O miłości. Charles Bukowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу O miłości - Charles Bukowski страница 8

Название: O miłości

Автор: Charles Bukowski

Издательство: PDW

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788365613936

isbn:

СКАЧАТЬ nie nieśmiertelnym

      ale jednak

      się kochaliśmy.

      proszę dalej

      chrap.

      a tu balanga – automaty, czołgi, armia

      w starciu z ludźmi na dachach

      gdyby miłość mogła sięgać do końca arkusza papy

      albo chociaż do granic sensu

      ale to się nie uda

      nie ma szans

      za dużo facetów zadziera nosa

      za dużo kobiet zadziera nogi

      tylko w specjalnych sypialniach

      za dużo much na

      suficie i jeszcze mamy to gorące

      Lato

      a rozruchy w Los Angeles

      ustały tydzień temu

      palili wtedy domy i zabijali policjantów i

      białych a

      ja właśnie jestem biały i raczej niezbyt się

      podnieciłem bo jestem biały i biedny

      i płacę za to że jestem biedny

      bo staram się stawać na rękach dla cudzej zabawy jak

      najrzadziej

      więc jestem biedny na własne życzenie i chyba

      w ten sposób to mniej

      boli

      więc ignorowałem rozruchy

      bo czułem że i czarni i biali

      chcą wielu rzeczy które mnie

      nie ciekawią

      i jeszcze mam tu kobietę która bardzo się podnieca

      dyskryminacją Bombą segregacją

      wiesz no wiesz

      daję jej gadać dopóki mnie to nie

      zmęczy

      bo niezbyt mnie obchodzi

      utarta odpowiedź

      albo te samotne otumanione istoty które lubią dołączać do

      SPRAWY po prostu dlatego że sprawa je wyciąga z ich

      zaślinionego

      debilizmu w nurt

      działania. a ja lubię mieć czas pomyśleć, myśleć, myśleć...

      ale tu naprawdę była balanga – broń maszynowa, czołgi,

      armia w starciu z ludźmi na dachach...

      to samo, co zarzucaliśmy Rosji. no, to jest

      w sumie parszywa gra i nie wiem, co robić, poza tym

      że według jednego kumpla którejś nocy powiedziałem

      po pijaku: „Nigdy nikogo nie zabijaj, choćby ci się zdawało że

      to jest ostatnie albo jedyne wyjście”.

      śmiejcie się. proszę bardzo. może was ucieszy

      że miewam nawet wyrzuty sumienia kiedy zabijam

      muchę. mrówkę. pchłę. a jednak ciągnę dalej. zabijam je i

      ciągnę dalej.

      boże, miłość jest dziwniejsza niż liczebniki

      dziwniejsza niż

      płonąca trawa dziwniejsza niż martwe ciało dziecka

      utopionego na dnie wanny, wiemy tak

      mało, wiemy tak dużo, wiemy nie

      dość.

      tak czy owak odbębniamy te swoje ruchy, robaczkowe,

      czasem

      seksualne, czasem niebiańskie, czasem skurwysyńskie, a

      czasem chcemy zobaczyć co zostało z nas albo z tego wszystkiego

      więc idziemy przez muzeum, ten smętny spięty paraliż

      oszklonego zamrożonego i jałowego tła jak w psychiatryku

      wystarcza żeby chciało się wyjść z powrotem na słońce

      i rozejrzeć, ale w parku i na ulicach

      zmarli też przechodzą jakby już byli

      w muzeum. może miłość to seks. może miłość to miska

      papki. może miłość to wyłączone radio.

      tak czy owak była balanga.

      tydzień temu.

      dziś pojechałem na wyścigi. w oczach miałem róże. w kieszeni

      dolary. w zaułku nagłówki. to ponad sto pięćdziesiąt kilometrów pociągiem

      w jedną stronę. z powrotem jechała paczka pijaków, znowu bez centa, sen

      znowu prysł, a oni się zataczali; ględzili w restauracyjnym a ja tam

      też piłem, gryzmoląc resztki nadziei przy słabym świetle,

      barman był Murzynem a ja biały. kiepski układ. jakoś daliśmy

      radę.

      zero balangi.

      bogate gazety wciąż piszą o „Murzyńskiej rewolucji” i

      o „Rozpadzie murzyńskiej rodziny”. pociąg w końcu dojechał do miasta,

      a ja spławiłem dwóch homoseksualistów, którzy stawiali mi

      drinki,

      poszedłem się wyszczać i zadzwonić, a kiedy wchodziłem

      do

      Męskiego СКАЧАТЬ