Prowadź swój pług przez kości umarłych. Olga Tokarczuk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prowadź swój pług przez kości umarłych - Olga Tokarczuk страница 6

Название: Prowadź swój pług przez kości umarłych

Автор: Olga Tokarczuk

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 9788308049792

isbn:

СКАЧАТЬ poukładane wszelkie sztućce i inne Narzędzia potrzebne w kuchni. Każde miało swoje miejsce, choć większości z nich w ogóle nie znałam. Kościste palce Matogi z rozmysłem wybrały dwie łyżeczki, które spoczęły zaraz na seledynowych serwetkach tuż przy filiżankach z herbatą. Niestety, trochę za późno, bo ja już swoją herbatę wypiłam.

      Z Matogą trudno się rozmawiało. Był bardzo małomówny, a skoro nie można było mówić, to należało milczeć. Ciężko się rozmawia z niektórymi osobami, najczęściej męskimi. Mam pewną Teorię na ten temat. Wielu mężczyzn z wiekiem zapada na autyzm testosteronowy, który przejawia się w powolnym zaniku inteligencji społecznej i umiejętności międzyludzkiej komunikacji, a także upośledza formułowanie myśli. Zaatakowany tą Dolegliwością Człowiek staje się milczący i wydaje się pogrążony w rozmyślaniach. Bardziej interesują go różne Narzędzia i maszynerie. Pociągają go druga wojna światowa i biografie znanych ludzi, najczęściej polityków i złoczyńców. Prawie zupełnie zanika jego zdolność do czytania powieści, autyzm testosteronowy zaburza psychologiczne rozumienie postaci. Myślę, że Matoga cierpiał na tę Dolegliwość.

      Ale tego dnia nad ranem trudno było wymagać od kogokolwiek elokwencji. Byliśmy zupełnie osowiali.

      Z drugiej strony czułam wielką ulgę. Czasami, gdy pomyśli się szerzej, nie zważając na pewne Przywiązania Umysłu, gdy weźmie się pod uwagę Rachunki uczynków, można zdać sobie sprawę, że czyjeś życie wcale nie jest dobre dla innych. Myślę, że każdy przyzna mi tutaj rację.

      Poprosiłam o następną szklankę herbaty właściwie tylko dlatego, żeby zamieszać ją tą piękną łyżeczką.

      – Naskarżyłam kiedyś na Policji na Wielką Stopę – powiedziałam.

      Matoga na chwilę przestał wycierać do sucha talerzyk na ciastka.

      – Z powodu psa? – zapytał.

      – Tak. I kłusowania. Pisałam też na niego skargi.

      – I co?

      – I nic.

      – Chcesz powiedzieć, że dobrze, że umarł, czy tak?

      Jeszcze przed ostatnim Bożym Narodzeniem wybrałam się do gminy, żeby zgłosić sprawę osobiście. Do tej pory pisałam listy. Nikt na nie nigdy nie odpowiedział, choć przecież istnieje ustawowy obowiązek odpowiadania obywatelom. Posterunek okazał się niewielki i przypominał domki jednorodzinne budowane za komuny z kombinowanych wszędzie materiałów – byle jakie i smutne. I taki też tu panował nastrój. Zamalowane farbą olejną ściany obwieszono kartkami papieru – i wszystkie zatytułowane były „Obwieszczenie”; swoją drogą, co to za okropne słowo. Policja używa wielu wyjątkowo odrażających słów, takich na przykład jak „denat” czy „konkubent”.

      W tym przybytku Plutona najpierw próbował mnie odprawić młody mężczyzna siedzący za drewnianą barierką, a potem jakiś jego starszy przełożony. Chciałam się widzieć z Komendantem i upierałam się przy tym; byłam też pewna, że w końcu obydwaj stracą cierpliwość i dopuszczą mnie przed jego oblicze. Musiałam długo czekać i bałam się, że zamkną mi sklep, a musiałam jeszcze zrobić zakupy. Aż zapadł Zmierzch, co znaczyło, że było około czwartej i że czekałam ponad dwie godziny.

      Wreszcie pod sam koniec urzędowania pojawiła się na korytarzu jakaś młoda kobieta i powiedziała:

      – Proszę, może pani wejść.

      Trochę się zamyśliłam, więc teraz musiałam oprzytomnieć. Zbierałam myśli, podążając za kobietą na audiencję na piętro, gdzie szef miejscowej Policji miał swój gabinet.

      Komendant był otyłym mężczyzną w moim, powiedzmy, wieku, ale zwracał się do mnie, jakbym była jego matką, albo nawet babką. Spojrzał na mnie przelotnie i powiedział:

      – Siadajcie, proszę.

      I czując, że tą liczbą mnogą zdemaskował swoje wiejskie pochodzenie, chrząknął i poprawił się:

      – Niech pani siada.

      Prawie słyszałam jego myśli – nazywał mnie najpewniej „kobieciną”, a gdy moja oskarżycielska mowa przybierała na sile – „babskiem”. „Nawiedzone babsko”, „wariatka”. Byłam świadoma, z jaką awersją obserwuje moje ruchy i ocenia (negatywnie) mój gust. Nie podobały mu się ani moja fryzura, ani ubranie, ani brak uległości. Lustrował moją twarz z coraz większą niechęcią. Ale i ja widziałam wiele – że apoplektyk, że za dużo pije i ma słabość do tłustych potraw. W trakcie mojej oracji jego duża łysa głowa poczerwieniała od karku po czubek nosa, a na policzkach wyraźnie pojawiły się kłębki rozszerzonych naczyń krwionośnych, jak niezwykły wojenny tatuaż. Na pewno przyzwyczajony był do rządzenia i posłuszeństwa innych i łatwo unosił się Gniewem. Typ jowiszowy.

      Widziałam także i to, że nie rozumie wszystkiego, co mówię – po pierwsze, z tej oczywistej przyczyny, iż używam argumentów mu obcych, ale także dlatego, że nie zna wielu słów. I że jest typem Człowieka, który gardzi tym, czego nie rozumie.

      – Jest zagrożeniem dla wielu Istot, ludzkich i nieludzkich – zakończyłam swoje żale na Wielką Stopę, w których opowiedziałam o swoich obserwacjach i podejrzeniach.

      Nie wiedział, czy żartuję sobie z niego, czy trafił na wariatkę. Innych możliwości nie było. Widziałam, jak krew przez moment nabiegła mu do twarzy, bez wątpienia był to typ pyknika, który umrze w końcu na wylew.

      – Nie mieliśmy pojęcia, że kłusuje. Zajmiemy się tą sprawą – powiedział przez zęby. – Proszę wrócić do domu i w ogóle się tym nie przejmować. Ja go znam.

      – Dobra – powiedziałam pojednawczo.

      A on już wstał, opierając się na rękach, co było widocznym znakiem, że audiencja skończona.

      Gdy się już ma swoje lata, trzeba pogodzić się z tym, że ludzie będą wiecznie wobec nas zniecierpliwieni. Przedtem nigdy nie zdawałam sobie sprawy z istnienia i znaczenia takich gestów, jak szybkie potakiwanie, uciekanie wzrokiem, powtarzanie „tak, tak”, jakby się było zegarkiem. Albo sprawdzanie czasu, pocieranie nosa – teraz dobrze rozumiem ten cały teatr dla wyrażenia prostego zdania: „Dajże mi spokój, ty stara babo”. Nieraz zastanawiałam się, czy gdyby to samo co ja mówił jakiś piękny, młody, wyrośnięty mężczyzna, to też by go tak traktowano? Albo dorodna brunetka?

      Oczekiwał zapewne, że zerwę się z krzesła i wyjdę z pokoju. Ale ja miałam do zakomunikowania jeszcze jedną równie ważną rzecz.

      – Ten Człowiek zamyka swoją Sukę na cały dzień w szopie. Pies tam wyje i jest mu zimno, bo szopa nie jest ocieplana. Czy Policja może z tym zrobić porządek, zabrać mu Psa, a jego przykładnie ukarać?

      Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu i to, co mu przypisałam na początku, a co nazwałam pogardą, zobaczyłam teraz na jego obliczu bardzo wyraźnie. Kąciki ust obniżyły się, a wargi lekko wydęły. Widziałam też, że stara się opanować ten СКАЧАТЬ