszenie do „Le Figaro”.

      Nie, nie mamy wyjścia, jak tylko wytrzymać jakoś ten wieczór – kwartet smyczkowy w drugiej części, dwa bisy, następnie szampan i przeciągające się pożegnania tych, którzy nie zostali zaproszeni na kolację, a mimo to liczą na wstrzymanie egzekucji w ostatniej chwili. W tym czasie starannie unikamy się z Pauline, co oczywiście najlepiej zdradza parę, która ma romans.

      Gdy zasiadamy do jedzenia, jest już po dziesiątej. Stół zastawiono na szesnaście osób. Po jednej ręce mam owdowiałą matkę Aimery’ego, hrabinę po mężu – pomarszczony czarny jedwab i trupio blada skóra, niczym duch z Don Giovanniego – po drugiej siostrę Blanche, Isabelle, która całkiem niedawno weszła przez małżeństwo do niezwykle bogatej rodziny bankierów, właścicieli jednej z pięciu największych winnic w Bordeaux. Fachowo rozprawia o apelacjach, z których pochodzą dane wina, i klasach grand cru, ale jak dla mnie, równie dobrze mogłaby mówić w jakimś dialekcie polinezyjskim. Ogarnia mnie dziwaczne, przyprawiające o zawrót głowy poczucie oderwania od rzeczywistości – cała ta wyrafinowana rozmowa to szmer głosek, a muzyka to wyłącznie szuranie i brzdąkanie jelita i drutów. Patrzę na drugi koniec stołu, gdzie Pauline słucha męża Isabelle, bankiera – młodego człowieka, któremu szlachetny rodowód nadał rysy tak wytworne, że niemal płodowe, jakby opuszczenie łona w jego przypadku stanowiło naruszenie dobrego smaku. W blasku świec napotykam oczy Blanche, błyszczące pod upierzeniem łownego ptaka, i uciekam wzrokiem przed spojrzeniem wzgardzonej kobiety. W końcu o północy wstajemy od stołu.

      Dla zachowania pozorów dbam o to, żeby opuścić dom przed Pauline.

      – Niezłe z ciebie ziółko! – mówię w progu do Blanche, grożąc jej palcem.

      – Dobranoc, Georges – odpowiada ze smutkiem.

      Ruszam bulwarem, wypatrując białego światła dorożki wracającej do zajezdni przed Łukiem Triumfalnym. Obok mnie podskakuje mnóstwo niebieskich, czerwonych i żółtych świateł, aż wreszcie pojawia się białe. Kiedy wychodzę na środek jezdni, by zatrzymać powóz, a ten ze stukotem kopyt hamuje i staje, chodnikiem zmierza już do mnie Pauline. Biorę ją pod łokieć, pomagam wsiąść do dorożki.

      – Rue Yvon-Villarceau, róg rue Copernic – polecam woźnicy i wskakuję za Pauline. Pozwala mi na przelotny pocałunek, po czym mnie odpycha.

      – Nie, najpierw muszę wiedzieć, o co w tym chodziło – mówi.

      – Żartujesz. Naprawdę?

      – Owszem.

      Z westchnieniem ujmuję ją za rękę.

      – Biedna Blanche po prostu nie ma szczęścia do romansów – tłumaczę. – Możesz być pewna, że jeśli w pokoju znajduje się mężczyzna nie do wzięcia albo zupełnie nieodpowiedni, to właśnie w nim Blanche się zakocha. Dwa lata temu wybuchł niezły skandal, wyciszony, ale okrył rodzinę wielkim wstydem, a zwłaszcza Aimery’ego.

      – Dlaczego zwłaszcza jego?

      – Ponieważ chodziło o oficera sztabu generalnego… starszego stopniem, niedawno owdowiałego i dużo starszego od Blanche. A to Aimery sprowadził go do domu i przedstawił swojej siostrze.

      – I co się stało?

      Wyjmuję papierośnicę, częstuję Pauline. Odmawia. Zapalam papierosa. Niezręcznie jest mi o tym opowiadać, ale przypuszczam, że Pauline ma prawo wiedzieć, a ufam jej, że nie rozpowie tego dalej.

      – Blanche miała romans z tym oficerem. Ciągnęło się to dosyć długo, chyba z rok. Potem poznała kogoś innego, młodego arystokratę w swoim wieku i dużo bardziej odpowiedniego dla niej. Ten młody człowiek jej się oświadczył. Rodzina była zachwycona. Blanche próbowała zerwać z oficerem. On jednak nie przyjmował tego do wiadomości. Wtedy ojciec Aimery’ego, stary hrabia, zaczął dostawać listy od szantażysty, który groził publicznym ujawieniem romansu córki. W końcu hrabia zwrócił się z tym do paryskiej policji.

      – Mój Boże, historia jak żywcem wyjęta z Balzaca!

СКАЧАТЬ