Świat Dysku.. Терри Пратчетт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świat Dysku. - Терри Пратчетт страница 6

Название: Świat Dysku.

Автор: Терри Пратчетт

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежное фэнтези

Серия: Świat dysku

isbn: 9788376488967

isbn:

СКАЧАТЬ Tak, ale ono mnie nawet nie dotknęło – odparła tryumfalnie babcia. – Wszystko polega na równowadze, rozumiesz? Równowaga to sedno. Utrzymaj równowagę, a… – Urwała nagle. – Bujałaś się kiedyś na huśtawce? Jeden koniec się wznosi, drugi opada. Ale ten kawałek w środku, w samym środku, zawsze zostaje na miejscu. Górność i dolność przepływają przez niego. Nieważne, jak wysoko czy nisko znajdą się końce, on zachowuje równowagę. – Prychnęła. – Magia jest zwykle właśnie przemieszczaniem różnych rzeczy.

      – Mogę się tego nauczyć?

      – Tak przypuszczam. To nietrudne, jeśli już osiągniesz właściwy stan umysłu.

      – Możesz mnie nauczyć?

      – Właśnie to zrobiłam. Pokazałam ci.

      – Nie, babciu. Pokazałaś mi właśnie, jak się to robi, a nie… jak się to robi.

      – Nie mogę ci tego powiedzieć. Wiem, jak ja to robię. Jak ty to robisz, to inna kwestia. Musisz tylko osiągnąć właściwy stan umysłu.

      – A jak to zrobić?

      – Skąd mogę wiedzieć? To przecież twój umysł – rzuciła niechętnie babcia. – Nastaw imbryk. Moja herbata całkiem wystygła.

      W jej głosie zabrzmiała nuta złośliwości, ale taka już była babcia. Wyznawała pogląd, że jeśli ktoś potrafi się uczyć, sam do wszystkiego dojdzie. Nie warto ludziom niczego ułatwiać. Życie nie jest łatwe, mawiała.

      – I widzę, że dalej nosisz tę błyskotkę.

      Babcia nie lubiła błyskotek. To słowo oznaczało cokolwiek metalowego, co nie miało na celu przytrzymywania, spinania albo mocowania. Należało do „zakupów”.

      Tiffany dotknęła małego srebrnego konia, którego nosiła na szyi. Był malutki i prosty, ale wiele dla niej znaczył.

      – Tak – potwierdziła spokojnie. – Dalej noszę.

      – A co masz w koszyku? – zapytała nagle babcia, co było wyjątkową niegrzecznością. Koszyk Tiffany stał na stole. W środku był prezent, naturalnie. Wszyscy wiedzieli, że kiedy idzie się z wizytą, należy zabrać jakiś prezent, ale odwiedzana osoba powinna być zaskoczona, kiedy go dostaje. Powinna mówić coś w rodzaju „Och, naprawdę nie trzeba było”.

      – Coś ci przyniosłam – powiedziała Tiffany, wieszając nad ogniem duży czarny czajnik.

      – Nie masz żadnego powodu, żeby przynosić mi prezenty. Jestem tego pewna – oświadczyła babcia.

      – No cóż… – mruknęła Tiffany i na tym poprzestała.

      Usłyszała, jak babcia unosi pokrywkę kosza. W środku był kociak.

      – Jej matką była Różyczka, kotka wdowy Cable – wyjaśniła Tiffany, by jakoś wypełnić ciszę.

      – Nie trzeba było – burknęła babcia Weatherwax.

      – To żaden kłopot. – Tiffany uśmiechnęła się do ognia.

      – Nie chcę tu żadnych kotów.

      – Będzie łapać myszy. – Tiffany nadal się nie odwracała.

      – Nie mam tu myszy.

      Nie mają co jeść, pomyślała Tiffany. A głośno powiedziała:

      – Pani Skorek ma sześć czarnych kotów.

      Biała kotka w koszyku pewnie patrzy na babcię Weatherwax z tą smutną, zaskoczoną miną wszystkich kociąt. Ty poddajesz mnie próbom, ja ciebie poddaję próbom, myślała dziewczyna.

      – Nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Będzie musiała spać w szopie dla kóz, to jasne.

      Większość czarownic trzymała kozy.

      Kotka otarła się o dłoń babci i zamiauczała.

      Kiedy Tiffany wychodziła jakiś czas później, babcia Weatherwax pożegnała się z nią przy drzwiach i bardzo starannie zamknęła kociaka na zewnątrz.

      Tiffany przeszła przez polanę do miejsca, gdzie uwiązała miotłę panny Spisek.

      Nie wsiadła na nią jednak. Jeszcze nie. Ukryła się za ostrokrzewem i znieruchomiała tak, że już jej tam nie było, że wszystko w niej mówiło: nie ma mnie tu.

      Każdy widział obrazy w chmurach albo w płomieniach. I wystarczy to odwrócić. Trzeba wyłączyć tę część siebie, która mówi, że się tu jest – i człowiek się rozpływa. Każdemu, kto by patrzył, bardzo trudno byłoby cokolwiek zobaczyć. Twarz staje się połączeniem liści i cieni, ciało fragmentem drzewa i krzewu. Umysł patrzącego wypełnia luki.

      Wyglądając jak kawałek ostrokrzewu, Tiffany obserwowała drzwi. Wiatr wzmógł się, ciepły, ale dokuczliwy – zrywał z jaworu żółte i czerwone liście i rozrzucał je na całej polanie. Kociak próbować trącać je łapką, kiedy siedział tam i miauczał smętnie. Lada chwila babcia Weatherwax uzna, że Tiffany już sobie poszła, a wtedy otworzy drzwi i…

      – Zapomniałaś czegoś? – odezwała się babcia tuż przy jej uchu. Była tym krzewem.

      – Ehm… Kotek jest słodki i pomyślałam, że… no wiesz… że go polubisz – jąkała się Tiffany. I myślała: Właściwie mogła się tu dostać, jeśli biegła, ale dlaczego jej nie zauważyłam? Czy można biec i ukrywać się jednocześnie?

      – Nie martw się o mnie, dziewczyno. Wracaj do panny Spisek i przekaż jej moje najlepsze życzenia. Już. Ale… całkiem niezłe ukrycie przed chwilą pokazałaś – dodała czarownica i jej głos zmiękł trochę. – Wielu by cię nie zauważyło. Słowo daję, prawie nie słyszałam, jak rosną ci włosy.

      Kiedy miotła zniknęła wśród drzew, a babcia Weatherwax upewniła się na kilka znanych sobie sposobów, że Tiffany naprawdę odleciała, wróciła do chatki, staranie nie zwracając uwagi na kociaka.

      Po kilku minutach drzwi skrzypnęły i uchyliły się odrobinę. Może to tylko przeciąg… Kotka wsunęła się do wnętrza…

      * * *

      Wszystkie czarownice są trochę dziwaczne. Tiffany zdążyła się do tego przyzwyczaić, więc teraz dziwaczność wydawała się jej całkiem normalna. Taka na przykład panna Plask, która miała dwa ciała, choć jedno z nich tylko urojone, albo pani Pullunder, która hodowała rodowodowe dżdżownice i każdej nadawała imię… chociaż właściwie ona wcale nie była dziwna, najwyżej trochę nietypowa, a poza tym dżdżownice okazały się całkiem interesujące na swój zasadniczo nieinteresujący sposób. Była też matula Dismass cierpiąca na ataki zakłóceń temporalnych, co może dawać niezwykłe efekty, jeśli przytrafia się czarownicy – jej usta nigdy nie poruszały się w zgodzie z wypowiadanymi słowami, a czasami jej kroki schodziły po schodach dziesięć minut przed nią.

      Ale jeśli chodzi o dziwactwa, СКАЧАТЬ