Название: Zamęt
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Zamęt
isbn: 9788380157187
isbn:
Wiktor pomyślał, że Steve zwątpił w to, czy powinien był mówić tak szczerze, w końcu nie znali się zbyt dobrze. Jego bezpośredniość była wyjątkowa, ale przecież jankesi tacy są…
– No tak… to jest jakby oczywiste. – Zdobył się jedynie na pustą frazę.
– Wiesz, Wiktor… my tu na dole nie musimy się oszukiwać, nie jesteśmy politykami ani szefami wywiadów. Oni tam rozmawiają innym językiem, pierdolą o przyjaźni i zaufaniu, ale to my dajemy dupy za ich chore ambicje i decyzje w jakimś zasranym Pakistanie czy Afganistanie i nie musimy nic kręcić, bo jak sobie nie pomożemy, to nam jacyś pierdoleni wojownicy Allaha łby poucinają i sfilmują to telefonem Steve’a Jobsa. – Sinster zaczerpnął powietrza i dodał cicho: – Nie puszczaj tego do góry, bo mogę mieć kłopoty. Zrobię co w mojej mocy, by wam pomóc. Dzwoń, i ja też będę cię informował, ale nie licz na wiele. Okej? – Klepnął Wiktora w drugie kolano.
– Okej. Dziękuję za szczerość i oczywiście będę cię informował. Liczę na ciebie, Steve, bo z ISI nie ma co rozmawiać, jak mi się wydaje.
– Szczerość za szczerość… Znam Ziaula dobrze, więc wiesz… mogę coś tam więcej. – Steve puścił oko i podniósł się na znak, że zakończyli rozmowę. – A tak przy okazji… ten porwany to… to wasz?
– Nic mi o tym nie wiadomo – skłamał całkiem zgrabnie Wiktor. – To cześć! – rzucił i ruszył do wyjścia.
– Cześć – odparł Sinster i odprowadził Wiktora, trzymając rękę na jego ramieniu.
Minęło kilkanaście sekund, gdy po przeciwnej stronie pokoju otworzyły się drzwi i wyszedł ostrzyżony na jeża starszy mężczyzna w koszuli bez krawata i z podwiniętymi rękawami. Na czole miał grube okulary, a za uchem ołówek.
– Co sądzisz? – zapytał.
– Wygląda na szczerego i trochę naiwnego. Z pewnością ta sprawa go przerasta, a on chce być uczciwy. Jak się znam na ludziach, to wszystko dokładnie zrelacjonuje swoim – odparł Sinster.
– Miejmy nadzieję.
– Musi coś powiedzieć, więc najpewniej powie prawdę, bo jeśli potem się pomyli, będzie miał kłopoty, a tak ochroni własną dupę. W Polsce i tak kto trzeba wie, jak jest, a jeśli nie, to właśnie się dowiedzieli.
– No i dobrze… nie będą nudzić, a my mamy wolną rękę – rzucił starszy mężczyzna, wyjął ołówek i podłubał nim w uchu.
21
Leski przekładał kartki z ręki do ręki, jakby nie był pewny, którą wybrać. W końcu znalazł tę właściwą.
– Stan sprawy. Jakie są fakty – zaczął z opuszczoną nisko głową i okularami zsuniętymi na koniec nosa. – Major Henryk Olewski, oficer drugiej linii, porwany przedwczoraj w Islamabadzie przez oddział talibów pakistańskich pod dowództwem niejakiego Tygrysa. Ataku dokonano o jedenastej czasu miejscowego. Udział wzięło kilkunastu terrorystów. Zamordowanych zostało trzydzieści pięć osób, obywateli Pakistanu, spośród gości i personelu hotelu Monal w Pir Sohawa. Obiekt położony jest na zboczu gór Margala, na wysokości ponad półtora tysiąca metrów. To elegancki hotel odwiedzany przez miejscowe elity i turystów. Nie był specjalnie zabezpieczony. Akcja trwała kilkanaście minut, po czym napastnicy wycofali się w góry, zabierając ze sobą czterech obcokrajowców jako zakładników. Ze względu na warunki pogodowe i ukształtowanie terenu pościg był niemożliwy. Uprowadzeni to: sześćdziesięciopięcioletni Niemiec Jürgen Kahel, inżynier Siemensa, dwudziestopięcioletni Brytyjczyk Oliver Bridges, podróżnik i malarz, pięćdziesięcioletni Japończyk Kazuo Hazuki, etnograf… i nasz Henryk, lat czterdzieści pięć. – Przerwał. Najpierw spojrzał na Dimę i swoim zwyczajem zaczął przeskakiwać wzrokiem z jednej osoby na drugą, aż podrygiwała jego okrągła łysiejąca głowa. – Pytania?
– Trzej porwani… – odezwała się Monika, obracając w dłoniach butelkę z napojem aloesowym. – Wiemy coś więcej? Jakieś związki z ich służbami? BND… MI6?
– Nie wiemy – odparł krótko Leski.
– Powiedzą? – dopytała Ela.
– Wątpię. Ale jeśli już przy tym jesteśmy, to jest to jedno z naszych zadań. Według szefa my też nie ujawniamy, że nasz Henryk jest oficerem agencji.
– Dlaczego? Przecież to ułatwiłoby współdziałanie – zdziwiła się Monika.
– Niekoniecznie – odezwał się po raz pierwszy Dima. – Nikt nie ufa drugiej służbie i nikt nie wierzy w jej szczelność ani intencje. Każdy gra na siebie i my też powinniśmy. Szef Korycki ma rację. W tej chwili talibowie mają na pewno jednego oficera zachodniego wywiadu, naszego, ale jeszcze o tym nie wiedzą i miejmy nadzieję, że nikt inny też nie wie. Co by było, gdyby dowiedzieli się, że mają dwóch albo więcej? Słuchając Romana, odnoszę wrażenie, że cała ta sprawa ma drugie albo i trzecie dno.
– Ano właśnie! – Leski uśmiechnął się delikatnie.
– Więc powiedz nam, Roman, co Henryk robił w Pakistanie – rzucił Dima. – Czuję, że to klucz do sprawy.
– Co to ma do rzeczy? Mieliśmy przecież kombinować, jak uwolnić Henryka. Szkoda czasu… – wtrąciła się Monika.
– Nie mieszaj! – przerwał jej Dima. – Napij się aloesu.
– Nie kłóćcie się! – odezwał się ostro Leski. – Oboje macie rację. Zatem najpierw odpowiem Dimie. – Spojrzał w jego stronę. – Major Henryk Olewski prowadził w Islamabadzie agenta, kryptonim „Mocarz”, to dwugwiazdkowy generał GRU… – rzucił okiem na notatki – Jewgienij Kowalow, szef ataszatu wojskowego w ambasadzie, człowiek koordynujący rosyjskie działania wywiadowcze w Pakistanie i Afganistanie.
– No i teraz wszystko jasne – odezwała się Monika. – Pakistańczycy musieli to wyłapać, nie ma siły. Wiedzą, kim jest Henryk!
– Kowalow to wysoka figura. Wiele lat temu był naczelnikiem zaawansowanych operacji w GRU. Podobno wyjątkowo inteligentny i przebiegły typ – dodał Dima.
– Jak СКАЧАТЬ