Świat Dysku.. Терри Пратчетт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świat Dysku. - Терри Пратчетт страница 11

Название: Świat Dysku.

Автор: Терри Пратчетт

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Świat dysku

isbn: 9788376488967

isbn:

СКАЧАТЬ pradawnego sera drugą mysz na swych kolanach. Ale tutaj jej nie znajdzie. Tutaj jest bezpieczna.

      I nagle mysz uniosła łebek znad sera. Coś usłyszała.

      – Mówiłem wam! Ona gdziesik tu jest, chłopoki!

      – Nie wim, cemu nie można pogadoć ze starom wiedźmom! Dobze se radzimy z wiedźmami!

      – Można, ale ta to strrrrosno je. Mówio, ze w tej mokrej piwnicy cymo okropnego demona.

      Panna Spisek zrobiła zdziwioną minę.

      – Oni? – szepnęła do siebie.

      Głosy dobiegały spod podłogi. Posłała więc mysz po deskach do dziury.

      – Nie kcem was łozcorować, ale ześmy som akurot w tej piwnicy i widze tu ino śmieci.

      Po dłuższej chwili odezwał się drugi głos.

      – No to gdzie łon?

      – Może se wzioł dzień wolnego?

      – A po co demonowi dzień wolnego?

      – Moze coby mógł se pojechać i łodwidzić staro matke i łojca.

      – Niby jok? Demony majom matki i łojców, co?

      – Łojzicku, sestońcie gadoć syscy! Jesce nos usłysy!

      – Ni, jest ślepo jako gacek, a głucha jako pień. Tak mówiom.

      Panna Spisek uśmiechnęła się, gdy mysz wysunęła się z szorstkiej kamiennej ściany piwnicy tuż nad podłogą. Myszy mają świetny słuch. Mogą też całkiem dobrze widzieć w mroku. Spojrzała przez jej oczy…

      Niewielka grupka ludzików skradała się przez piwnicę. Skórę mieli niebieską, pokrytą tatuażami i brudem. Wszyscy nosili brudne kilty, a każdy miał na plecach miecz wielki jak on sam. Wszyscy też mieli rude włosy, prawdziwie pomarańczoworude, zawiązane w nierówne końskie ogony. Jeden dźwigał na głowie króliczą czaszkę w roli hełmu; wyglądałby bardziej przerażająco, gdyby nie zsuwała mu się stale na oczy.

      W pokoju nad nimi panna Spisek znowu się uśmiechnęła. A zatem słyszeli o pannie Spisek… Ale nie słyszeli dosyć.

      Kiedy czterech ludzików wymknęło się z piwnicy przez opuszczoną szczurzą norę, obserwowały ich jeszcze dwie myszy, pięć różnych chrząszczy i ćma. Przeszli na palcach obok starej czarownicy, która najwyraźniej spała mocno – przynajmniej do chwili, kiedy uderzyła pięściami o poręcze fotela i wrzasnęła:

      – Bang! Widzę was tamoj, wy ciut badonie!

      Feeglowie zareagowali panicznie; zaskoczeni i przerażeni, zderzali się ze sobą.

      – Ni pamiętom, cobym kazała wam sie rusoć! – krzyknęła panna Spisek, uśmiechając się przerażająco.

      – Oj, bida, bida, bida! Ona wi, jak godoć! – zaszlochał któryś.

      – Jesteście Nac Mac Feegle, tak? Ale ni poznowam znaków klanu. Spokój tam, przeco nie usmażo was na oleju. Ty! Jako ci na imie?

      – Jestem Rob Rozbój, Wielki Gość klanu z Kredowego Wzgórza – odpowiedział ten w hełmie z króliczej czaszki. – A…

      – Tak? Wielki Gość to ty, tak? To zróbze mi upsejmość i zewlec ten kościsty beret, kiedy ze mno godos. – Panna Spisek bawiła się znakomicie. – I weźze stań prosto. Nie bedzie sie zoden garbił w moim domu!

      Czterech Feeglów natychmiast stanęło na baczność.

      – I dobze – pochwaliła panna Spisek. – A resto to co za jedne?

      – To mój brat Tępak Wullie, panienko. – Rob Rozbój potrząsnął za ramię Feegla, który był tak chętny do biadania. W tej chwili ze zgrozą patrzył na Enochi i Athootitę.

      – A dwóch pozostałych… to znaczy: a te dwa gamonie? Ty tam, znaczy tamoj. Mos mysie dudy. Jesteś gonaglem?

      – Tak, pani – przyznał Feegle, który wyglądał czyściej i porządniej niż inni. Choć trzeba zaznaczyć, że są stworzenia żyjące pod starymi pniami, które są czyściejsze i porządniejsze niż Tępak Wullie.

      – A nazywos sie…

      – Ciut Okropny Billy Brodacz, pani.

      – Twardo na mie pacys, Ciut Okropny Billy Brodaczu – zauważyła panna Spisek. – Bois sie?

      – Nie, pani. Podziwiołem cie. Serce we mnie rośnie, kiedy widzem carownice tak… carownicowom.

      – Ha! Widzem, co mam tu mondrale. A kim jest ten twój wielki syjaciel, panie Billy?

      Billy szturchnął Dużego Jana. Mimo swego ogromnego – jak na Feegla – wzrostu, Duży Jan wydawał się zdenerwowany. Jak wiele osób o potężnych mięśniach czuł się zakłopotany w obecności osób silnych na inne sposoby.

      – To Duzy Jan, pani – przedstawił go Billy, gdy Duży Jan wpatrywał się we własne stopy.

      – Widzem, co ma nasyjnik z wielkich zębów – rzekła panna Spisek. – Ludzkich zębów?

      – Tak, pani. Ctery. Po jednym za kazdego gościa, którego łobalił.

      – Mówimy tu o ludzkich mężczyznach? – zdumiała się panna Spisek.

      – Tak, pani. Zwykle skoce na nich z dzewa głowom do psodu. Ma bardzo twardom głowe – wyjaśnił Billy na wypadek, gdyby nie było to oczywiste.

      Panna Spisek wyprostowała się w fotelu.

      – A terozki ładnie wtłumoccie, cemu zeście się tak podkradoli w moim domu. No już!

      Nastąpiła krótka, bardzo krótka chwila milczenia. A potem z wyraźną satysfakcją odezwał się Rob Rozbój.

      – Och, to cołkiem łatwiuśkie. Ześmy polowali na krupnioka.

      – Nie, wcale nie – przerwała mu surowo czarownica. – Bo krupniok to kiska z łowcych podrobów, mięsa i krwi, doprawiona i wciśnięta w łowce flaki.

      – Ach, ale to ino wtedy, kiedy ni mozno złapać prowdziwego – wyjaśnił ostrożnie Rob Rozbój. – I nijak on prowdziwemu nie dorosta. Łoj, chytro bestia z takiego krupnioka, co se nory ryje w piwnicach…

      – I taka jest prawda? Polowaliście na krupnioka? Tak było, Tępaku Wullie? – spytała panna Spisek ostrym tonem. Wszystkie oczy, wliczając w to parę należącą do skorka, zwróciły się na nieszczęsnego Wulliego.

      – Eee… no… ooch… aargh… bida, bida, bida! – jęknął Tępak Wullie i osunął się na kolana. – Prosem wos, pani, nie róbcie ze mnom nicego strasnego! – błagał. – Ten wos skorek łypie na mie łokropnie!

      – No dobrze, zaczniemy СКАЧАТЬ