Prom. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prom - Remigiusz Mróz страница 3

Название: Prom

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327156624

isbn:

СКАЧАТЬ nie słyszała pracującego jednostajnie silnika. Dźwięk ten stał się tak nieodłącznym tłem, że przestała zwracać na niego uwagę – i dlatego teraz odnotowała nawet niewielką zmianę.

      – Słyszał pan?

      Tor-Ingar się rozejrzał.

      – Co takiego?

      – Spadły obroty silnika.

      – Zbliżamy się do Tórshavn, prom zwalnia.

      – Stanowczo za wcześnie.

      – Nie wydaje mi się.

      – Niech mi pan wierzy, płynęłam już tędy nieraz.

      Odwróciła się w kierunku nadbudówki, na której powiewały duńskie bandery i obracały się dysze urządzeń nawigacyjnych. Niewysoką wieżyczkę obiegały dwa podesty, ale nikogo na nich nie było. Oprócz tego konstrukcja sprawiała wrażenie, jakby jej jedynym przeznaczeniem było stworzenie miejsca dla licznych masztów i schodów, które prowadziły na najwyższy pokład.

      Nagle rozległ się jeszcze wyraźniejszy jęk silnika.

      – Nie powie mi pan, że tego też nie słyszał.

      – Słyszałem – odparł Østerø, marszcząc czoło.

      – Brzmi, jakbyśmy wpływali do portu, a jesteśmy jeszcze…

      Naraz prom gwałtownie zwolnił. Katrine nie przypuszczała, że tak masywna jednostka jest w stanie wyhamować tak szybko. Chwyciła się relingu i spojrzała pytająco na dziennikarza, ale ten tylko wzruszył ramionami.

      Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co jest powodem nagłego zatrzymania, z głośników pokładowych rozbrzmiał przeciągły, głośny dźwięk. Metaliczne wycie przywodziło na myśl konające zwierzę.

      – Co to za syrena? – spytał Tor-Ingar.

      – Pojęcia nie mam. Pierwszy raz słyszę coś takiego.

      Prom nadal w szybkim tempie wytracał prędkość. Katrine wychyliła się za burtę i spojrzała na spienione wody cieśniny, które zdawały się walczyć z kadłubem statku.

      Nieprzyjemny sygnał stawał się coraz głośniejszy.

      – Alarm pożarowy? – rzucił Østerø.

      – Możliwe.

      – Ale nawet jeśli wybuchłby pożar, jesteśmy przecież rzut beretem od portu.

      Ellegaard też była tego zdania, choć właściwie nie miała pojęcia, jak wyglądają procedury awaryjne. Czasem wymykały się zwykłej logice, co pokazała choćby ewakuacja Costy Concordii – nie przeżyły trzydzieści dwie osoby. Tyle że wtedy statek zboczył z kursu i uderzył w kamieniste dno. W tym wypadku ewidentnie było inaczej.

      Tor-Ingar rozglądał się nerwowo po pokładzie, jakby gdzieś tutaj mógł znaleźć odpowiedź.

      – Jedno jest pewne – odezwała się po chwili Katrine. – Będzie miał pan ciekawy materiał.

      – Oby nie nazbyt ciekawy.

      – Przed chwilą był pan gotów pisać o kolejnych zaginięciach i kościach.

      – Czyichś – podkreślił. – Niekoniecznie swoich.

      – Nie ma się czym przejmować – stwierdziła. – Jestem przekonana, że…

      Nie dokończyła, bo syrena zmieniła ton, a dźwięk stał się jeszcze głośniejszy. Teraz przywodził na myśl kakofonię sygnałów alarmowych podczas jednego z tych tragicznych zdarzeń, w których udział biorą wszystkie służby. Katrine miała nadzieję, że to skojarzenie nie okaże się prorocze.

      Odgłos dudnił jej w głowie jak młot pneumatyczny, nie mogła zebrać myśli. Østerø zasłonił uszy i się skrzywił. Przez moment trwali w bezruchu, po czym Ellegaard potrząsnęła głową i wskazała na nadbudówkę.

      Ruszyli w jej kierunku szybkim krokiem. Katrine dostrzegła, że od strony rufy zbliża się do niej także inny mężczyzna.

      Kiedy podeszła do drzwi, nacisnęła klamkę, ale ta ani drgnęła. Katrine spojrzała bezradnie na dziennikarza, a potem spróbowała jeszcze raz. Szarpnęła za drzwi.

      – Zablokowane – oznajmiła.

      Tor-Ingar ściągnął brwi, a ona uświadomiła sobie, że przez cały ten hałas rozmówca nic nie usłyszał. Zrobiła mu miejsce, by sam się przekonał, że drzwi ani drgną. Potem podniosła wzrok na głośnik, z którego wydobywał się mechaniczny jazgot.

      Bez słowa zgodnie uznali, że najlepiej będzie odsunąć się kawałek. Wrócili na bakburtę i przez moment przypatrywali się trzeciej osobie na pokładzie, która bezskutecznie starała się otworzyć drzwi.

      – Ktoś je zamknął od środka? – spytał Tor-Ingar.

      – Jeśliby tak było, to klamka by się ruszała.

      – Więc o co tu chodzi?

      Dobre pytanie, pomyślała Katrine. Obawiała się jednak, że nieprędko znajdzie na nie odpowiedź.

      Sobota, 14 stycznia, godz. 13.45

      Hallbjørn Olsen stał przed domem na Fjalsvegur i patrzył na zapuszczoną elewację. Postawił ten budynek razem z teściem, kiedy Karla jeszcze żyła. Przez lata ich wspólnego życia dbał o niego, jakby zależało od tego ich małżeństwo. Kiedy tragicznie się skończyło, zupełnie zaniedbał dom.

      Przez lata mieszkał tu z córką i przez ten czas Ann-Mari zmuszała go, by naprawił tę czy inną rzecz. Po tym jednak, jak trafił do więzienia, a nastolatka zamieszkała na stałe z jego kuzynką, dom niszczał.

      Aż do teraz. Od jakiegoś czasu Hallbjørn planował bowiem generalny remont. Miał zamiar nie tylko odświeżyć budynek od zewnątrz, ale zupełnie przerobić wnętrze. Oczywiście pod czujnym okiem Katrine.

      Rozpoczynali nowe życie i spodziewał się, że jeszcze dzisiaj, przy dobrym winie, zaczną planować, co i jak należy zmienić. W końcu mieli okazję, bo dotychczas los rzucał im kłody pod nogi.

      Teraz jednak było inaczej. Mogli liczyć na spokój.

      Olsen przypuszczał, że przez jakiś czas będzie wisiało nad nimi widmo nowotworu, ale ostatecznie przywykną do niego na tyle, że nawet nie będą zwracać na nie uwagi. Nie mogło być inaczej, kiedy wszystko wreszcie zaczęło się układać.

      Hallbjørn obszedł dom, zastanawiając się, jak zaawansowanych prac będzie wymagał remont. Kiedy wrócił pod główne wejście, rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Wyjął komórkę i ze zdziwieniem zobaczył, że to Ann-Mari.

      Niebywałe. Od pewnego czasu miał wrażenie, że córka używa telefonu tylko do łapania pokemonów, przeglądania Internetu i robienia zdjęć w tej czy innej aplikacji. W erze wysyłania snapów nawet pisanie SMS-ów СКАЧАТЬ