Proxima. Stephen Baxter
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Proxima - Stephen Baxter страница 8

Название: Proxima

Автор: Stephen Baxter

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: Proxima/Ultima

isbn: 9788381165075

isbn:

СКАЧАТЬ na pokład statku ojca.

      Rozdział 5

      W KOPULE BYŁ RANEK, pozostało już tylko kilka dni do startu „I-One”. Start „Angelii” miał się odbyć dwa dni później. Paradoksalnie Lex miał więcej wolnego czasu teraz, gdy kontrolerzy próbowali skłonić załogę do ostatniego relaksu przed trudami misji.

      Lex zaprosił więc Stef na „spacer w przestrzeni”, czyli przechadzkę po powierzchni Merkurego.

      Spotkali się przy wbudowanej w ścianę kopuły szafie ze skafandrami. Uśmiechnął się radośnie, kiedy przyszła.

      – A już myślałem, że się nie zjawisz, Kalinski. Nie widziałem w tobie entuzjazmu.

      – Chodziłam po Księżycu. Co jest takiego ciekawego w kupie kamieni?

      Puścił do niej oko.

      – Tu będzie inaczej. Popatrz na swój skafander. – Nacisnął dłonią sterownik.

      Panel ścienny odsunął się, ukazując rząd skafandrów przypominających jakieś odrzucone owadzie pancerze. Każdy składał się ze srebrzystej osłony tułowia, rąk i nóg, prostego hełmu ze złocistym wizjerem oraz skrzydeł – niezwykłych błoniastych gadżetów doczepianych do gniazd za ramionami. Wszystkie kombinezony miały na sobie rozmaite oznaczenia, kolorowe paski i pętelki, żeby wiadomo było, kto jest ich właścicielem.

      – I co ty na to? – zapytał Lex.

      – Okropne.

      – Nie jest tak źle. Uwierz mi, przestaniesz go zauważać, kiedy wyjdziemy na powierzchnię. Założę się, że nie wiesz, do czego służą skrzydła.

      – To proste. Wypromieniowują ciepło.

      – Brawo. – Był autentycznie pod wrażeniem. – Prawie każdy, kto tu mieszka, odpowiada: „Do latania”. Ale potem coś im się nie zgadza i mówią: „Zaraz, przecież tu nie ma powietrza…”.

      – Wiem. – Stef westchnęła całkiem jak jej ojciec. – To się robi takie męczące.

      Roześmiał się.

      – Dobra, Kalinski, koniec szpanowania. Zobaczysz, łatwo go włożyć. Skafander sam się zapnie i dopasuje do ciała. Po prostu zdejmij buty…

      Gdy ubrała skafander i przeszła przez przemysłową śluzę powietrzną, faktycznie przestała go zauważać, przynajmniej wzrokiem, co przyjęła ze zdumieniem. Skafander był wyposażony w złożony system wirtualnej rzeczywistości. Kiedy popatrzyła na siebie, doznała wrażenia, że razem z Lexem stoi w zwykłych codziennych ciuchach na podziurawionym skalistym gruncie pod czarnym merkuriańskim niebem. W blasku słońca, którego tarcza była dwa razy większa niż widziana z Ziemi, kładły się długie cienie na iście księżycowej równinie. Schyliła się na próbę. Poczuła niejaką sztywność i nie zgięła się w takim stopniu, do jakiego była przyzwyczajona. Mimo to dotknęła końców stóp i podniosła kamyk.

      – I jak się spisuje skafander?

      – Nieźle. – Oglądała kamień. Jej palce, dostrzegane przez wizjer, nie obejmowały go dokładnie. – Czuję się w nim trochę jak… w mydle. – Rzuciła kamień niczym kaczkę na wodzie. Poleciał w dal, by spaść nie tak szybko, jak spadłby na Ziemi, ale szybciej niż na Księżycu. Upadł bezgłośnie; symulacja nie uwzględniała dźwięków.

      – Przejdźmy się. – Lex z łatwością stawiał duże kroki na powierzchni Merkurego; podążał za nim wydłużony cień. Gdy chłopak mówił, wydawało jej się, że słowa wychodzą naprawdę od niego, a nie ze słuchawek w jej uszach. – Gdybyś miała zrobić sobie krzywdę, skafander ci przeszkodzi.

      – Wiem o tym. – Jedynie starsi ludzie potrzebowali w podobnych sprawach ciągłego uspokajania. Jej rówieśnicy po prostu zakładali, że nowa technologia nie zawiedzie. Idąc za Lexem, uważała, po czym stąpa. Na dnie krateru powierzchnia była nadspodziewanie gładka, a skalisty grunt, upstrzony śladami pomniejszych uderzeń, pokrywała warstwa pyłu. Poruszała się bez trudu, lecz czuła się przyciężka, jakby przeholowała z masą mięśniową w wyniku ćwiczeń na siłowni. Skafander z pewnością posiadał egzoszkieletowe mechanizmy wspomagające.

      Kopuły w bazie Yeats były wielkimi bąblami obsypanymi piachem dla ochrony przed spadającymi meteorytami i promieniowaniem słonecznym. Dalej znajdowały się magazyny, rezerwowe instalacje uzdatniania wody i powietrza, zakurzone łaziki na gąsienicach, których ślady krzyżowały się na dnie krateru. W bliskiej odległości od zabudowań, w których przebywali ludzie, widać było pierwsze panele ogniw słonecznych, które niczym połyskliwe lustrzane morze roztopionego srebra rozciągało się na długości wielu kilometrów.

      Jeszcze dalej dostrzegła fragment gór, które otaczały tę warowną równinę na kształt połamanych, spróchniałych zębów. W dali znajdowały się większe obiekty, widoczne dzięki migoczącym światłom ostrzegawczym, wzniesione w bezpiecznej odległości od zamieszkanych kopuł. Wśród nich było szerokie lądowisko z utwardzoną płytą, gdzie przybijały statki orbitalne takie jak prom, którym przyleciała, a ponadto magazyny z paliwem i energią czy długa, lśniąca igła akceleratora masy, który wykorzystywał zasilane energią słoneczną pole elektromagnetyczne do wystrzeliwania urobku poza obręb pola grawitacyjnego planety ku odległym rejonom Układu Słonecznego. W samym cieniu gór majaczyły zarysy ogromnych suwnic instalacji wydobywczej UEI, wykorzystywanych przy wierceniu szybów na głębokość setek kilometrów poprzez warstwy lawy i obitej kosmicznymi okruchami skały macierzystej aż po sam płaszcz żelaza, gdzie znajdowano tajemnicze ziarna.

      Tam właśnie, przycupnięta w cieniu, stała jeszcze wyższa suwnica, a przy niej smukła rakieta. Stanowiła dziwny widok w oczach Stef, jakby żywcem wzięta z podręcznika historii. W rzeczywistości był to najnowocześniejszy pojazd kosmiczny zbudowany przez człowieka, „International-One”, mający zabrać w przestworza Lexa i resztę załogi.

      Lex zrobił krok i tupnął o ziemię, wzbijając obłoczki pyłu, które natychmiast opadały.

      – Ciekawy światek – stwierdził.

      – Ty tak twierdzisz.

      Roześmiał się.

      – Mówię serio. Tylko z pozoru jest podobny do Księżyca. Spójrz tylko na te urządzenia wiertnicze. Tutaj wystarczy wbić się na głębokość kilkuset kilometrów, żeby dotrzeć do płaszcza. Na Ziemi musiałabyś zejść dziesięć razy głębiej. Wiesz dlaczego?

      – Oczywiście, że wiem…

      Podobnie jak ojciec, Lex nie zawsze jej słuchał przed udzieleniem lekcji.

      – Ponieważ wydaje się, że jakiś wielki wybuch na młodym Merkurym, a może uderzenie sporego meteorytu, spowodował rozpad większości skalnej skorupy.

      Spróbowała wyobrazić sobie, jak stoi tu w chwili tej gigantycznej katastrofy. Spróbowała i nie dała rady.

      – Bardziej ciekawi mnie, czy to wszystko ma coś wspólnego z wytworzeniem się ziaren, które zostały tu znalezione.

      – Dobre СКАЧАТЬ