Zastępcza miłość. Beata Majewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zastępcza miłość - Beata Majewska страница 5

Название: Zastępcza miłość

Автор: Beata Majewska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-66229-53-2

isbn:

СКАЧАТЬ jej ewentualne obawy już dawno zastąpiła irytacja. – Daj mi spokój, okej?

      – Jasne. Nie ma tematu. – Nagle Diamond odpuścił. – Miło było cię poznać. – Wyciągnął prawą dłoń.

      – Ciebie też. Trzymaj się. – Julia odpowiedziała silnym uściskiem dłoni. Przez moment zastanawiała się, czy czegoś nie dodać na usprawiedliwienie, ale skoro Amerykanin milczał, ona tym bardziej nie zamierzała na nowo zaczynać głupiej dyskusji. – To cześć.

      – Cześć.

      Kusiło ją, żeby się obejrzeć, ale uznała, że to może zachęcić Diamonda. „Zobaczy, że się oglądam, podbiegnie i znów się zacznie. Co to w ogóle za durny pomysł?”. Szła, co rusz potrząsając głową, że przytrafiła się jej taka przygoda. Pokonała kilkanaście metrów i zatrzymała się przy witrynce małego sklepu z pamiątkami pod pozorem obejrzenia wystawy. Przytknęła nos do szyby, lekko odwróciła głowę i zezując w lewo, sprawdziła, czy gdzieś wśród tłumu nie góruje ciemnoskóra i lśniąca łysina Diamonda. Na pewno by ją zauważyła. Na jej szczęście, lecz także ku niespodziewanemu rozczarowaniu, nie stwierdziła obecności natręta.

      Znów przeszła kilkanaście metrów, a kiedy po prawej spostrzegła kolejną małą i przytulną kawiarenkę, weszła do chłodnego wnętrza bez wahania. Musiała skorzystać z toalety, lecz przede wszystkim skusił ją napis o darmowym dostępie do internetu. Pół godziny zajęło jej surfowanie po sieci. Diamond niewątpliwie mówił prawdę, a przynajmniej tę część dotyczącą prawdziwości danych osobowych. Najpierw znalazła jego szefa, później słowacką modelkę, a wśród członków zarządu którejś z firm tworzących gigantyczny holding, należący w głównej mierze do Matthew Greena, natrafiła na zdjęcie Diamonda.

      – Ho, ho. Nieźle. – Z podziwem przeglądała notkę biograficzną.

      Nie tylko ukończył studia na Uniwersytecie Columbia, lecz także z wyróżnieniem zaliczył tamtejszą Szkołę Biznesu i jeszcze kilka innych specjalistycznych kursów. Zdobył również tytuł MBA na Uniwersytecie w Pensylwanii, a nawet odbył, zupełnie niezwiązane z ekonomią, dwuletnie szkolenie medyczne.

      – Człowiek orkiestra – mruknęła, widząc, jakie zainteresowania ma Diamond.

      Pasjami zajmował się strzelectwem, windsurfingiem i jazdą konną, a w wolnych chwilach słuchał i tworzył muzykę z gatunku rap. Próbowała odnaleźć jakieś przecieki dotyczące jego życia prywatnego, ale tych było bardzo mało. Bez wątpienia niespełna trzydziestoletni Diamond King, bo tak miał na nazwisko, co oczywiście bardzo rozbawiło Julkę, był kawalerem, a na wszelkich zdjęciach, z reguły z eventów czy przyjęć, występował albo sam, albo w towarzystwie jakiejś atrakcyjnej, ciemnoskórej jak on kobiety. Mimo to żadna z tych ślicznotek się nie powtarzała, co mogło wskazywać na ulotność wzajemnej relacji.

      – Dobra. Dość tego. – Julia przez chwilę patrzyła na wizytówkę, zastanawiając się, czy ją zachować, czy może potargać na małe kawałeczki i wrzucić do pierwszego lepszego kubła. W końcu zdecydowała i wizytówka trafiła do kieszonki portfela.

      Nagle jej telefon cicho zawibrował. Natychmiast odebrała.

      – I gdzie ty jesteś? – Głos Majki nie brzmiał przyjaźnie.

      – A wy?

      – A my? – przedrzeźniła jej ton. – A my pod oceanarium.

      – Jezu. – Dopiero teraz spostrzegła, że minęła umówiona godzina. – Już tam pędzę.

      – Nie mam słów.

      – Sorki.

      Julka wypadła z kawiarni i spóźniona pobiegła w stronę oceanarium, nie mając pojęcia, że jej przygoda z Diamondem Kingiem – i nie tylko z nim – wcale się nie skończyła.

      * * *

      Oceanarium było świetne. Gdzie temu gdyńskiemu do tego miejsca. Nie dość, że mieściło się w przepięknym zabytkowym budynku, to jeszcze posiadało imponujące okazy. Dziewczyny miały szczęście trafić na karmienie małych rekinów i już to wprawiło je w zachwyt. Zrobiły mnóstwo zdjęć, a Majka nakręciła długaśny filmik z rybkami nemo, który później próbowała bezskutecznie wstawić na Facebooka. Opuściły oceanarium po kilku godzinach i zmęczone wracały przepiękną Avenue Saint Martin, podziwiając urocze wille po drugiej stronie jezdni – wszystkie te domy wyglądały jak z bajki i były otoczone prawdziwym morzem kwiatów pnących się po idealnie czystych elewacjach.

      – Nawet chodnik jest nie z tego świata. – Majka nie potrafiła się nadziwić, że ktoś wykonał go z lśniących płytek klinkieru. – Tu jest jak w raju!

      – O tak. Monako jest prześliczne – zgodziła się z nimi Iga.

      Tylko ona była tu wcześniej, i to kilka razy. Siostra jej babki, ciocia Maria, mieszkała w niedalekim Saint-Laurent od ponad trzydziestu lat. Wyszła za mąż za Francuza, swojego rówieśnika, i we dwójkę żyli sobie spokojnie w pobliżu tego rajskiego zakątka. Niestety, ciocia Maria owdowiała kilkanaście lat temu. Odtąd przez cały lipiec wynajmowała swój mały domek rozlicznej rodzinie z Polski, a sama odwiedzała w tym czasie młodszego brata, mieszkającego w rodzinnym Poznaniu. Tylko dlatego stać było Igę i jej rodziców na takie wyjazdy i coroczny pobyt na Lazurowym Wybrzeżu. Ciotka nie pobierała żadnych opłat, nigdy by się nie zgodziła nawet na jedno euro zapłaty, przeciwnie – zostawiała dom z dobrze zaopatrzoną spiżarnią i lodówką, by przyjezdni z Polski mogli od razu poczuć jej gościnność. Iga dla odmiany postanowiła w tym roku przyjechać tu bez rodziców, za to z przyjaciółkami. Trochę się obawiała, zwłaszcza długiej trasy, ale wszystko, przynajmniej na razie, było w porządku.

      – Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tu dziesięć dni. – Majka szła, rozglądając się wokół. – Kiedy to minęło? Jeszcze trzy i musimy się pakować. Szkoda.

      – Uhm. Bardzo – odezwała się cicho Julka.

      Ona też była tu pierwszy raz, bo podobnie jak Majkę i Igę nie stać ją było na takie wczasy, rodziny za granicą nie miała, a już w takim pięknym i drogim miejscu? Iga była prawdziwą szczęściarą.

      – To co? Jutro ogród egzotyczny i jaskinia? – Majka przypomniała o jeszcze niezrealizowanym punkcie programu. – Czy plaża?

      – Plaża – odpowiedziała natychmiast Julia i zerknęła na idącą po lewej stronie Igę.

      – Nie. Błagam. Jestem czerwona jak rak. – Biedna Iga jako jedyna nie mogła prawie wcale plażować. Ze swoimi rudymi włosami, bladą piegowatą cerą i najbardziej wrażliwym na słońce fototypem musiała uważać. – Zostanę w domu, ale wy, jak chcecie, idźcie.

      – Okej – zgodziła się Majka. – Niech będzie jutro plaża, choć w sumie wolałabym tu przyjechać.

      – Plaża, proszę. A ogród możemy zostawić na pojutrze.

      – Jak chcesz. – Nieco zdziwiona przyjęła słowa Julki, wśród nich największej i najbardziej zagorzałej miłośniczki zwiedzania.

      Uszły kilka metrów, gdy nagle zza zakrętu wyłonił się СКАЧАТЬ