Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380156821
isbn:
Erika się zaśmiała.
– Okej, nie napomknę, ale jak myślisz, jak często uprawiają seks Kristina i Bob Budowniczy?
– Erika! – Anna zasłoniła twarz rękami i znów pokręciła głową. – Skończcie wreszcie z nazywaniem biednego Gunnara Bobem Budowniczym. I to tylko dlatego, że jest uczynny i zręczny.
– Dobra, więc porozmawiajmy o ślubie. Ty też zostałaś poproszona o radę w sprawie sukni? Nie mogę sama doradzać i robić dobrej miny, kiedy będzie mi pokazywać kolejną koszmarnie ciotkowatą kreację.
– Owszem, mnie też poprosiła. – Anna starała się pochylić, żeby dosięgnąć swojej kanapki z krewetkami.
– Połóż ją od razu na brzuchu – zaproponowała z uśmiechem Erika.
Anna odpowiedziała wściekłym spojrzeniem.
Oboje z Danem cieszyli się na to dziecko, ale w taki upał chodzenie w ciąży było mało przyjemne, zwłaszcza że jej brzuch był wręcz gigantycznych rozmiarów.
– Może spróbujemy na nią wpłynąć? Ma świetną figurę, w talii jest szczuplejsza ode mnie i ma lepsze piersi, tylko boi się je pokazywać. Pomyśl, jak by jej było ładnie w wąskiej, koronkowej sukni z dekoltem.
– Jeżeli chcesz przeprowadzić akcję metamorfoza, to proszę, beze mnie – odparła Anna. – Cokolwiek włoży, będę jej mówić, że wygląda wspaniale.
– Cykor z ciebie.
– Pilnuj swojej teściowej, a ja będę pilnowała swojej.
Z prawdziwą przyjemnością odgryzła kęs kanapki z krewetkami.
– Dobra, chociaż Esther jest cholernie męcząca – zauważyła Erika, przypominając sobie miłą matkę Dana, która nigdy nie pozwoliłaby sobie na jakąkolwiek krytykę albo odmienny pogląd.
Pamiętała ją z czasów, kiedy sama chodziła z Danem.
– Masz rację, udała mi się – odparła Anna i zaklęła, bo kanapka wylądowała na jej brzuchu.
– Nie martw się, przy takich balonach i tak nie widać brzucha – powiedziała Erika, wskazując na piersi Anny w rozmiarze G.
– Zamknij się.
Anna próbowała zetrzeć majonez z sukienki. Tymczasem Erika pochyliła się, ujęła w dłonie twarz młodszej siostry i pocałowała ją w policzek.
– A to co? – spytała zdumiona Anna.
– Kocham cię – odpowiedziała Erika krótko i podniosła do góry kieliszek. – Za nas, Anno. Za ciebie, za mnie i naszą zwariowaną rodzinę. Za wszystko, co przeszłyśmy, co przeżyłyśmy, i za to, że już niczego przed sobą nie ukrywamy.
Anna zamrugała oczami, a potem podniosła szklankę z colą i stuknęła się z Eriką.
– Za nas.
Przez mgnienie oka Erice wydawało się, że we wzroku Anny dojrzała coś mrocznego, ale musiało to być złudzenie.
Sanna pochyliła się nad krzakiem jaśminowca i wciągnęła w nozdrza zapach. Inaczej niż zwykle nie podziałał na nią uspokajająco. Wokół kręcili się klienci: podnosili doniczki, ładowali na taczki ziemię, ale prawie ich nie zauważała. Miała przed oczami tylko jedno: fałszywy uśmiech Marie Wall.
Nie mieściło jej się w głowie, że wróciła. Po tylu latach. Jakby nie wystarczyło, że musi się natykać w miasteczku na Helen i jeszcze kiwać jej głową na dzień dobry.
Pogodziła się z tym, że Helen jest niedaleko, co pewien czas wpadała na nią i w jej oczach czytała poczucie winy, z biegiem lat zjadające ją coraz bardziej. Natomiast Marie nigdy nie pokazała po sobie, że żałuje, a jej uśmiechnięte zdjęcia były we wszystkich tabloidach.
Teraz wróciła. Fałszywa, piękna, roześmiana Marie. Kiedyś chodziły do tej samej klasy w Kyrkskolan1. Z zazdrością patrzyła na jej długie rzęsy i kręcone blond włosy aż do pasa, ale już wtedy dostrzegła w niej zło.
Dzięki Bogu, że chociaż rodzice nie dożyli widoku uśmiechniętej Marie w Fjällbace. Miała trzynaście lat, kiedy mama umarła na raka wątroby, a piętnaście, kiedy ostatnie tchnienie wydał ojciec. Lekarze nie potrafili określić bezpośredniej przyczyny zgonu, ale ona i tak wiedziała. Umarł z żalu.
Pokręciła głową i ból natychmiast przypomniał jej o sobie.
Musiała potem zamieszkać u ciotki Linn, ale nigdy nie poczuła się tam u siebie. Dzieci ciotki i wujka Paula były od niej dużo młodsze. Nie wiedzieli, co począć z nastoletnią sierotą. Nie byli dla niej źli ani niemili, na pewno się starali, ale pozostali obcy.
Wybrała naukę w odległym technikum rolniczym i prawie zaraz po maturze poszła do pracy. Od tamtej pory treścią jej życia była praca. Prowadziła nieduże gospodarstwo ogrodnicze na obrzeżach Fjällbacki. Zarobek był niewielki, ale wystarczał, żeby mogła utrzymać siebie i córkę. Więcej nie potrzebowała.
Po śmierci Stelli jej rodzice umarli za życia. Nawet ich rozumiała. Są ludzie, którzy rodzą się z wyjątkowo silnym urokiem, i Stella do nich należała. Zawsze radosna, miła, gotowa obdzielać wszystkich całusami i uściskami. Gdyby Sanna mogła w tamten upalny letni poranek umrzeć zamiast niej, zrobiłaby to.
Ale to Stellę znaleźli w leśnym jeziorku. Wtedy wszystko się skończyło.
– Przepraszam, czy jest jakaś odmiana róż łatwiejsza w uprawie od innych?
Drgnęła i podniosła wzrok. Spojrzała na kobietę, której wcześniej nie zauważyła.
Kobieta się uśmiechnęła, zmarszczki na jej twarzy się wygładziły.
– Kocham róże, ale niestety nie mam ręki do kwiatów – dodała.
– Chodzi pani o jakiś konkretny kolor? – spytała Sanna.
Była prawdziwą specjalistką od kojarzenia ludzi i roślin. Jedni pasują do kwiatów wymagających różnych zabiegów i większej uwagi. Tacy potrafią zadbać o dobrostan orchidei, żeby kwitła raz po raz i żeby mogli spędzić razem wiele szczęśliwych lat. Inni ledwo dają sobie radę sami ze sobą i potrzebują roślin cierpliwych i mocnych. Może nie kaktusów – te zostawiała dla najcięższych przypadków. Takim proponowała na przykład skrzydłokwiat Wallisa albo monsterę dziurawą. Połączenie właściwej rośliny z właściwym człowiekiem stawiała sobie za punkt honoru.
– Różowy – odparła klientka z rozmarzeniem. – Uwielbiam róż.
– W takim СКАЧАТЬ
1
Kyrkskolan – dosłownie: szkoła kościelna.