Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 3

Название: Seria o komisarzu Williamie Wistingu

Автор: Йорн Лиер Хорст

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Mroczny zaułek

isbn: 9788365731913

isbn:

СКАЧАТЬ Wisting zakończył rozmowę, włączyło się radio samochodowe. Wyłączył je. Teraz słyszał jedynie warkot silnika i monotonny odgłos toczących się po asfalcie kół. Do głowy przyszło mu kilka pomysłów, skąd mogły pochodzić pieniądze.

      Bernhard Clausen był partyjnym weteranem. Miał za sobą długą karierę polityczną naznaczoną nieustanną walką o władzę. Zawsze sprzyjał Stanom Zjednoczonym. W czasie wojny w Iraku zabiegał o to, by Norwegia poparła planowane ataki USA, co doprowadziło do rozłamu w rządzie. I poniósł porażkę, gdy podjęto uchwałę, że Norwegia nie będzie uczestniczyła w działaniach wojennych, lecz dopiero po ich zakończeniu wyśle kontyngent stabilizacyjny. Później jako szef parlamentarnej komisji obrony odegrał kluczową rolę, gdy umowa ze Szwecją została odrzucona, a zamiast niej podpisano umowę na zakup amerykańskich myśliwców dla norweskich sił zbrojnych. Docelowo umowa była warta ponad czterdzieści miliardów.

      Wisting zacisnął palce na kierownicy. Pieniądze często wyzwalały w ludziach chciwość, prowadziły do korupcji i nadużywania władzy. Miał pokierować dochodzeniem na o wiele wyższym szczeblu niż do tej pory, ale nie mógł sobie wymarzyć lepszego punktu wyjścia: miał pieniądze, a pieniądze zawsze zostawiały ślad. Wystarczyło za nimi podążyć, by trafić do celu. Po nitce do kłębka.

      3

      Nieoznakowana biała furgonetka, w której Mortensen przechowywał cały niezbędny sprzęt, stała w cieniu przed halą sportową. Mortensen siedział za kierownicą i jadł jabłko.

      Wisting zaparkował, wysiadł z auta i podszedł do otwartego okna vana. Na boisku ze sztuczną trawą kilku chłopców grało w piłkę nożną.

      – Jedziemy do domku letniskowego Bernharda Clausena – oznajmił.

      Mortensen zaklął i upuścił ogryzek na podłogę przed fotelem pasażera.

      – Nie chodzi o jego śmierć – pospiesznie dodał komisarz. – Chodzi o coś innego.

      Opowiedział mu o spotkaniu z prokuratorem generalnym i o odkryciu, jakiego dokonał przewodniczący Partii Pracy.

      – Znam drogę – dodał. – Jedź za mną.

      Wrócił do samochodu, ruszył i spojrzał w lusterko, żeby upewnić się, czy Mortensen podąża za nim. Dopiero wtedy skręcił w kierunku Helgeroa.

      Zabudowań było coraz mniej i już wkrótce z obu stron ciągnęły się jedynie bujne łany zbóż. Po kilku kilometrach Wisting zjechał z drogi w stronę wybrzeża i osiedla domków letniskowych. Stary asfalt był popękany. Tu i ówdzie z nawierzchni wystawały kamienie. Na skrzyżowaniu musiał rzucić okiem na mapę w telefonie, zanim skręcił w węższą żwirową drogę, która kończyła się przed domkiem letniskowym w kolorze ochry, z szarym łupkowym dachem i oszkloną werandą wychodzącą na morze.

      Na podjeździe stał samochód. Stary model Toyoty, prawdopodobnie należał do Clausena. W ubiegły piątek przyjechał po niego kolega partyjny, w tym samym wieku, i zawiózł go do Stavern.

      Wisting zaparkował nieco dalej, tak aby Mortensen mógł podjechać furgonetką jak najbliżej drzwi.

      Wyjął z koperty pęk kluczy i ruszył w kierunku chatki. Na szczycie masztu leniwie powiewał wimpel. Od strony wody dolatywał warkot motorówki.

      Domek znajdował się w zacisznym miejscu, ukryty przed wzrokiem sąsiadów. Stare powykręcane sosny rzucały miły cień. Trawiasta równina ciągnęła się nieco ponad pięćdziesiąt metrów w dół, ku przybrzeżnym skałom i płytkiej zatoce. Dwoje dzieci leżało na brzuchu na pomoście z wędkami w wodzie. Nad nimi na niebie wisiała nieruchomo pojedyncza chmura.

      Wisting podszedł do drzwi wejściowych, przejrzał klucze i już przy pierwszej próbie trafił na ten właściwy.

      Panel alarmowy zamrugał i wydał kilka ostrzegawczych piknięć. Wisting wpisał kod i natychmiast zapaliła się zielona dioda.

      Na wieszaku obok alarmu wisiały dwie kurtki. Na podłodze stała para kaloszy i sandały.

      W głębi domku znajdował się salon połączony z kuchnią. Na kuchence stał garnek, wokół którego latał rój much, a na blacie talerz z resztkami jedzenia. W rogu salonu znajdował się duży otwarty kominek. Tuż obok drzwi werandy. Stamtąd szerokie schody prowadziły na dwór. Na jednej ze ścian wisiało duże zdjęcie – Clausen w siatkowym podkoszulku ocierał pot z czoła kraciastą chustką do nosa, a obok niego stał pieniek z wbitą weń siekierą. To zdjęcie przeszło do historii i było wykorzystywane przy wielu różnych okazjach. Bernhard Clausen na co dzień występował w garniturze, ale ludzie zapamiętali go właśnie tak: jako robotnika reprezentującego korzenie partii. Umiał trafić zarówno do zwykłych pracowników, jak i do wyższych warstw społeczeństwa. Właśnie dlatego był tak ważny dla swojej partii. Bez niego zbliżająca się kampania wyborcza nie będzie już taka sama, pomyślał Wisting.

      Pozostałe zdjęcia wiszące na ścianie były mniejsze, Clausen występował na nich ze znanymi ludźmi, których najprawdopodobniej spotkał w czasie, kiedy piastował urząd ministra spraw zagranicznych. Byli wśród nich Nelson Mandela, Władimir Putin, Dick Cheney, Gerhard Schröder, Jimmy Carter z Pokojową Nagrodą Nobla i norwescy premierzy. Na zdjęciach siwe włosy Clausena były nieco bujniejsze, ale stalowoniebieskie spojrzenie pozostało takie samo.

      Od salonu odchodził korytarz z drzwiami do sypialni po obu stronach. Jak można się było domyślić, pierwsza z nich należała do Clausena. Łóżko było zaścielone. Na nocnym stoliku leżała książka, a na krześle kilka złożonych ubrań. Na podłodze stała duża torba podróżna. Po przeciwnej stronie korytarza znajdowała się mała łazienka.

      Pokój, którego szukali, był na samym końcu korytarza. Pachniał zupełnie inaczej niż reszta pomieszczeń: kurzem, duchotą i stęchlizną. Ściany miał wyłożone lakierowaną sosnową boazerią, mieścił piętrowe łóżko, nocny stolik i szafę wpuszczoną w ścianę sąsiedniego pokoju. Wokół wisiały plakaty. Obok zdjęć idoli z lat dziewięćdziesiątych widniały hasła wyborcze. Nirvana, U2 i Metallica, a przy nich frazy: „Pewny kurs”, „Bezpieczeństwo na co dzień” i „Jeśli dobrobyt jest najważniejszy”. Na podłodze pleciony dywanik, na ścianie okno z cienkimi kwiecistymi firankami, zasłonięte na stałe okiennicą. Brak dostępu do okna miały zrekompensować dwa otwory wentylacyjne, zamontowane wysoko na ścianie.

      Łącznie w pokoju było dziewięć kartonów. Cztery na dolnym łóżku i pięć na górnym. Na dolnym leżały również: kanister paliwa do łodzi, przewód paliwowy, pompa i złącze do silnika zaburtowego.

      Kartony różniły się wielkością i kształtem. Były wśród nich pudła po bananach, w rodzaju tych, o które możesz poprosić w sklepie spożywczym i dostaniesz je za darmo.

      Mortensen przygotował sprzęt fotograficzny. Wisting cofnął się pod ścianę, żeby nie przeszkadzać koledze w robieniu zdjęć, i niechcący zahaczył ramieniem o stary plakat wyborczy. Arkusz papieru oderwał się w jednym miejscu od ściany i zwinął się w rulon. Za plakatem znajdowała się szeroka na centymetr, okrągła dziura w ścianie. Wisting zbliżył do niej oko. Nic nie zobaczył, za to odkrył następną dziurę.

      – Co tam masz? – spytał Mortensen. СКАЧАТЬ