Zawsze i na zawsze. Jenny Han
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zawsze i na zawsze - Jenny Han страница 7

Название: Zawsze i na zawsze

Автор: Jenny Han

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: O Chłopcach

isbn: 978-83-66436-79-4

isbn:

СКАЧАТЬ O mamie – mówię.

      Peter odstawia szklankę, przeciąga się i kładzie mi głowę na kolanach. Podnosi na mnie wzrok i mówi:

      – Szkoda, że jej nie poznałem.

      – Bardzo by cię polubiła – mówię, głaszcząc jego włosy. Pytam niepewnie: − Myślisz, że mogłabym kiedyś poznać twojego tatę?

      Jego twarz pochmurnieje i żałuję, że poruszyłam ten temat.

      – Nie chcesz go poznawać – mówi. – Nie jest tego wart. – Potem wtula się we mnie jeszcze bardziej. – Ej, może w tym roku powinniśmy się przebrać na halloween za Romea i Julię. Ludzie na UW robią megastroje.

      Opieram się o filar. Zmienia temat, zdaję sobie z tego sprawę, ale dostosowuję się.

      – Przebralibyśmy się za wersję Leo i Claire.

      – No. – Ciągnie mnie za warkocz. – Będę twoim rycerzem w lśniącej zbroi.

      Dotykam jego włosów.

      – A rozważyłbyś zapuszczenie trochę dłuższych włosów? I może… przefarbowanie ich na blond? W przeciwnym razie ludzie pomyślą, że jesteś zwykłym rycerzem.

      Peter śmieje się tak bardzo, że chyba nie słyszy reszty zdania.

      – O matko, Covey. Skąd bierzesz ten swój humor?

      – Żartowałam! – W połowie. – Ale wiesz, że kostiumy traktuję poważnie. Po co się wysilać, jeśli robi się coś na pół gwizdka?

      – Dobra, mógłbym pewnie włożyć perukę, ale niczego nie obiecuję. To nasze pierwsze halloween na uczelni.

      – Już spędzałam halloween na UW.

      Pierwszej jesieni, kiedy Margot dostała prawo jazdy, zabrałyśmy Kitty na „cukierek albo psikus” na trawnikach uczelni. Była tamtego roku przebrana za Batmana. Zastanawiam się, czy chciałaby to powtórzyć.

      – Wreszcie będziemy mogli chodzić na imprezy halloweenowe UW. Pełnoprawnie, bez konieczności wkradania się. W drugiej klasie wywalili nas z Gabe’em z imprezy i to była najbardziej upokarzająca chwila w moim życiu.

      Patrzę na niego z zaskoczeniem.

      – Ty? Ty nigdy nie czujesz się upokorzony.

      – Ale tamtego dnia byłem. Usiłowałem pogadać z jedną dziewczyną przebraną za Kleopatrę, a starsze chłopaki zawołały: „Zabieraj stąd swój tyłek, szczeniaku”. I wszyscy się roześmiali. Dupki.

      Pochylam się i całuję go w oba policzki.

      – Ja bym się nigdy nie roześmiała.

      – Ty śmiejesz się ze mnie cały czas – mówi.

      Unosi głowę, przyciąga moją twarz bliżej i całujemy się do góry nogami, w stylu Spidermana.

      – Lubisz, kiedy się z ciebie nabijam – mówię, a on z uśmiechem wzrusza ramionami.

      4

      Nadszedł tydzień czwartoklasistów, podczas którego każdy dzień ma jakiś motyw przewodni. Dzisiejszy to szkolna atmosfera, mam na sobie bluzę drużyny Petera i warkoczyki ze wstążkami w kolorach szkoły, bladoniebieskim i białym. Peter pomalował pół twarzy na niebiesko, pół na biało. Kiedy przyjechał po mnie dziś rano, aż krzyknęłam na jego widok.

      Reszta tygodnia wygląda następująco: wtorek lata siedemdziesiąte, środa piżama, czwartek postaci (dzień, na który z niecierpliwością czekam), w piątek wyjeżdżamy na wycieczkę. Wybieraliśmy między Nowym Jorkiem a Disney Worldem i wygrał Nowy Jork. Jedziemy wynajętym autokarem na trzydniowy weekend. Doskonały moment na tego typu wycieczkę, bo wszyscy dostają świra w oczekiwaniu na odpowiedzi z uczelni i przyda się nam coś, co odwróci naszą uwagę. Oprócz tych, którzy złożyli podania we wcześniejszym terminie i już wiedzą, gdzie idą, jak Peter czy Lucas Krapf, przyjęty na Sarah Lawrence. Większość klasy nie wyjeżdża do innego stanu. Jak powtarza nasza pedagog, pani Duvall: po co mieszkać w Wirginii, jeśli nie korzysta się z tutejszych świetnych szkół? To miłe, że tak wielu z nas tu pozostanie, że nie rozpierzchamy się po całym świecie.

      W porze lunchu, kiedy wchodzimy z Peterem do stołówki, grupa a cappella wyśpiewuje serenadę do dziewczyny z pierwszej klasy na melodię Will You Still Love Me Tomorrow?, ale ze słowami „Chodź na bal ze mną, Gino”. Zatrzymujemy się, żeby posłuchać, a potem ustawiamy się w kolejce po jedzenie. Bal odbędzie się dopiero za kilka miesięcy, ale czas zaproszeń rozpoczął się już na dobre. Do tej pory najbardziej efektowne odbyło się w zeszłym tygodniu, kiedy Steve Bledell włamał się do systemu ogłoszeń i zamienił wydarzenia dnia na „Czy pójdziesz ze mną na bal, Liz?”. Informatycy dwa dni głowili się, jak to naprawić. Dziś rano Darrell napełnił szafkę Pammy czerwonymi różami, a na drzwiczkach ułożył z płatków napis: „BAL?”. Woźny zrobił mu za to awanturę, ale zdjęcia na Instagramie Pammy wyglądały imponująco. Nie wiem, co planuje Peter. Nie jest mistrzem romantycznych gestów.

      Kiedy stoimy w kolejce, Peter sięga po brownie, a ja mówię:

      – Nie, przyniosłam ciastka.

      Cieszy się.

      – Mogę dostać jedno od razu? – pyta.

      Wyjmuję pojemnik z plecaka i Peter bierze ciastko.

      – Nie dzielmy się nimi z nikim – mówi.

      – Za późno – mówię, bo właśnie zobaczyli nas znajomi.

      Podchodzimy do stolika, a Darrell wyśpiewuje:

      – Jej ciastka przyciągają wszystkich chłopaków.

      Stawiam pojemnik na stoliku, a chłopcy się o niego biją, podkradając ciastka i pochłaniając je jak jakieś trolle.

      Pammy udaje się dorwać jedno i mówi:

      – Ale z was zwierzęta.

      Darrell odrzuca głowę do tyłu i wydaje zwierzęce odgłosy, a ona chichocze.

      – Są przepyszne – jęczy Gabe, zlizując z palców czekoladę.

      Skromnie mówię:

      – Są w porządku. Dobre, ale nie przepyszne. Nie doskonałe. – Odłamuję kawałek z ciastka Petera. – Lepiej smakują prosto z pieca.

      – Przyjdziesz do mnie i upieczesz mi ciasteczka, żebym wiedział, jak smakują prosto z pieca?

      Gabe wgryza się w kolejne i przymyka oczy w ekstazie. Peter podprowadza następne.

      – Przestań wyjadać wszystkie ciastka mojej dziewczyny! – woła.

      Nawet po roku wciąż przeszywa mnie dreszcz, kiedy słyszę, jak mówi o mnie „moja СКАЧАТЬ