– …kuśtyka…
– Leci przez cały świat na tę górę i ostrzy sobie dziób…
– Chwilunię, tak się nie da. Między tutaj a krańcami wszechświata jest do licha i jeszcze trochę – anioł zamaszyście poruszył ręką i omal nie spadł z krzesła – różnego tałatajstwa, mój złociutki.
– Ale on tam dociera! – Crowley nie ustępował.
– Jak?
– To nie ma znaczenia!
– Mógłby polecieć rakietą – stwierdził anioł.
– Tak, może i mógłby. Jak chcesz. – Crowley wyraźnie spuścił z tonu. – Tak czy owak, ten ptaszek…
– N… ale na koniec świata, tak mówiliśmy, więc? No musiałaby być taka rakieta, że on do niej wsiada, a do celu dolatuje któreś pokolenie jego następców. I powinien im zawczasu powiedzieć, że jak dotrą do góry, to muszą… – zawahał się. – No właśnie, co muszą zrobić?
– Naostrzyć dzioby o wierzchołek – odpowiedział Crowley. – A potem on wraca…
– …rakietą…
– …i tysiąc lat później powtarza to samo – szybko zakończył wywód.
Zapadła chwila pijackiej ciszy.
– Tyle zachodu, żeby dziób naostrzyć. – Azirafal wpadł w zadumę.
– Słuchaj teraz. Chodzi o to, że gdy wreszcie ptaszek zetrze górę na proszek, to wtedy…
Azirafal już miał zacząć mówić, gdy Crowley, słusznie przewidując, że usłyszy kilka cierpkich uwag na temat współczynnika ścierania granitu o ptasie dzioby, nie dał mu dojść do głosu i dokończył zdanie:
– Wtedy i tak nie przerwiesz oglądania „Dzwięków muzyki”.
Azirafal zesztywniał.
– To ci się spodoba, zobaczysz – ciągnął niestrudzenie Crowley.
– Ależ mój złociutki…
– Nie będziesz miał wyboru.
– Słuchaj…
– W niebie panuje bezguście.
– Ale…
– I nie ma ani jednej porządnej japońskiej restauracji.
Twarz anioła stężała. W tym stanie myślenie sprawiało mu ból.
– Nie rozwiązuję łamigłówek po pijanemu. Chyba wytrzeźwieję.
– Ja też.
Obaj skrzywili się z bólu, gdy resztki alkoholu opuszczały ich krwiobiegi, po czym usiedli przyzwoicie, a Azirafal nawet poprawił krawat.
– Nie mogę się wtrącać do boskich zamysłów – wychrypiał po dłuższej chwili.
Crowley spojrzał taksująco na pustą szklankę i nalał sobie.
– A do diabelskich?
– Przepraszam, nie dosłyszałem?
– No, ten zamysł jest akurat diabelski, nieprawdaż? To moi go powzięli i realizują.
– Ależ tak, tylko, globalnie rzecz biorąc, jest on częścią ogólnego zamysłu boskiego. Wasi nie mogą nic zrobić, niczego, co nie zostało uwzględnione w wielkim, niewysłowionym planie boskim – stwierdził Azirafal z kołtuńskim samozadowoleniem.
– Chciałbyś!
– Nie. Właśnie na tym rzecz polega – zirytowany Azirafal strzelił palcami. – Jak wy to nazywacie? Sedno w sprawie?
– Sedno sprawy – poprawił Crowley.
– No właśnie.
– Cóż… skoro jesteś aż tak pewien…
– Nie mam najmniejszych wątpliwości.
Crowley spojrzał chytrze.
– W takim razie wyprowadź mnie z błędu, jeśli nie mam racji; nie masz żadnej pewności, iż boski zamysł nie zakłada ewentualnego pokrzyżowania tegoż planu. Konkretnie chodzi i o to, że ty jesteś zobowiązany do szkodzenia złu, gdy sposobność się nadarzy, czy tak?
Azirafal wahał się.
– W samej rzeczy.
– Zauważasz matactwo i przeciwdziałasz. Czy mam rację?
– Pewnie, pewnie; teraz zresztą raczej zachęcam ludzi, żeby sami przeciwdziałali złu. Oni i tak nie pojmują istoty rzeczy, sam rozumiesz.
– Racja. Święta racja. Zatem tobie zostaje tylko przeciwdziałanie. Ponieważ, o ile mi wiadomo – zapalał się Crowley – przyjście na świat jest ledwie zaczątkiem, niczym więcej. Dopiero wychowanie i środowisko decyduje o osobowości. Właściwie bodźce zewnętrzne. Bez nich dziecko nigdy nie wykorzysta w pełni swojej mocy. No, przynajmniej nie tak jak należy.
– Oczywiście. Moi zwierzchnicy nie będą mieli nic przeciwko temu, że pokrzyżuję twoje plany – powiedział Azirafal, ważąc każde słowo. – Nic a nic.
– Zgadza się. Dzięki mnie zarobisz na kolejny medal – stwierdził Crowley, uśmiechając się zachęcająco.
– A co się stanie, jeśli dziecko, jak mówię, nie odbierze satanistycznego wykształcenia?
– Chyba nic. Nigdy się nie dowie, co może.
– Ale uwarunkowanie genetyczne…
– Nie podsuwaj mi tu genetyki. Co to ma do rzeczy – uciął Crowley. – Weźmy na przykład Szatana. Stworzony jako anioł, wyrósł na Wielkiego Adwersarza. Jak już chcesz się podpierać genetyką, to powinieneś wiedzieć, że to dziecko może równie dobrze zostać aniołem. Jego ojciec był kiedyś ważną figurą w niebie. Jeśli uważasz, że tylko dlatego wyrośnie z niego diabeł, że jego ojciec stał się diabłem, to tak, jakbyś zakładał, że mysz z obciętym ogonem urodzi małe bez ogonów. Nic tych rzeczy. Uwierz wreszcie, że wychowanie jest najważniejsze.
– Ale bez wyłączności wpływów satanistycznych…
– Cóż! Piekło będzie musiało zacząć od początku. A Ziemia otrzyma w prezencie jedenaście lat istnienia. Chyba warto spróbować.
Azirafal znów zamyślił się.
– Więc twierdzisz, że dziecko nie jest złe samo z siebie? – СКАЧАТЬ