Название: Na marne
Автор: Marta Sapała
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Reportaż
isbn: 9788380498853
isbn:
278 (kradzież);
279 (kradzież z włamaniem);
289 (zabór pojazdu mechanicznego w celu krótkotrwałego użycia).
Występują łańcuchowo, w komplecie z artykułami opisującymi sytuację „usiłowania”. Bywa, że „nieudolnego”. Damian dokonuje przywłaszczenia miedzianej rury spustowej, po kilku piwach wsiada na rower. Czynności urzędowe wymusza, składając zawiadomienie o podłożeniu bomby rurowej w centrum handlowym w Opolu. Artykuł 289 łamie kilka miesięcy przed pożarem, gdy próbuje uprowadzić hondę z parkingu Biedronki. Twierdzi, że tymczasowo, że tylko chciał pożyczyć. Bezskutecznie zresztą.
Za hondę ma się stawić w zakładzie karnym 1 maja o jedenastej pięćdziesiąt. No ale wcześniej rzuca zapałkę. Artykuł 163 – sprowadzenie zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu o wielkich rozmiarach, mającego postać pożaru.
Na zdjęciu dołączonym do akt widzę bardzo zmęczonego człowieka.
Rzeczowe: czarna wełniana czapka, granatowa kurtka, koszula w kratę, beżowe spodnie, buty do kostek.
Damian H. nie posiada majątku. Wszystko, co ma, nosi na sobie.
Dzień po pożarze to niedziela. W poniedziałek mężczyzna powinien się stawić w jednostce penitencjarnej.
Najpierw jednak idzie do matki – nie mieszka u niej od wielu lat, ale czasem zagląda. Był pożar, Usia, mówi. Co ty opowiadasz, Damian!
Potem tuła się po miasteczku – wzdłuż Kolejowej, wokół mostu i pogorzeliska (jest zabezpieczone taśmami), kręci się blisko kościoła. Tam trafia na sierżanta z miejscowej komendy, który zdążył już obejrzeć zapis z monitoringu i wykazuje się spostrzegawczością: Damian H. ma na sobie to samo ubranie, co człowiek, który zdenerwowany zamknięciem koszy z odpisami, postanowił wyciągnąć wobec Biedronki konsekwencje. Ujęty, natychmiast się przyznaje do winy i trafia do aresztu. Już z niego nie wyjdzie.
Sąd Rejonowy w Opolu jest względem Damiana H. łagodny – skazuje go na trzy lata. Bezwzględne, bo recydywa. Mężczyzna rozprawę i ogłoszenie wyroku spędza w areszcie śledczym. Ponieważ musi jeszcze odsiedzieć zasądzone wcześniej kary za kradzież hondy oraz inne przestępstwa, łącznie spędzi w więzieniu pięć lat i sześć dni. Wyjdzie dopiero w połowie 2022 roku.
Ostatnim dokumentem w teczce z aktami jego sprawy jest odręcznie napisany list. Litery mają wyraźne kanty, wyglądają jak nastroszone, biurowy papier w akwamarynową kratkę. Damian H. prosi w nim Wysoki Sąd o przesłanie mu papierowej wersji wyroku, gdyż został ustnie poinformowany, że taki zapadł półtora miesiąca temu, a on jeszcze nie miał okazji się z nim zapoznać.
Tego, że spędzi w więzieniu przynajmniej kilka lat, jest świadomy. Ale zdaje się, że ma też coś zapłacić.
Tak. Dwa i pół miliona złotych.
Z odsetkami.
„Sprawa karna pana Damiana H. miała wyjątkowo szybki przebieg – pisze Arkadiusz Bruliński, rzecznik prasowy Grupy ERGO Hestia. – W chwili przyłączenia się do postępowania karnego z wnioskiem o naprawienie szkody nie wiedzieliśmy, że sprawca jest osobą bezdomną.
Zdajemy sobie sprawę, że wyegzekwowanie zasądzonego odszkodowania od pana Damiana H. będzie z bardzo dużym prawdopodobieństwem niemożliwe – jednakże nie jest to okoliczność zwalniająca nas z obowiązku zabezpieczenia roszczeń firmy na przyszłość, w toczącym się postępowaniu karnym.
Znając już status sprawcy szkody – właśnie z uwagi na to, że jest to osoba bezrobotna, bez majątku i bez źródeł dochodu – nie wystąpiliśmy przeciwko niemu z jakimkolwiek roszczeniem cywilno-prawnym.
W przypadku osoby bezdomnej, odbywającej wieloletnią karę pozbawienia wolności, działania egzekucyjne są bardzo ograniczone, ale w przyszłości może dojść na przykład do ustalenia majątku sprawcy podlegającego zajęciu i egzekucji (przyszły spadek, darowizna – znamy takie przypadki) lub do zajęcia wynagrodzenia za pracę wykonywaną w zakładzie karnym (choć w tym przypadku będą to oczywiście bardzo drobne kwoty)”.
Jeśli nawet Damian H., przebywając w więzieniu, pracuje na pełny etat, to z zgodnie z prawem z jego wynagrodzenia, wynoszącego tyle, ile płaca minimalna (w 2019 roku jest to 2250 złotych brutto), komornik może zająć co miesiąc około 400 złotych. Rocznie: 4800 złotych.
W aktach sądowych czytam, że Damian H. szukał jedzenia w biedronkowych kontenerach od sześciu lat. Regularnie; to było jego źródło pożywienia. Zdarzało się, że chodził tam nawet trzy razy dziennie, celując w pory robienia odpisów, jednak od czasu, gdy „doszło do nieporozumienia” między nim a jedną z kierowniczek (w zeznaniach nazywa ją „najwredniejszą”), celował raczej w godziny po północy, tuż po zamknięciu.
Tego dnia znalazł na rampie jeden karton z sokiem. Wypchane jedzeniem fałki były schowane za kratą. Krata – zamknięta na kłódkę.
Wcześniej w ciągu dnia pił głównie piwo. W sumie sześć półlitrowych porcji. Trochę marzł. Był głodny.
Złośliwi, zrobili to, żebym nie mógł niczego wziąć, pomyślał.
Na rampie stał karton nafaszerowany stretchem, takim, jaki ściąga się z palet z towarem, kiedy przyjeżdża do magazynu. Zdenerwowany, rozeźlony, rzucił zapałkę.
Chciałam zadać Damianowi H. kilka pytań.
Czy liczył na to, że znajdzie w kontenerze coś konkretnego?
Jakie produkty najczęściej wybierał?
Czy zaglądał też do śmietników w innych sklepach? Czy robił to sam, czy w towarzystwie? Czy w Ozimku jest więcej osób zmuszonych przez sytuację życiową do zdobywania żywności w ten sposób? Kim są?
Dłuższy czas zastanawiałam się, jak sformułować pytanie o to, czy jego zdaniem w wyławianiu żywności z kontenerów jest coś wstydliwego.
Nie udało się. Dyrektor Aresztu Śledczego w Opolu nie udzielił zgody na widzenie. Porucznik Jakub Graczyk, rzecznik prasowy dyrektora, napisał, że odmowę uzasadnia „zapewnieniem prawidłowego przebiegu procesu resocjalizacji, bezpieczeństwa osadzonego, a także prawidłowego toku służby oraz bezpieczeństwa jednostki penitencjarnej”. Nie zgodził się też udzielić mi informacji na temat tego, czy Damian H. pracuje, czy nie.
Wysłałam do więzienia list.
Od pożaru minęło półtora roku, ale ulica Kolejowa widziana oczami mobilnej kamery Google wygląda tak, jakby nic ostatnio na niej nie płonęło. Biedronka wciąż stoi – niczym hologram nałożony na krajobraz, wspomnienie zakonserwowane na matrycy. Oddzielona od wąskiej jezdni parkingiem i szpalerem rachitycznych drzewek o bordowych liściach, łyska spraną żółcią. Tło za sklepem wypełnia smutny wieżowiec – dawny hutniczy biurowiec, nazwany Manhattanem, wybija na osiem pięter. Ekscentrycznie jak na miasteczko, w którym drugi СКАЧАТЬ