Zamęt. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamęt - Vincent V. Severski страница 19

Название: Zamęt

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия: Zamęt

isbn: 9788380157187

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Posłuchaj, Wiktor… – Steve przysunął się bliżej. – Pogadajmy szczerze… tak off the record… i żebyś nie myślał sobie, że jestem kolejnym aroganckim jankesem, jak czasami o nas mówicie. Obaj wiemy, że Pakis prowadzą własną grę i ani my, ani nikt inny nie ma na nich wpływu. Zbudowali sobie bombę atomową i teraz wszyscy mogą im nagwizdać. Żadne naciski ze strony służb, czy polityczne, czy jakiekolwiek… nic nie pomogą, bo to ich rozgrywka wewnętrzna. Nie liczcie więc na pomoc Langley ani nikogo innego… no… chyba że Rosjan… ale wątpię, by ktoś ich o coś poprosił. Oni tylko na to czekają, ale cena będzie wysoka i nikt im tyle nie zapłaci… i nawet lepiej nie wychodzić z takimi pomysłami. Spójrzcie na to tak uczciwie, jak przystało na zawodowych szpiegów. Ta czwórka jest już martwa. Przygotujcie się na to, co będzie potem… – Nagle przerwał i spojrzał sobie pod nogi.

      Wiktor pomyślał, że Steve zwątpił w to, czy powinien był mówić tak szczerze, w końcu nie znali się zbyt dobrze. Jego bezpośredniość była wyjątkowa, ale przecież jankesi tacy są…

      – No tak… to jest jakby oczywiste. – Zdobył się jedynie na pustą frazę.

      – Wiesz, Wiktor… my tu na dole nie musimy się oszukiwać, nie jesteśmy politykami ani szefami wywiadów. Oni tam rozmawiają innym językiem, pierdolą o przyjaźni i zaufaniu, ale to my dajemy dupy za ich chore ambicje i decyzje w jakimś zasranym Pakistanie czy Afganistanie i nie musimy nic kręcić, bo jak sobie nie pomożemy, to nam jacyś pierdoleni wojownicy Allaha łby poucinają i sfilmują to telefonem Steve’a Jobsa. – Sinster zaczerpnął powietrza i dodał cicho: – Nie puszczaj tego do góry, bo mogę mieć kłopoty. Zrobię co w mojej mocy, by wam pomóc. Dzwoń, i ja też będę cię informował, ale nie licz na wiele. Okej? – Klepnął Wiktora w drugie kolano.

      – Okej. Dziękuję za szczerość i oczywiście będę cię informował. Liczę na ciebie, Steve, bo z ISI nie ma co rozmawiać, jak mi się wydaje.

      – Szczerość za szczerość… Znam Ziaula dobrze, więc wiesz… mogę coś tam więcej. – Steve puścił oko i podniósł się na znak, że zakończyli rozmowę. – A tak przy okazji… ten porwany to… to wasz?

      – Nic mi o tym nie wiadomo – skłamał całkiem zgrabnie Wiktor. – To cześć! – rzucił i ruszył do wyjścia.

      – Cześć – odparł Sinster i odprowadził Wiktora, trzymając rękę na jego ramieniu.

      Minęło kilkanaście sekund, gdy po przeciwnej stronie pokoju otworzyły się drzwi i wyszedł ostrzyżony na jeża starszy mężczyzna w koszuli bez krawata i z podwiniętymi rękawami. Na czole miał grube okulary, a za uchem ołówek.

      – Co sądzisz? – zapytał.

      – Wygląda na szczerego i trochę naiwnego. Z pewnością ta sprawa go przerasta, a on chce być uczciwy. Jak się znam na ludziach, to wszystko dokładnie zrelacjonuje swoim – odparł Sinster.

      – Miejmy nadzieję.

      – Musi coś powiedzieć, więc najpewniej powie prawdę, bo jeśli potem się pomyli, będzie miał kłopoty, a tak ochroni własną dupę. W Polsce i tak kto trzeba wie, jak jest, a jeśli nie, to właśnie się dowiedzieli.

      – No i dobrze… nie będą nudzić, a my mamy wolną rękę – rzucił starszy mężczyzna, wyjął ołówek i podłubał nim w uchu.

      21

      Leski przekładał kartki z ręki do ręki, jakby nie był pewny, którą wybrać. W końcu znalazł tę właściwą.

      – Stan sprawy. Jakie są fakty – zaczął z opuszczoną nisko głową i okularami zsuniętymi na koniec nosa. – Major Henryk Olewski, oficer drugiej linii, porwany przedwczoraj w Islamabadzie przez oddział talibów pakistańskich pod dowództwem niejakiego Tygrysa. Ataku dokonano o jedenastej czasu miejscowego. Udział wzięło kilkunastu terrorystów. Zamordowanych zostało trzydzieści pięć osób, obywateli Pakistanu, spośród gości i personelu hotelu Monal w Pir Sohawa. Obiekt położony jest na zboczu gór Margala, na wysokości ponad półtora tysiąca metrów. To elegancki hotel odwiedzany przez miejscowe elity i turystów. Nie był specjalnie zabezpieczony. Akcja trwała kilkanaście minut, po czym napastnicy wycofali się w góry, zabierając ze sobą czterech obcokrajowców jako zakładników. Ze względu na warunki pogodowe i ukształtowanie terenu pościg był niemożliwy. Uprowadzeni to: sześćdziesięciopięcioletni Niemiec Jürgen Kahel, inżynier Siemensa, dwudziestopięcioletni Brytyjczyk Oliver Bridges, podróżnik i malarz, pięćdziesięcioletni Japończyk Kazuo Hazuki, etnograf… i nasz Henryk, lat czterdzieści pięć. – Przerwał. Najpierw spojrzał na Dimę i swoim zwyczajem zaczął przeskakiwać wzrokiem z jednej osoby na drugą, aż podrygiwała jego okrągła łysiejąca głowa. – Pytania?

      – Trzej porwani… – odezwała się Monika, obracając w dłoniach butelkę z napojem aloesowym. – Wiemy coś więcej? Jakieś związki z ich służbami? BND… MI6?

      – Nie wiemy – odparł krótko Leski.

      – Powiedzą? – dopytała Ela.

      – Wątpię. Ale jeśli już przy tym jesteśmy, to jest to jedno z naszych zadań. Według szefa my też nie ujawniamy, że nasz Henryk jest oficerem agencji.

      – Dlaczego? Przecież to ułatwiłoby współdziałanie – zdziwiła się Monika.

      – Niekoniecznie – odezwał się po raz pierwszy Dima. – Nikt nie ufa drugiej służbie i nikt nie wierzy w jej szczelność ani intencje. Każdy gra na siebie i my też powinniśmy. Szef Korycki ma rację. W tej chwili talibowie mają na pewno jednego oficera zachodniego wywiadu, naszego, ale jeszcze o tym nie wiedzą i miejmy nadzieję, że nikt inny też nie wie. Co by było, gdyby dowiedzieli się, że mają dwóch albo więcej? Słuchając Romana, odnoszę wrażenie, że cała ta sprawa ma drugie albo i trzecie dno.

      – Ano właśnie! – Leski uśmiechnął się delikatnie.

      – Więc powiedz nam, Roman, co Henryk robił w Pakistanie – rzucił Dima. – Czuję, że to klucz do sprawy.

      – Co to ma do rzeczy? Mieliśmy przecież kombinować, jak uwolnić Henryka. Szkoda czasu… – wtrąciła się Monika.

      – Nie mieszaj! – przerwał jej Dima. – Napij się aloesu.

      – Nie kłóćcie się! – odezwał się ostro Leski. – Oboje macie rację. Zatem najpierw odpowiem Dimie. – Spojrzał w jego stronę. – Major Henryk Olewski prowadził w Islamabadzie agenta, kryptonim „Mocarz”, to dwugwiazdkowy generał GRU… – rzucił okiem na notatki – Jewgienij Kowalow, szef ataszatu wojskowego w ambasadzie, człowiek koordynujący rosyjskie działania wywiadowcze w Pakistanie i Afganistanie.

      – No i teraz wszystko jasne – odezwała się Monika. – Pakistańczycy musieli to wyłapać, nie ma siły. Wiedzą, kim jest Henryk!

      – Kowalow to wysoka figura. Wiele lat temu był naczelnikiem zaawansowanych operacji w GRU. Podobno wyjątkowo inteligentny i przebiegły typ – dodał Dima.

      – Jak СКАЧАТЬ