Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów - Joanna Jax страница 19

СКАЧАТЬ pojęcia, jak wyciągnie ją z tego bagna i czy zdoła namówić ją na zmianę stylu życia, ale przyrzekł sobie, że zrobi wszystko, by tak się stało.

      Tuż obok pierwszego baraku natknął się na grupę mężczyzn. Palili papierosy i żywo o czymś dyskutowali. Nie wyglądali na zalanych w trupa, raczej na drobnych cwaniaczków, kombinujących, jak zarobić parę złotych, nie męcząc się przy tym zanadto.

      – Witam, panowie. – Kuba odważnie podszedł do nich i wyciągnął dłoń w kierunku mężczyzny, który sprawiał wrażenie herszta tej niewielkiej bandy. – Sprawę mam.

      Kuba nieraz widział podobnych jegomościów. Na nich nigdy nie działał strach. Czuli wówczas swoją przewagę. Musiał udawać kogoś, kto z niejednego pieca jadł chleb.

      Nieco skonsternowany mężczyzna podał rękę Kubie, bacznie mu się przyglądając, jakby nie był pewien, czy przypadkiem nie spotkali się kiedyś.

      – Fajki, bimberek, zegarek? – zagadnął w końcu.

      – Nic z tych rzeczy. – Kuba splunął pod nogi. – Szukam takiej jednej. Laura ma na imię. Szczupła, koło czterdziestki.

      – A na chuj ty tej szlampy szukasz? – prychnął mężczyzna. – Obrobiła cię?

      – Nie, mam do niej interes.

      – Żebyś tylko swojego nie stracił, jak ją posuniesz – zarechotał drugi z mężczyzn.

      – To wiecie, gdzie ją znaleźć czy nie? – dość ostro zapytał Kuba, chcąc uciąć wszelkie dywagacje.

      – Idź tam, na koniec, do tego, co ma deski zamiast szyb. Tam mieszka Antek „Pikawa”, a ona z nim.

      – To jej mąż? – zapytał nieco zdziwiony Kuba.

      – Gdzie tam! To jej alfons. A wiesz, czemu „Pikawa” na niego mówią? Bo pierdolony dwa razy miał zawał i się wykaraskał. Wziął ją z ulicy, dał dach nad głową, ale teraz, kurwa, za darmo można jedynie po ryju dostać.

      – Dzięki, panowie. – Kuba poklepał po ramieniu swojego nowego kompana i ruszył przed siebie.

      Nie był pewny, czy mężczyźni nie przyczają się gdzieś, by potem, gdy będzie wracał, ograbić go, ale na szczęście po ostrzeżeniach Władka nie miał przy sobie nic, na co warto byłoby się połaszczyć.

      W istocie barak znajdujący się na skraju tego przedziwnego osiedla wyglądał jeszcze gorzej niż pozostałe. Właściwie trudno było stwierdzić, czy ktokolwiek w nim mieszka, czy też stał opuszczony i przeznaczony do rozbiórki. Kuba podszedł do obdrapanych drzwi i zapukał. Te po chwili uchyliły się i w szparze ukazała się ogorzała twarz mężczyzny, który równie dobrze mógł mieć sześćdziesiąt lat, jak i czterdzieści.

      – Czego? – warknął człowiek.

      – Ja do Laury – mruknął Kuba.

      Starał się, podobnie jak to było kilka minut wcześniej, mówić stanowczo i pewnie, ale mimo wszystko w jego głosie pobrzmiewał lęk. Nie przed tym paskudnym facetem w brudnej podkoszulce, ale przed tym, co za chwilę miał zobaczyć.

      – Pięćdziesiąt – mruknął mężczyzna.

      – Stary, za pięćdziesiąt to ja mogę mieć taką lalkę, że mucha nie siada. Nie pierdol, dam ci dwadzieścia i obaj będziemy zadowoleni.

      – Dobra, dawaj i idź…

      – A ty będziesz się przyglądał czy jak? – zapytał Kuba, widząc, że barak miał jedynie pokój i coś, co można było od biedy nazwać kuchnią.

      – Nie, ja spierdalam. Wrócę za godzinę, więc się nie przejmuj. Tylko nie hałasujcie za mocno, bo ten obok, Zenek „Kuternoga”, to jak się napierdoli, bardzo czuły na hałasy się robi.

      – Nie będę hałasował.

      – No i git. A jakby Lola zaczęła, daj jej na odlew, to się uspokoi.

      „Chryste Panie” – pomyślał z przerażeniem Kuba. Nie mógł pojąć, jak ktoś taki jak Laura mógł upaść tak nisko. To była kobieta, która całym sercem kochała siebie samą i była gotowa podeptać każdą świętość, byle dobrze się ustawić. A tymczasem została poślednią prostytutką i pozwalała się okładać po twarzy jakimś meliniarzom.

      Wszedł do zatęchłego, ciemnego pomieszczenia. Na dworze było zupełnie jasno, ale zabite deskami okna wpuszczały jedynie niewielki strumień światła. Baraki nie były jeszcze zelektryfikowane i wciąż używano tu świec, tudzież lamp naftowych, ale najwyraźniej gospodarz postanowił i na tym oszczędzić. A może nie chciał, by klienci Laury zbyt wnikliwie się jej przyglądali?

      Usłyszał kasłanie, a po chwili chrapliwy głos:

      – Witaj, gołąbeczku. Czekam na ciebie.

      – Lauro? – zapytał cicho i ruszył w stronę łóżka, na którym leżała półnaga postać.

      Kobieta milczała.

      – Lauro – powtórzył. – To ja. Kuba.

      – Po co przyszedłeś? Poużywać sobie za dwie dychy? Stać cię na lepsze…

      – Nie, Lauro. Przyszedłem, żeby cię stąd zabrać.

      – Kuba, nigdzie z tobą nie pójdę. Zmarnowałam ci kiedyś życie, nie zrobię tego kolejny raz.

      – Nie zmarnujesz. Po prostu ci pomogę. Jak kiedyś…

      – Zostaw mnie. Ja… Kuba, ja umieram…

      – Wiem, że musi być ci ciężko, że pijesz, ale zawsze jest wyjście. Jesteś jeszcze młoda, zawalcz o siebie, o lepszy los – przekonywał, niemal rozpaczliwie.

      – Kiedy straciłam ciebie, nie miałam już o co walczyć. Znienawidziłam siebie za to, co nam zrobiłam. Zresztą to już nieważne. Jestem chora na gruźlicę i pewnie na kilka wenerycznych chorób. Ja już stąd nie wyjdę.

      Usiadł przy niej i dotknął jej dłoni. Skóra Laury była sucha i w niczym nie przypominała tej, jaką niegdyś miał okazję czuć pod palcami. Nachylił się nad nią, ale po chwili mimowolnie się odsunął. Laura śmierdziała potem, alkoholem i innymi mężczyznami.

      – Lauro, w Olsztynie jest świetny szpital i sanatorium dla gruźlików. Znam wielu, których wyleczyli…

      Przerwała mu:

      – I wielu, których nie udało się uratować. Jestem zniszczona trudnymi latami i alkoholem, nie dam rady. Po prostu zapomnij o mnie i żyj swoim życiem. Jesteś genialnym muzykiem, wracaj do swojej Warszawy, zrób karierę. Ja już jestem tylko cieniem, właściwie nie istnieję.

      – Lauro, nawet jeśli zostało ci kilka miesięcy życia, nie chciałabyś ich spędzić ze mną? W normalnym СКАЧАТЬ