Название: Powrót Smoków
Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Жанр: Героическая фантастика
Серия: Królowie I Czarnoksiężnicy
isbn: 9781632913104
isbn:
– To wy go zabiliście? – zapytał Brandona jeden z nich, podchodząc bliżej i z uwagą przyglądając się bestii.
Tłum stawał się coraz gęstszy, dlatego Brandon i Braxton musieli się w końcu zatrzymać, by przyjąć słowa podziwu dla swego męstwa.
– A jakże! – zawołał z dumą Braxton.
– Czarnorogi – dodał z admiracją inny wojownik, podchodząc bliżej i jakby z namaszczeniem gładząc grzbiet dzika – Nie widziałem takiego od czasu, kiedy byłem chłopcem. Pomogłem zabić podobnego stwora, ale byłem wtedy z grupa mężczyzn – pamiętam, że dwóch z nich straciło na tym polowaniu palce.
– Cóż, my niczego nie straciliśmy – zawołał Braxton śmiało – Poza grotem włóczni.
Mężczyźni śmiali się, szczodrze obdarowując chłopaków słowami podziwu, gdy wtem nadszedł ich przywódca, Anvin, i począł przyglądać się zdobyczy z uwagą. Pozostali mężczyźni rozstąpili się dla niego z szacunkiem.
To był najwyższy dowódca. Odpowiadał wyłącznie przed ojcem Kyry, przewodził zaś wszystkim tym znakomitym wojownikom. Kyra go uwielbiała, był dla niej jak drugi ojciec. Wiedziała, że i on darzy ją uczuciem, opiekował się nią odkąd pamiętała; a co ważniejsze, zawsze miał dla niej czas. Jako jedyny pokazywał jej broń i prezentował techniki walk. Kilka razy pozwolił jej nawet trenować z mężczyznami, czym zaskarbił sobie jej dozgonną wdzięczność. Był najdzielniejszy z nich wszystkich a jednocześnie miał największe serce – przynajmniej dla tych, których lubił. Dla tych, którzy mu podpadli, był prawdziwym utrapieniem.
Anvin nie znosił kłamstwa. Był typem człowieka, dla którego zawsze najważniejsza była prawda, choćby nawet ta najbardziej bolesna. Był niezwykle spostrzegawczy, toteż kiedy oglądał dzika z bliska, jego uwagę natychmiast przykuły dwie rany po strzałach. Kyra wiedziała, że miał oko do szczegółów, dlatego jeśli ktoś miał odkryć prawdę, to właśnie on.
Anvin studiował z wielką uwagą groty strzał wciąż jeszcze tkwiące w cielsku zwierza oraz drewniane fragmenty odłamanych strzał. Bracia próbowali złamać je jak najbliżej grota, tak by nikt nie mógł dociec, co naprawdę powaliło bestię. Doświadczenie Anvina było jednak zbyt duże, by takie zagrywki mogły go zmylić.
Kyra obserwowała Anvina studiującego rany, widziała jak marszczy brwi i wiedziała już, że zaledwie minuty dzieliły go od odkrycia prawdy. W pewnej chwili zdjął rękawiczkę i sprawnym ruchem wyciągnął jeden z grotów przez oczodół dzika. Zakrwawiony kawał stali podniósł do oczu, a następnie odwrócił się do braci, obrzucając ich sceptycznym spojrzeniem.
– Grot włóczni, powiadacie? – zapytał z dezaprobatą w głosie.
Brandonowi i Braxtonowi wyraźnie zrzedły miny. Zapadła krępująca cisza, gdy bracia patrzyli po sobie zakłopotani.
Anvin odwrócił się do Kyry.
– Czy może jednak grot strzały? – dodał jeszcze.
Kyra widziała jak powoli wszystko staje się dla niego jasne. Anvin podszedł do Kyry i wyciągnął strzałę z jej kołczanu, by porównywać ją z zakrwawionym grotem. Tak, jak przypuszczał, były identyczne. Spojrzał na Kyre dumny, jak nigdy dotąd. Oczy wszystkich zebranych skupiły się teraz na dziewczynie.
– To był twój strzał, prawda? – zapytał. Chociaż brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż jak pytanie.
Ona skinęła głową.
– Owszem – odpowiedziała stanowczo, po cichu dziękując Anvinowi za rozpoznanie jej dokonań.
W końcu poczuła się doceniona.
– I to ten właśnie strzał powalił dzika – dodał, a jego głos brzmiał na tyle pewnie, że nie pozostawiał miejsca na polemikę.
– Poza tymi dwoma nie widzę innych ran – dodał, przejeżdżając dłonią po cielsku dzika, aż dojechał do ucha. Obejrzał je, po czym odwrócił się i spojrzał na Brandona i Braxtona pogardliwie – No chyba że to draśnięcie nazywacie raną.
Gdy odchylił ucho lekko do góry, zebrani wkoło wojownicy parsknęli śmiechem, zaś Brandon i Braxton poczerwienieli ze wstydu.
Wtem podszedł do nich inny z wojowników ojca – Vidar, bliski przyjaciel Anvina, niski, szczupły człowiek koło trzydziestki, z zapadniętą twarzą i z wyraźną blizną na nosie. Ze swoja szczupłą klatką piersiową nie wygląd specjalnie okazale, ale Kyra wiedziała swoje: Vidar był wyciosany z kamienia, wprost stworzony do walki wręcz. Był jednym z najtwardszych mężczyzn, jakich Kyra kiedykolwiek spotkała, znanym z tego, że śmiało mógł walczyć z dwoma dużo większymi od siebie mężczyznami i pokonać ich w mgnieniu oka. Zbyt wielu ludzi popełniało ten sam błąd i oceniając go po jego niewielkich gabarytach, prowokowało jego agresję – co często kończyło się dla nich tragicznie. On również wziął Kyrę pod swoje opiekuńcze skrzydła i zawsze stawał w jej obronie.
– Wygląda na to, że ich włócznie nie dosięgnęły celu – Vidar podsumował – a ta dziewczyna uratowała im życie. Kto uczył was dwóch rzucać?
Brandon i Braxton wyglądali na coraz bardziej zdenerwowanych. Właśnie złapano ich na kłamstwie, a oni nie mieli nic na swoją obronę.
– To wyjątkowo haniebne kłamać w kwestii zdobyczy – rzekł Anvin ponuro, zwracając się do jej braci – Macie teraz ostatnią szansę powiedzieć prawdę. Wasz ojciec by tego chciał.
Brandon i Braxton stali tam wyraźnie zawstydzeni, patrząc na siebie, jakby ustalali wspólną wersję wydarzeń. Po raz pierwszy odkąd pamiętała, Kyra widziała ich onieśmielonych.
W chwili, gdy właśnie mieli wydusić z siebie słowo, z tłumu dobiegł ich jakiś głos.
– Nie ma znaczenia, kto go zabił. Teraz należy do nas.
Kyra obejrzała się, zaskoczona dźwiękiem szorstkiego, obco brzmiącego głosu. Jej serce zamarło, gdy z tłumu wyłonił się oddział Gwardii Lorda, w swych charakterystycznych szkarłatnych zbrojach. Kiedy zbliżali się do dzika, przypatrując się mu łapczywie, Kyra wiedziała już, że chcą im odebrać trofeum – nie dlatego, że go potrzebowali, lecz wyłącznie po to, by upokorzyć jej ludzi, by pozbawić ich tego źródła dumy. Leo warknął przy jej nodze, a ona położyła dłoń na jego szyi, próbując go uspokoić.
– W imię Lorda Gubernatora – zaczął oficjalnie jeden z Gwardzistów, postawny żołnierz o niskim czole, grubych brwiach, dużym brzuchu i twarzy, na której wypisana była głupota – przejmujemy tego dzika. Pan z góry dziękuje wam za ten prezent z okazji święta Zimowego Księżyca.
Skinął na swych ludzi, a ci natychmiast ruszyli po dzika.
W tej samej chwili Anvin postąpił do przodu, Vidar u jego boku, i razem zablokowali im drogę.
Ludzie СКАЧАТЬ