Название: Powrót Smoków
Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Жанр: Героическая фантастика
Серия: Królowie I Czarnoksiężnicy
isbn: 9781632913104
isbn:
Kyra poczuła drobną dłoń na swoim ramieniu. Obejrzała się i ujrzała słodki uśmiech Aidana, wyraźnie wdzięcznego za ocalenie. Kyra zastanawiała się, czy jej starsi bracia również doceniają to, co dla nich zrobiła; wszakże, gdyby nie pojawiła się na czas, ich także spotkałby marny los.
Kyra zapatrzyła się na truchło dzika, kołyszące się w rytm ich kroków i posmutniała; chciała, by jej bracia zostawili zwierzę na polanie, tam gdzie jego miejsce. To było przeklęte zwierzę, nie pochodziło z Volis i nie powinno się go tutaj przynosić. Zabrany z Cierniowego Lasu, stanowił zły omen, zwłaszcza w przededniu Zimowego Księżyca. Przypomniała sobie słowa starego powiedzenia: uniknięcie śmierci nie czyni z ciebie bohatera. Czuła, że jej bracia niepotrzebnie kuszą los, przynosząc owoc ciemności do swojego domu. Nie mogła wyzbyć się uczucia, że sprowadzi to na nich wielkie nieszczęście.
Gdy wdrapali się na szczyt wzniesienia, ich oczom ukazała się potężna warownia i urzekający krajobraz wokół niej. Mimo że wiał silny wiatr i padał gęsty śnieg, na ten widok Kyra poczuła ciepło w sercu. Dym unosił się z kominów małych domków rozsianych po całej okolicy, zaś nad fortem majaczyła ciepła łuna pochodni. W miarę jak zbliżali się do mostu, droga stawała się coraz szersza i bardziej zadbana. Im bliżej bram się znajdowali, tym bardziej przyśpieszali kroku, chcąc znaleźć się w domu jak najszybciej. Mimo nienajlepszej pogody i późnej pory, droga usiana była ludźmi, tłumnie zmierzającymi w stronę rozpoczynającego się wkrótce święta.
Kyra nie była tym zaskoczona. Festiwal Zimowego Księżyca był jednym z najważniejszych wydarzeń w roku, dlatego wszyscy zajęci byli przygotowaniami do świątecznych obchodów. Ogromny tłum ludzi tłoczył się na moście zwodzonym. Część z nich zostawiała fort za plecami i podążała do swych domostw, by spędzić święta z rodziną, druga zaś część dokonywała ostatnich zakupów u wędrownych handlarzy i dołączała do obchodów na terenie fortu. Woły ciągnęły ciężkie wozy wypełnione towarami, a murarze walili młotami, rozbijając kamień na kolejny mur wzmacniający konstrukcję warowni. Kyra nie potrafiła zrozumieć, jak mogą pracować przy takiej pogodzie i nie odmrozić sobie rąk.
Gdy weszli na most, Kyra, ku swojemu przerażeniu, dojrzała stojących w pobliżu bramy Gwardzistów Lorda, żołnierzy służących pod dowództwem Lorda Gubernatora, namiestnika Pandezji na terytorium Escalon. Wyróżniali się z tłumu swymi charakterystycznymi szkarłatnymi zbrojami. Widok ten napawał ją oburzeniem. Obecność Gwardii Lorda była uciążliwa w każdej sytuacji, szczególnie jednak w święto Zimowego Księżyca, gdy z pewnością pojawili się tu, by wyłudzać od jej ludzi łapówki i ofiary. Myślała o nich jak o padlinożercach, zbirach i padlinożercach przebranych w arystokratyczne stroje, którzy dorwali się do władzy po inwazji Pandezji.
Winę za obecny stan rzeczy ponosił ich poprzedni Król, który to w chwili słabości poddał całe Królestwo. Zhańbiony lud, musiał teraz ulegać tym ciemiężcom na każdym kroku. Doprowadzało to Kyrę do wściekłości. Jej ojca i jego wspaniałych wojowników zrównano statusem ze zwykłymi chłopami. Rozpaczliwie chciała, by jej lud powstał do walki o wyzwolenie, by odważył się zrobić to, na co nie starczyło odwagi ich Królowi. Ale wiedziała też, że jeśli sprzeciwią się teraz, ściągną na siebie gniew całej armii Pandezji. A w chwili obecnej mieli niewielkie szanse na zwycięstwo.
Gdy ruszyli mostem ku bramie, na ich widok ludzie zatrzymywali się zszokowani i palcami wskazywali na dzika. Jej bracia pocili się pod jego ciężarem, dyszeli i sapali. Wojownicy i zwykli mieszkańcy odwracali się za nimi nie mogąc nadziwić się ogromnej bestii. Zauważyła również kilka podejrzliwych spojrzeń ludzi, którzy tak jak i ona zastanawiali się, czy nie jest to aby zły omen.
Wszyscy jednak patrzyli na jej braci z podziwem.
– Zacna zdobycz! – zawołał jakiś chłop, prowadząc swego woła wzdłuż ulicy.
Brandon i Braxton promienieli dumą.
– Można by tym nakarmić pół dworu – ocenił rzeźnik.
– Jak tego dokonaliście? – zapytał rymarz.
Dwaj bracia wymienili spojrzenia, w końcu Brandon uśmiechnął się do mężczyzny.
– Odwagą i celnym okiem – odpowiedział śmiało.
– Nigdy nie wiadomo, na co natkniesz się w lesie – dodał Braxton – Czasem trzeba zaryzykować.
Ludzie zaczęli klaskać i klepać ich po plecach z uznaniem, Kyra zaś trzymała język za zębami. Ona nie szukała poklasku – i bez tego wiedziała, czego dokonała.
– To nie oni zabili tego dzika! – zawołał Aidan, oburzony.
– Zamknij się – wycedził przez zęby Brandon – Jeszcze chwila i powiem im wszystkim, że posikałeś się w spodnie ze strachu.
– Ale przecież tak wcale nie było! – protestował Aidan.
– Myślisz, że prędzej uwierzą tobie czy nam? – uśmiechnął się szelmowsko Braxton.
Brandon i Braxton roześmiali się, a Aidan spojrzał na Kyrę, nie wiedząc co począć.
Pokręciła głową.
– Szkoda nerwów – powiedziała do niego – Prawda i tak wyjdzie na jaw.
Im głębiej wchodzili w tłum, tym trudniej było im przeciskać się pomiędzy stłoczonymi ludźmi. Pochodnie, oświetlające most od góry i od dołu, tworzyły wyjątkową atmosferę. W miarę zapadania zmierzchu emocje w ludziach wciąż narastały i nie mógł już ich ugasić nawet padający z nieba gęsty śnieg. Uniosła głowę, a jej serce napełniło się radością, gdy przed sobą ujrzała ogromną, kamienną bramę fortu, obstawioną z obu stron przez wojowników ojca. Na co dzień wejścia do warowni strzegła żelazna krata, na tyle masywna, by powstrzymać nawet najpotężniejszego wroga przed wtargnięciem. Teraz kratownica była otwarta, lecz wystarczył jeden dźwięk rogu, by w ciągu kilku sekund zatrzasnęła się przed najeźdźcą. Brama wysoka była na trzydzieści metrów, a nad nią, wzdłuż całej twierdzy, ciągnęła się szeroka kamienna platforma z regularnie rozstawionymi wąskimi strzelniczymi okienkami, z których łucznicy mogli czuwać nad bezpieczeństwem obywateli. Volis było wyjątkowo okazałą twierdzą, Kyra zawsze czuła dumę na myśl o niej. A tym, co napawało ją jeszcze większą dumą, byli ludzie – najlepsi wojownicy z całego Escalonu. Jej ojciec przyciągał ich jak magnes. Teraz ściągali do Volis po tym, jak rozjechali się na wszystkie strony świata po kapitulacji Króla.
Kyra i doradcy ojca wielokrotnie próbowali przekonać go, by obwołał się nowym królem, on jednak kręcił tylko głową i odpowiadał, że ten los nie jest mu pisany.
Gdy zbliżali się już do bram, kilkunastu wojowników na koniach opuszczało właśnie fort, udając się w kierunku poligonu, otoczonego niskim, kamiennym murem. Tłumy rozstępowały się przed nimi, a serce Kyry zabiło szybciej. Pola treningowe były jej ulubionym miejscem. Mogła całymi godzinami przyglądać się potyczkom wojowników, studiować każdy ich ruch, jak ujeżdżają konie, władają mieczami, rzucają oszczepami i zadają ciosy kiścieniem. Ci mężczyźni ruszali na ćwiczenia, mimo zapadającego zmroku i śnieżnej zamieci, nawet w przededniu ich największego święta. Pragnęli trenować, stawać się coraz lepszymi. Woleli być na polu bitwy niż świętować СКАЧАТЬ