Название: Człowiek nietoperz
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
isbn: 9788324594764
isbn:
– Irlandczycy nie są już tacy jak kiedyś – westchnął Andrew.
Otwarcie przyjmowano zakłady dotyczące następnej walki. Ludzie zebrali się wokół dwóch mężczyzn w wysokich skórzanych kapeluszach z szerokimi rondami, najwyraźniej bukmacherów. Wszyscy mówili jeden przez drugiego, a specjalne niegniotące się banknoty australijskich dolarów przechodziły z ręki do ręki. We wściekłym tempie zawierano ustne umowy, niczego nie notowano, jedynie lekkie skinienie głowy bukmachera potwierdzało, że zakład został przyjęty.
– Jak to jest z ustawą o hazardzie? – mruknął Andrew i wykrzyknął jakieś trzy czy cztery słowa, których Harry nie był w stanie zrozumieć.
– Co powiedziałeś?
– Postawiłem sto dolarów na to, że reprezentant Chiversa pokona przeciwnika przed końcem drugiej rundy.
– W tym hałasie chyba nikt nie mógł tego zrozumieć?
Andrew zaśmiał się. Najwyraźniej bawiła go rola profesora.
– Nie zauważyłeś, że bukmacher uniósł brew? To się nazywa podzielność uwagi, Harry. To zdolność częściowo wrodzona, a częściowo wyuczona. Polega na umiejętności słuchania wielu rzeczy naraz, odcedzania zbędnego hałasu i dostrzegania tego, co ważne.
– Raczej słyszenia.
– I słyszenia. Próbowałeś tego, Harry? To bardzo pożyteczne w wielu sytuacjach.
W głośnikach zatrzeszczało i Terry z mikrofonem przedstawił Robina „Murri” Toowoombę z drużyny Chiversa i Bobby’ego „Lobby” Paina, miejscowego olbrzyma, który wkroczył na ring, przeskakując przez liny przy wtórze ryku publiczności. Ściągnął koszulkę i odsłonił potężną owłosioną klatkę piersiową, nabrzmiałe mięśnie ramion. Tuż przy ringu podskakiwała jakaś ubrana na biało kobieta. Bobby posłał jej w powietrzu pocałunek, a zaraz potem dwóch sekundantów zawiązało mu rękawice. W sali podniósł się szum, kiedy Toowoomba przeszedł między linami. Był wysokim, niezwykle czarnym i pięknym mężczyzną.
– Murri? – spytał Harry.
– Aborygen z Queensland.
W kibiców Johnny’ego na powrót wstąpiło życie, gdy uświadomili sobie, że teraz, głośno dopingując, mogą używać imienia Bobby. Uderzono w gong i dwaj bokserzy zbliżyli się do siebie. Biały był większy, niemal o głowę wyższy od swego czarnego przeciwnika, lecz nawet dla niewprawnego widza było oczywiste, że nie porusza się z szybką elegancją Aborygena.
Bobby rzucił się w przód i wymierzył potężny cios w stronę Toowoomby, który się uchylił. Zebrana publiczność jęknęła, a ubrana na biało kobieta zawyła z podziwu. Bobby jeszcze parę razy zamachnął się w powietrze, aż w końcu Toowoomba podsunął się i ostrożnie, jakby na próbę, uderzył go w twarz. Bobby cofnął się dwa kroki i wyglądał, jakby już miał dość na ten wieczór.
– Powinienem był postawić dwie stówy – stwierdził Andrew.
Toowoomba, krążąc wokół Bobby’ego, zadał mu jeszcze parę drażniących ciosów, odsuwając się w taki sam płynny sposób za każdym razem, kiedy Bobby wymachiwał rękami jak pałkami. Ciężko przy tym dyszał i wrzeszczał wściekły, kiedy Toowoomby znów nie było w tym miejscu, w którym znajdował się zaledwie przed momentem. Publiczność zaczęła gwizdać. Wreszcie Toowoomba wyciągnął rękę jakby na powitanie, trafił prosto w brzuch Bobby’ego, który zgiął się wpół i skulony wycofał do rogu. Aborygen ze zmartwioną miną zrobił dwa kroki w tył.
– Wykończ go, czarny sukinsynu! – wrzasnął Andrew.
Zaskoczony Toowoomba odwrócił się w ich stronę, uśmiechnął się i pomachał im ręką nad głową.
– Nie stój i nie szczerz się, ty idioto! Rób, co do ciebie należy! Tu chodzi o mój zakład!
Toowoomba obrócił się, żeby wreszcie zakończyć walkę, lecz akurat w chwili, kiedy miał zadać Bobby’emu decydujący cios, rozległ się gong. Obaj bokserzy przeszli do swoich narożników, a prowadzący złapał za mikrofon. Kobieta w bieli już była w narożniku Bobby’ego i krzyczała na niego, natomiast jeden z sekundantów podsunął mu butelkę piwa.
Andrew nie krył złości.
– Robin nie chce zrobić krzywdy białasowi, w porządku, ale powinien uszanować fakt, że postawiłem na niego, cholernego diabła.
– Ty go znasz?
– Owszem, znam Robina Toowoombę – odparł Andrew.
Gong znów się rozległ i Bobby stanął w narożniku, czekając na Toowoombę, który zbliżał się zdecydowanym krokiem. Bobby trzymał ręce uniesione wysoko, żeby osłonić głowę. Toowoomba zadał mu lekki cios w korpus, Bobby osunął się na liny. Toowoomba obrócił się i popatrzył błagalnie na Terry’ego, konferansjera, który jednocześnie pełnił funkcję kogoś w rodzaju sędziego, żeby przerwał walkę.
Andrew krzyknął, lecz było za późno.
Cios Bobby’ego rzucił Toowoombę na plecy z głośnym plaśnięciem. Kiedy oszołomiony znów podniósł się na nogi, Bobby rzucił się na niego jak orkan. Ciosy były proste i dokładne, głowa Toowoomby podskakiwała jak piłeczka pingpongowa, z dziurki w nosie popłynął cienki strumyczek krwi.
– Cholera! To kanciarz! – zawołał Andrew.
– Kanciarz?
– Nasz przyjaciel Bobby udaje amatora, to stara sztuczka, żeby człowiek Chiversa lekko podchodził do sprawy i się otworzył. Ten facet to prawdopodobnie lokalny mistrz. Cholera, Robin!
Toowoomba zasłonił rękami twarz i cofał się pod naporem Bobby’ego. Lewe ramię białego wypadało w przód i wracało, za lewymi następowały ciężkie prawe sierpowe i haki.
Publiczność wpadła w ekstazę. Kobieta w bieli znów była na nogach. Wykrzykiwała tylko pierwszą sylabę imienia Bobby’ego, przenikliwie przeciągając samogłoskę: „Boo…”.
Terry pokręcił głową, a grupa kibiców natychmiast wzniosła bojowy okrzyk:
– Go-go-Bobby, go-go-go, Bobby-be-good!
– No to już koniec – stwierdził Andrew z rezygnacją.
– Toowoomba przegra walkę?
– Oszalałeś? – Andrew popatrzył na niego ze szczerym zdumieniem. – Toowoomba zabije tego faceta. A ja miałem nadzieję, że nic złego się tu dzisiaj nie wydarzy.
Harry skoncentrował się, próbując dostrzec to, co widział Andrew. Toowoomba położył się na linach, wyglądał niemal СКАЧАТЬ