Ostatnia wdowa. Karin Slaughter
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatnia wdowa - Karin Slaughter страница 19

Название: Ostatnia wdowa

Автор: Karin Slaughter

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-276-4454-1

isbn:

СКАЧАТЬ przełknął ślinę. Oczy zalśniły mu od łez.

      Po chwili długiej jak wieczność powoli skinął głową.

      – A jeśli zabiję ją? – Hank przytknął broń do głowy Michelle Spivey.

      – Zrób to. No dalej, ty gnido – powiedziała tym razem bez zająknięcia. Ściskała pięścią spodnie w talii. Sara widziała zakrwawiony bandaż, pęknięte szwy na linii bikini.

      Czyżby ją operowali?

      – Ciągle uważasz się za porządnego człowieka – Michelle zwróciła się do Hanka. – Co powie twój ojciec, kiedy się dowie, kim naprawdę jesteś? Słyszałam, jak o nim mówisz; jak go podziwiasz; jak chcesz, żeby był z ciebie dumny. On jest chory. Umrze. A na łożu śmierci będzie myślał, jakiego potwora pomógł sprowadzić na ten świat.

      Clinton wybuchnął śmiechem.

      – A niech mnie, laluniu, pod wpływem twojego gadania zaczynam się zastanawiać, jak ciasna jest cipka twojej córki.

      Nad głową Sary coś przemknęło. Hank odwrócił się gwałtownie i wycelował w Clintona.

      Rozległo się metaliczne klik, klik, klik.

      Rewolwer się zablokował.

      – Ty skurw… – krzyknął Clinton, wyszarpując glocka z kabury.

      Hank pociągnął Michelle na ziemię, gdy rewolwer wystrzelił. Sara zamknęła oczy. Zastygła na kolanach z rękami za głową i czekała na kulę.

      Kuli nie było.

      Usłyszała dwa strzały jeden po drugim.

      Otworzyła oczy. Martwy Merle leżał na ziemi. Vince/Vale był ranny. Wypadł z otwartych drzwi auta. Plama krwi z rany w boku rosła w oczach.

      To było dzieło Willa. Teraz odwracał się, by strzelić do Clintona, ale ten rzucił się na niego i przygwoździł do ziemi.

      Sara podniosła się i zerwała do biegu.

      Szarpnięcie osadziło ją w miejscu.

      Hank unieruchomił jej szyję przedramieniem i odciął dostęp powietrza. Mroczki zaczęły latać jej przed oczami. Wbiła paznokcie w skórę Hanka.

      – Puść mnie! – krzyknęła, łapiąc powietrze jak ryba, drapiąc go i kopiąc.

      Kątem oka dostrzegła coś ciemnego. To była charakterystyczna długa lufa glocka 22. Nazywali go eliminatorem, ponieważ amunicja kaliber czterdzieści unieszkodliwiała człowieka raz na zawsze.

      Hank celował w ziemię. Jego palec spoczywał nad kabłąkiem spustu, gotów do oddania strzału.

      To nie było konieczne.

      Clinton okładał Willa pięściami. Używał rąk jak młotka. Walił w tułów, w wątrobę, śledzionę, trzustkę, nerki.

      – Powstrzymaj go – błagała Sara. – On zabije…

      Ręka Willa dosięgła twarzy Clintona. Nóż sprężynowy. Dziesięciocentymetrowe ostrze. Z rany pociekła krew.

      Clinton cofnął się gwałtownie.

      Will dźgnął go w pachwinę.

      Sara wstała, ale Hank nie pozwolił jej uciec, bo nadal oplatał przedramieniem jej szyję. Trzymał glocka skierowanego w dół, ale nie spuszczał palca z kabłąka spustu. Mięśnie jego ramienia były mocne jak lina.

      – Will… – Głos uwiązł Sarze w gardle.

      Will zakasłał, plując krwią. Przekręcił się na bok. Trzymając się za brzuch, próbował wstać i szukał wzrokiem rewolweru.

      – Idziesz z nami albo strzelę mu w serce – powiedział Hank do Sary.

      Szloch wyrwał jej się z piersi. Wyciągnęła przed siebie ręce, jakby tym gestem mogła mu pomóc.

      Will napiął mięśnie nóg. Znowu próbował wstać. Zwymiotował.

      Z tyłu głowy kapała mu krew. Dźwignął się na kolana, ale padł jak kłoda.

      Sara krzyknęła, jakby to ona runęła na ziemię.

      – Pani doktor? – Hank uniósł broń, mierząc do Willa.

      Ruszyła w stronę bmw. Ledwie mogła się wyprostować. Kolana uginały się pod nią z każdym krokiem. Will ciągle wił się na ziemi z bólu. Rzuciła okiem na ulicę. Na chodniku stała jej matka. Trzymała w rękach strzelbę. Starą dubeltówkę, która od pięćdziesięciu lat zbierała kurz nad kominkiem Belli.

      Sara potrząsnęła głową, błagając Cathy wzrokiem, by się nie wtrącała.

      Hank pociągnął Michelle w stronę bmw. Pchnął ją do Vale’a, by się nią zajął, a sam ruszył w kierunku Willa z glockiem u boku.

      – Obiecałeś. – Już wypowiadając to słowo, Sara zdała sobie sprawę, jaką głupotą jest ufanie masowemu mordercy.

      – Ty prowadzisz. – Vale popchnął ją mocno na siedzenie kierowcy. Przez otwarte drzwi po stronie pasażera widziała wszystko. Will był na czworakach. Z ust leciały mu wymiociny pomieszane z krwią. Miał zamknięte oczy. Pot ściekał mu po twarzy.

      – Cholera – mruknął Clinton, zajmując miejsce za Sarą. – Jezu, ale syf. Wynośmy się stąd.

      Sara patrzyła bezradnie, jak Hank robi zamach nogą. Chciał kopnąć Willa w głowę.

      – Will! – krzyknęła z całych sił.

      Will złapał Hanka za nogę i przewrócił na chodnik. Nie było walki. Will usiadł na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami po twarzy.

      Szybko, metodycznie, wściekle.

      – Zostaw go! – wrzasnął Clinton.

      Vale schylił się z wysiłkiem, by sięgnąć po rewolwer ukryty przy kostce. Przeraził się na widok koszuli przesiąkniętej krwią z rany w boku.

      – Powiedziałem, zostaw go! – Clinton wycelował glocka w głowę Vale’a. – Ale już!

      – Jezu, Carter! – Vale usadowił się na miejscu dla pasażera. – Nie możemy zostawić Hurleya.

      Clinton. Hank. Vince.

      Carter. Hurley. Vale.

      – Ruszaj! – Sara dostała w tył głowy lufą glocka. – Jedź!

      Uruchomiła silnik i zawróciła. Zobaczyła Willa w bocznym lusterku. Obok niego leżał martwy Merle. Will nadal siedział okrakiem na Hanku, Hurleyu czy jak mu tam było.

      Jego też zabij, pomyślała. Zatłucz go na śmierć.

СКАЧАТЬ