Zawsze i na zawsze. Jenny Han
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zawsze i na zawsze - Jenny Han страница 4

Название: Zawsze i na zawsze

Автор: Jenny Han

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: O Chłopcach

isbn: 978-83-66436-79-4

isbn:

СКАЧАТЬ Monahan jest Koreańczykiem i został adoptowany. Do naszej szkoły nie chodzi zbyt wielu Azjatów, więc wszyscy wszystkich znamy, przynajmniej z widzenia.

      – W liceum nigdy nie trzymał się z Azjatami, a potem wyjechał na studia i poznał mnóstwo Koreańczyków, a teraz chyba przewodzi azjatyckiemu bractwu.

      – Wow!

      – Cieszę się, że korporacje studenckie nie są w Wielkiej Brytanii popularne. Nie zamierzasz do żadnej wstąpić, prawda? – Po czym szybko dodaje: − Nie oceniam!

      – Nie zastanawiałam się nad tym.

      – Ale Peter pewnie wstąpi do bractwa.

      – On też o niczym nie wspominał… − Mimo że nie wspominał, bez trudu wyobrażałam go sobie w zrzeszeniu.

      – Słyszałam, że jest ciężko, jeśli twój chłopak należy do bractwa, a ty nie. Chodzi o imprezy i takie tam, że łatwiej, jeśli przyjaźnisz się z dziewczynami należącymi do zrzeszenia. Nie wiem. Cała sprawa wydaje mi się idiotyczna, ale może warto spróbować. Słyszałam, że w zrzeszeniach dziewczyny lubią rękodzieło. – Porusza żartobliwie brwiami.

      – A skoro o tym mowa. – Pokazuję jej wydmuszkę. – Tadam!

      Margot przybliża twarz do ekranu, żeby się przyjrzeć.

      – Powinnaś zająć się profesjonalnie zdobieniem wydmuszek! Pokaż pozostałe.

      Podnoszę cały karton z pisankami. Mam tuzin wydmuszek: bladoróżowe zdobione neonoworóżową tasiemką, jaskrawoniebieskie, cytrynowe, liliowe z suszonymi kwiatami lawendy. Dobrze, że miałam ją do czego zużyć. Wiele miesięcy temu kupiłam woreczek lawendy do crème brûlée i tylko leżał niepotrzebnie w spiżarni.

      – Co zamierzasz z nimi zrobić? – pyta Margot.

      – Zabiorę je do Belleview, żeby mogli nimi ozdobić recepcję. Tam zawsze jest tak ponuro i szpitalnie.

      Margot opiera się o poduszki.

      – Jak się mają wszyscy w Belleview?

      – W porządku. Byłam tak zajęta podaniami na studia i sprawami związanymi z ostatnim rokiem w szkole, że nie mogłam zaglądać tam tak często jak dawniej. Teraz, kiedy już nie pracuję tam oficjalnie, dużo trudniej znaleźć czas. – Obracam w dłoni pisankę. – Tę chyba podaruję Stormy. Jest bardzo w jej stylu. – Odkładam Marię Antoninę na stojak, żeby wyschła, biorę liliowe jajko i zaczynam przyklejać do niego różnobarwne kamyki. – Od tej pory zamierzam ich częściej odwiedzać.

      – To trudne – zgadza się Margot. – Jak przyjadę na przerwę wiosenną, pojedziemy tam razem. Chcę przedstawić Stormy Raviego.

      Margot od pół roku chodzi z Ravim. Jego rodzice pochodzą z Indii, ale urodził się w Londynie, więc jego akcent jest tak elegancki, jak to tylko możliwe. Kiedy poznałam go przez Skype’a, powiedziałam: „Mówisz jak książę William”, a on się roześmiał i odparł: „A jakże”. Jest dwa lata starszy od Margot i może dlatego, że jest starszy, a może dlatego, że jest Anglikiem, sprawia szalenie arystokratyczne wrażenie, przez co zupełnie nie przypomina Josha. Nie żeby był snobem, ale jest zdecydowanie inny. Bardziej obyty, pewnie z racji życia w wielkim mieście, chodzenia do teatru, kiedy przyjdzie mu na to ochota, i spotykania dygnitarzy i tym podobnych, bo jego matka jest dyplomatką. Kiedy powiedziałam o tym Margot, roześmiała się i stwierdziła, że po prostu jeszcze go nie poznałam, ale Ravi jest tak naprawdę kompletnym dziwakiem, wcale nie tak wytwornym ani tak „książęcym”. „Niech nie zmyli cię akcent”, powiedziała. Przyjedzie z Ravim do domu na przerwę wiosenną, więc pewnie wkrótce przekonam się na własne oczy. Plan jest taki, że Ravi ma zatrzymać się u nas na dwie noce, a potem polecieć do Teksasu, żeby zobaczyć się z rodziną. Margot zostanie z nami do końca tygodnia.

      – Nie mogę się doczekać, kiedy go poznam na żywo – mówię, a ona uśmiecha się promiennie.

      – Będziesz nim zachwycona.

      Z pewnością. Lubię wszystko to, co lubi Margot. Na szczęście teraz, kiedy Margot poznała lepiej Petera, widzi, jak bardzo jest wyjątkowy. Kiedy przyjadą z Ravim, będziemy mogli spędzić czas we czwórkę na prawdziwej randce w dwie pary.

      Jesteśmy z moją siostrą jednocześnie zakochane i możemy się tym ze sobą dzielić. Ależ to wspaniałe!

      3

      Następnego ranka maluję usta krwistoczerwoną szminką, w której lubi mnie Stormy, zbieram pisanki do białego koszyka z wikliny i jadę do Belleview. Zatrzymuję się przy recepcji, żeby zostawić wydmuszki i pogadać przez chwilę z Shanice. Pytam, co słychać, a ona mówi, że mają dwóch nowych wolontariuszy, obu z UW, dzięki czemu czuję znacznie mniejsze wyrzuty sumienia, że nie zaglądam tu tak często.

      Żegnam się z Shanice, po czym ruszam z pisanką do Stormy. Otwiera mi w kimonie o barwie persymony i pasującej szmince i woła:

      – Lara Jean! – Chwyta mnie w ramiona, marudząc: − Przyglądasz się moim odrostom, prawda? Wiem, że powinnam zafarbować włosy.

      – Prawie nie widać – zapewniam ją.

      Zachwyca się Marią Antoniną. Mówi, że nie może się doczekać, żeby pokazać ją Alicii Ito, swojej przyjaciółce i rywalce.

      – Dla Alicii też taką przyniosłaś? – pyta.

      – Tylko dla ciebie – odpowiadam, a jej blade oczy promienieją.

      Siadamy na kanapie, a ona kiwa na mnie palcem i mówi:

      – Musisz być po uszy zadurzona w tym swoim młodzieńcu, bo nie starcza ci czasu, żeby mnie odwiedzić.

      – Przepraszam. Wysłałam już podania na studia i będę częściej przychodzić – mówię ze skruchą.

      – Pff!

      Kiedy Stormy jest w takim nastroju, najlepiej omamić ją pochlebstwami.

      – Robię tylko to, co mi kazałaś, Stormy.

      Przechyla głowę.

      – A co ci kazałam?

      – Żebym często chodziła na randki i miała mnóstwo przygód tak jak ty.

      Zaciska swoje pomarańczowoczerwone usta, próbując pohamować uśmiech.

      – To była bardzo dobra rada. Słuchaj dalej Stormy, a będziesz na właściwej drodze. A teraz opowiedz mi jakieś pikantne kawałki.

      Śmieję się.

      – Moje życie nie jest pikantne.

      Cmoka z niezadowoleniem.

      – Nie czekają cię jakieś tańce? Kiedy macie bal?

      – Dopiero w maju.

      – A masz sukienkę?

СКАЧАТЬ