Zamęt. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamęt - Vincent V. Severski страница 17

Название: Zamęt

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Zamęt

isbn: 9788380157187

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Zdobywał cenne informacje, z których szczodrze korzystały zaprzyjaźnione służby. Jednak wraz z upływem czasu CIA i MI6 coraz intensywniej domagały się od Agencji ujawnienia źródła, twierdząc, że same muszą ocenić, czy nie ma w tym inspiracji Rosjan. To zainteresowanie groziło dekonspiracją Dimy, więc Warszawa zaczęła się zastanawiać, co robić. Nikt nie mógł podjąć odważnej decyzji, bo im wartościowsze były informacje, tym bardziej zagrożone było ich źródło.

      Rozwiązanie przyszło niespodziewanie. Dima sam zrezygnował z pracy w Moskwie. Oznajmił Adamowi, że jest wyczerpany psychicznie i boi się wpadki. To były argumenty, których żaden wywiad nie mógł zbagatelizować, zwłaszcza że po cichu Adam wspierał go w tej decyzji. Tyle lat w Rosji musiało nadszarpnąć jego psychikę, argumentował w rozmowie z szefem Agencji, który w końcu musiał się zgodzić.

      W rzeczywistości Dima miał się całkiem dobrze. Od dawna przygotowywał koncepcję wygaszania swojej aktywności i stopniowego wycofywania się z kontaktów w Rosji, tak by nie spalić za sobą mostów i nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. Budował wokół siebie atmosferę obojętności i coraz mniejszej przydatności, przestał wykazywać zainteresowanie tym co najważniejsze. Nie niszczył jednak kontaktów. Z Wierą rozstał się w ciszy, spokoju i przyjaźni. W końcu zniknął z moskiewskich ulic, pubów i restauracji.

      W 2002 roku wyjechał do Grecji. Zamieszkał w Atenach, w małym apartamencie z widokiem na Akropol, i związał się z kelnerką Eleni, którą wytypował na swoją partnerkę w kawiarni Lukumades na Aiolou. Wiedział, że to przewrażliwienie, ale nigdy nie był pewny kobiety, której nie wybrał sam.

      Kontakty z Kolumbijczykami już wcześniej ograniczył do minimum, więc i Kubańczycy siłą rzeczy zamilkli. Rosjanie, z którymi był zaprzyjaźniony, odzywali się już tylko wtedy, gdy przyjeżdżali na wczasy do Grecji.

      Po roku zmarł Adam Bednarski i teczkę Odyna przejął Roman Leski. Pięć lat temu Dima przyleciał do Warszawy i został członkiem Sekcji.

      Leski wyczyścił jego dokumentację operacyjną i pozacierał wszystkie ślady, jakie po nim zostały. Dimitrios Calderón, syn Józefa Hofmanna i Rosy Lazopulos z domu Behomoiras, opuścił Polskę na zawsze, a na jego miejscu pojawił się Aleksander Głowacki. W zespole jednak wciąż był Dimą. Wprawdzie wolałby, żeby nazywali go Rafaelem, ale musiałby powiedzieć dlaczego, a nie chciał kłamać.

      Leski wybrał i przygotował dla niego dobrze zabezpieczone lokum na górnym Mokotowie, a Monika je urządziła. Ona, absolwentka ASP, najlepiej wiedziała, jak ma wyglądać mieszkanie faceta, który jej się podoba, i włożyła w nie całą siebie, swój seksapil, poczucie smaku i wyobraźnię, licząc po cichu, że może kiedyś też tu zamieszka. Wprawdzie w Atenach była wtedy jeszcze urodziwa kelnerka, ale to już wkrótce miało się zmienić.

      W tym czasie Dima odnalazł Józefa Hofmanna. Nikt o tym jednak nie wiedział.

      19

      Po ataku na hotel Monal oddział Tygrysa się wycofał, zanim pakistańskie siły bezpieczeństwa zorientowały się w sytuacji. Niski pułap chmur uniemożliwiał im użycie śmigłowców, więc zamachowcy dotarli na miejsce zbiórki zgodnie z planem. W ciągu następnych ośmiu godzin szybkim marszem przeszli przez góry i o zmroku dotarli do wsi Trahan nad Indusem, gdzie czekały na nich dwie ciężarówki. O świcie byli już po afgańskiej stronie granicy i po porannej modlitwie ruszyli pieszo na drugą stronę. Wieczorem dotarli do górskiej bazy w Waziristanie.

      Całą następną noc bojownicy i zakładnicy spali.

      Wszystko zaczęło się trzeciego dnia.

      Tygrys wszedł do dużego pomieszczenia, w którym na matach, przykryci szarymi kocami, leżeli skuleni z zimna czterej zakładnicy. Przebrany w świeży salwar kamiz, wyglądał na zadowolonego i wypoczętego. Był bez broni. Usiadł na niskim stołeczku i przez chwilę przyglądał się śpiącym.

      Nie byli skrępowani.

      – Wstawać – powiedział spokojnie płynnym angielskim z amerykańskim akcentem. – Obudźcie się, panowie. Zaczyna się najważniejszy dzień w waszym życiu. Mówią na mnie Tygrys, więc wiecie, kim jestem. – Błysnął zza rudej brody białymi zębami, kiedy cztery zaspane i brudne twarze zwróciły się w jego stronę. – Będziecie poznawać islam, ale najpierw musicie się umyć, bo Allah nie rozmawia z brudasami… Żartowałem, ale tylko trochę. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Woda jest na zewnątrz, bardzo zimna. Warunki są surowe. – Skinął głową w stronę drzwi. – Potem się przebierzecie w czyste ubranie, które leży tutaj… – Wskazał ręką na stos równo złożonych peszawarskich koszul i spodni. – No… i dostaniecie jeść. A potem zaczniemy pracować.

      – To znaczy? – odezwał się nieśmiało starszy Niemiec w wybłoconym granatowym garniturze.

      – Porozmawiamy z waszymi rządami o wielkiej polityce – odparł Tygrys. – Będziecie im tłumaczyć, jak źle robią, mordując muzułmanów w ich domach, i zachęcać, by się wynieśli z Palestyny, Iraku, Syrii, Afganistanu… I będziecie to robić z zaangażowaniem. Jestem o tym przekonany.

      – Ale mój kraj… – wtrącił się Japończyk.

      – Pana kraj też na tym korzysta, więc powinniście zająć stanowisko, nieprawdaż?

      Tygrys sprawiał wrażenie inteligentnego cynika. Miał bystre spojrzenie i cały czas się uśmiechał, zachowując pełną kontrolę nad gestami i mimiką. Wyglądał na człowieka, który wie, co robi, to zaś przydawało całej sytuacji jeszcze większej grozy.

      Tak go przynajmniej widział Henryk i uznał, że nie jest to człowiek, z którym można próbować się dogadać. Tym bardziej że nie mówił w paklish i wyglądał na kaukaskiego najemnika. Tylko ten jego wyborny angielski nie pasował do obrazu dzikiego mordercy.

      Na razie jednak należało się powstrzymać od ostatecznych ocen. Po okrutnych wydarzeniach w hotelu i wyczerpującej podróży Henryk dopiero dochodził do siebie i wiedział, że nie myśli jasno. Był głodny, niewyspany i spragniony. W takich warunkach nic nie jest wystarczająco zrozumiałe i nic nie jest oczywiste.

      – Wiemy, kim jesteście i co robicie w Pakistanie… Pan inżynier z Niemiec? – Tygrys wyjął z kieszeni paszport i rzucił na podłogę. – Oliver z Londynu, artysta? – Kolejny paszport. – Pan Hazuki z Osaki, etnograf? – Upuścił zielony paszport ze słońcem. – I pan Polak! – Spojrzał na Henryka i przestał się uśmiechać. – Polska, Polska… słyszałem… jest taki kraj. Bardzo lubię Polaków. Co pan robi w Pakistanie?

      – Jestem handlowcem – odparł Olewski spokojnie.

      – Handlowcem? – zapytał Tygrys. – To pewnie zrobimy jakiś dobry interes z pana krajem. Nie? Pomoże pan? – Uśmiechnął się ironicznie.

      Henryk nic nie odpowiedział. Zauważył jednak, że Tygrys poświęcił mu więcej uwagi niż pozostałym. Może uznał go jako Polaka za szczególnie oryginalnego, a może wiedział o nim coś jeszcze i nie potrafił tego ukryć…

      Tygrys podniósł się sprawnie jak prawdziwy żołnierz, popatrzył chwilę СКАЧАТЬ