Название: Zawsze i na zawsze
Автор: Jenny Han
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
Серия: O Chłopcach
isbn: 978-83-66436-79-4
isbn:
– Mieli takie fajne słodkanie – mówię schrypniętym głosem.
– Co to jest słodkanie?
Peter leży na boku, a głowę ma wspartą na łokciu. Wygląda tak uroczo, że mogłabym wytarmosić go za policzki, ale powstrzymuję się przed powiedzeniem tego na głos. Już i tak ma wielkie ego.
– Słodkanie to pierwsze spotkanie bohaterów, które zawsze przebiega w czarujący sposób. Dzięki temu wiadomo, że skończą razem. Im bardziej urzekające, tym lepiej.
– Jak w Terminatorze, kiedy Reese ratuje Sarah Connor przed Terminatorem i mówi: „Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć”. Niesamowity tekst.
– No, to chyba słodkanie, technicznie rzecz biorąc… Ale myślałam raczej o czymś w rodzaju Ich nocy. Musimy go dodać do naszej listy.
– Kolorowy czy czarno-biały?
– Czarno-biały.
Peter jęczy i opada z powrotem na poduszkę.
– Trochę szkoda, że my nie mieliśmy słodkania – myślę głośno.
– Wskoczyłaś na mnie na szkolnym korytarzu. Uważam, że to dość słodkie.
– Ale już się znaliśmy, więc to się właściwie nie liczy. – Marszczę brwi. – Nawet nie pamiętamy, jak się poznaliśmy. Jakie to smutne.
– Ja pamiętam, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.
– Nie-e. Kłamczuch!
– Ej, to, że ty czegoś nie pamiętasz, nie oznacza, że ja też nie. Pamiętam mnóstwo rzeczy.
– Dobra, to jak się poznaliśmy? – Rzucam mu wyzwanie.
Jestem pewna, że to, co padnie z jego ust, będzie kłamstwem.
Peter otwiera usta, a potem gwałtownie je zamyka.
– Nie powiem ci.
– Widzisz! Nie potrafisz niczego wymyślić.
– Nie, nie zasługujesz, żeby się dowiedzieć, bo mi nie wierzysz.
Przewracam oczami.
– Wciskasz kit.
Wyłączam film i idziemy z Peterem posiedzieć na werandzie i wypić mrożoną herbatę, którą przyrządziłam poprzedniego wieczoru. Na dworze jest chłodno. Powietrze jest wciąż na tyle rześkie, żeby było jasne, że wiosna jeszcze w pełni nie nastała, ale wkrótce nadejdzie. Rosnący przed domem dereń właśnie zaczyna kwitnąć. Wieje przyjemny wiaterek. Mogłabym chyba siedzieć tu całe popołudnie i patrzeć, jak gałęzie gną się i kołyszą, a liście tańczą.
Mamy jeszcze chwilę, zanim będzie musiał pojechać pomóc mamie. Pojechałabym razem z nim, przypilnowała kasy, w czasie gdy on przestawiałby meble, ale ostatnio kiedy mnie ze sobą zabrał, jego mama nie była zadowolona i powiedziała, że jej sklep to miejsce interesów, nie „schadzek nastolatków”. Mama Petera nie okazuje mi niechęci i chyba jej do mnie nie czuje – ale nadal nie wybaczyła mi, że zerwałam z Peterem w zeszłym roku. Jest dla mnie miła, ale mi nie ufa, jest ostrożna. Coś w stylu: pożyjemy, zobaczymy. „Pożyjemy, zobaczymy, kiedy znów zranisz mojego syna”. Zawsze sobie wyobrażałam, że z mamą mojego pierwszego chłopaka będzie mnie łączyć wspaniała więź w stylu Iny Garten. Będziemy razem gotować obiady, pić herbatę, czuć do siebie sympatię i grać w scrabble w deszczowe popołudnia.
– O czym myślisz? – pyta Peter. – Masz ten wyraz twarzy…
Przygryzam dolną wargę.
– Szkoda, że twoja mama nie lubi mnie trochę bardziej.
– Lubi cię.
– Peterze. – Rzucam mu spojrzenie.
– Naprawdę! Gdyby cię nie lubiła, to nie zapraszałaby cię na obiad.
– Zaprasza mnie na obiad, bo chce się zobaczyć z tobą, nie ze mną.
– Nieprawda.
Widzę, że taka myśl nigdy nie przyszła mu do głowy, ale jest w niej ziarnko prawdy i on o tym wie.
– Chciałaby, żebyśmy zerwali, zanim pójdziemy na studia – wypalam.
– Podobnie jak twoja siostra.
– Ha! A więc przyznajesz, że twoja mama chce, żebyśmy zerwali. – Tryumfuję.
Nie wiem, czemu odczuwam zwycięstwo. Ta myśl jest przygnębiająca, nawet jeśli się tego spodziewałam.
– Uważa, że poważne relacje w młodym wieku to zły pomysł. To nie ma nic wspólnego z tobą. Powiedziałem jej: „To, że nie wyszło tobie i tacie, nie znaczy, że z nami będzie tak samo”. Nie jestem taki jak mój ojciec. A ty nie przypominasz mojej matki.
Rodzice Petera rozwiedli się, kiedy byliśmy w szóstej klasie. Jego tata mieszka jakieś pół godziny stąd ze swoją nową żoną i dwoma małymi synkami. Peter nie mówi zbyt wiele o ojcu. Rzadko w ogóle o nim wspomina, ale w tym roku ni z tego, ni z owego jego tata podjął próbę odzyskania kontaktu – zaprosił go na mecz koszykówki, do domu na kolację. Do tej pory Peter był nieugięty.
– Czy twój tata jest z wyglądu podobny do ciebie? – pytam. – To znaczy: czy ty jesteś podobny do niego?
– No. Wszyscy tak zawsze twierdzili – mówi ponuro.
Kładę mu głowę na ramieniu.
– W takim razie musi być bardzo przystojny.
– Pewnie był, swego czasu – zgadza się. – Przerosłem go już.
To coś, co mamy z Peterem wspólnego – on ma tylko mamę, ja mam tylko tatę. Peter uważa, że mnie dostała się lepsza wersja historii, bo straciłam mamę, która mnie kochała, a nie tatę, który żyje, tylko jest dupkiem. To jego słowa, nie moje. Po części się z nim zgadzam, bo mam wiele dobrych wspomnień o mamie, a on nie ma prawie żadnych wspomnień o tacie.
Uwielbiałam po kąpieli siedzieć przed nią po turecku i oglądać telewizję, podczas gdy ona wyczesywała mi z włosów kołtuny. Pamiętam, że Margot nie znosiła siedzieć nieruchomo, ale mnie to nie przeszkadzało. Ten rodzaj wspomnień lubię najbardziej: raczej odczucie niż konkretne wydarzenie. Ślad wspomnienia, zamazany na brzegach, rozmyty i wcale nie wyjątkowy, zlewający się w jedną chwilę. Inne wspomnienie tego rodzaju mam z czasów, kiedy odwoziłyśmy Margot na lekcje fortepianu, a mama i ja jadłyśmy potajemnie lodowe desery na parkingu McDonald’s. Z karmelem i sosem truskawkowym. Przekładała mi swoje orzeszki, żebym miała więcej. Spytałam kiedyś, czemu nie lubi orzeszków w deserze, a ona odparła, że lubi, ale ja je uwielbiam. A ona mnie kocha.
СКАЧАТЬ