Star Force. Tom 11. Zagubieni. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Force. Tom 11. Zagubieni - B.V. Larson страница 17

Название: Star Force. Tom 11. Zagubieni

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: Star Force

isbn: 978-83-66375-03-1

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Ulepszyliśmy zestaw czujników, kapitanie, ale…

      – Proszę mi oszczędzić szczegółów. Chcę sprawdzić ten statek, który właśnie się pojawił.

      – Statek? Nic mi nie wiadomo o żadnym statku.

      Rozmasowałem sobie czoło, nie mogąc nadziwić się niedomyślności naukowców. Przecież ogłoszono gotowość bojową.

      – Nieustraszony, przekaż wszystkie odczyty z czujników do laboratorium i powtarzaj tę czynność w każdej sytuacji podwyższonego ryzyka. Doktorze, proszę rzucić okiem i niech pańscy ludzie spróbują rozgryźć, z czym mamy do czynienia. Chcę wiedzieć, jak to coś działa: jaki ma napęd, sensory, uzbrojenie, załogę i budulec, wszystko. Możemy w każdej chwili wystartować, więc zostańcie na stanowiskach.

      – Tak jest, sir. I jeśli wolno mi dodać…

      Zerwałem połączenie, zanim zdążył się rozgadać.

      – Daj mi Hoona – rzuciłem.

      – Tu Hoon. Mów krótko i do rzeczy.

      – Profesorze, zakładam, że jesteś świadomy zaistniałej sytuacji? – Wiedziałem, że Skorupiak dysponuje w swojej wypełnionej wodą kajucie ciągłym dostępem do danych z okrętowych czujników i choć jego maniery pozostawiały wiele do życzenia, miałem spore zaufanie do jego intelektu. Większe, niestety, niż do zdolności ludzkich naukowców.

      – Tak – odpowiedział przez translator.

      – Jakieś pomysły?

      – To nie czas na pomysły. Ja mam wnioski – odparł cierpko. – Dedukuję, że statek zjawił się w reakcji na jakieś zdarzenie, prawdopodobnie zainicjowane przez niedawne działania robota Marvina.

      – Jakie działanie mogło go tu ściągnąć?

      – Istnieje zbyt wiele zmiennych, by obliczyć prawdopodobieństwo, ale intuicja podparta wiedzą podpowiada mi, że chodzi o samoreplikujący się program, który Marvin uwolnił w Kwadracie.

      Świetnie. Tego właśnie się obawiałem.

      – Co jeszcze podpowiada ci intuicja podparta wiedzą?

      Zamiast speszyć się moim sarkazmem, Hoon powiedział protekcjonalnie:

      – Oprócz tego, że priorytetem numer jeden powinno być przetrwanie? Cóż, po raz pierwszy w historii widzimy coś, co może być statkiem Pradawnych, więc nie róbmy sobie z niego wroga, dobrze?

      – Postaramy się.

      – Biorąc pod uwagę fakt, że Kwadrat prawdopodobnie jest częściowo zakopaną jednostką o podobnej konstrukcji i funkcji, podejrzewam, że nowo przybyły statek ma zamiar w jakiś sposób na niego wpłynąć: aktywować go, dezaktywować, skopiować dane z jego pamięci, a może zrobić coś jeszcze innego.

      – Dodatkowy powód, żeby stąd spieprzać. Dziękuję, profesorze.

      – Proszę bardzo, młody Riggsie. Mój intelekt to najbardziej pomocna rzecz, jaką dysponujesz, więc cieszę się, że robisz z niego dobry użytek. – Po tych słowach zakończył połączenie.

      Ciekawiło mnie, czy przypadkiem przekleństwem wszystkich kapitanów nie jest to, że wszyscy wokół uważają się za bystrzejszych od szefa. W swoich specjalnościach pewnie są, ale zadanie dowódcy polega na tym, by wszystkie te świetne porady połączyć w jedną słuszną decyzję.

      A przynajmniej nie fatalną.

      – Kapitanie – odezwał się jeden z wachtowych, przyciskając palcem tkwiącą w uchu słuchawkę – generał Sokołow chciałby z panem mówić.

      Ze złością uniosłem ręce.

      – Czemu nie? Przecież nie mam nic innego do roboty. Dajcie go.

      – Kapitanie Riggs, musi mnie pan wypuścić z tej celi – z głośnika dobiegł głos Sokołowa.

      – Nie celi, tylko kajuty, i nigdzie się pan stamtąd nie rusza. Jeszcze tego mi brakuje, żeby kręcił się pan po okręcie.

      – Protestuję, kapitanie Riggs. To nie przystaje do mojego stopnia i statusu – obruszył się.

      – Pański stopień i status nie zostały jeszcze potwierdzone, generale. Do tego czasu musi pan znieść pewne niedogodności.

      Na chwilę zamilkł, ale się nie rozłączył.

      – Kapitanie Riggs, dysponuję informacjami o statku Pradawnych. Informacjami, których pan rozpaczliwie szuka.

      – A skąd pan w ogóle wie o statku?

      – Ludzie gadają. Nie ma się co dziwić, że załoga nie rozmawia o niczym innym.

      „Nie ma się co dziwić” – powtórzyłem w myślach. Nie istnieje bardziej niepowstrzymana rzecz niż plotka, zwłaszcza wśród marines, którzy czekają znudzeni, aż coś się wydarzy.

      – Dobra, proszę mi dać swojego ochroniarza.

      – Chciał pan powiedzieć „strażnika”?

      – Wszystko jedno, niech mi pan da z nim porozmawiać.

      Poinstruowałem marine, żeby zaprowadził generała na mostek. Uznałem to za mniejsze zło, bo nie chciałem opuszczać centrum dowodzenia, gdy w pobliżu znajdował się statek Pradawnych.

      Od progu skinąłem na Sokołowa, żeby poszedł ze mną do bocznej salki.

      – Dobra, słucham – powiedziałem, gdy tylko zamknąłem za nim drzwi.

      – Kapitanie… – zaczął z cierpliwą pobłażliwością.

      – Nie zniosę już traktowania z góry, generale. Okrętowi zagraża poważne niebezpieczeństwo. Jeśli ma pan jakiekolwiek pojęcie o wojskowości, to wie, że jestem tu pierwszym po Bogu. Nawet dla pana. Radzę szybko przejść do rzeczy, bo zostanie pan sam na powierzchni z hermetycznym namiotem i racjami na tydzień.

      Sokołowowi zrzedła mina. A nawet więcej – najwyraźniej przekroczyłem jakąś granicę i zrozumiałem, że mi tego nie wybaczy. Może byłem za ostry, może niepotrzebnie uciekłem się do gróźb, ale moją cierpliwość nadwyrężyli nadęci jak primadonny specjaliści. Cóż, nie miałem czasu się tym przejmować.

      – Próbuję wam pomóc, kapitanie Riggs – mimo wszystko odpowiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie zdążyłem skończyć swojej historii, a są jeszcze rzeczy, które musi pan wiedzieć.

      Sprawdziłem godzinę i powiedziałem łagodniej:

      – Mamy siedem minut, może trochę więcej. Proszę zacząć od najważniejszych informacji.

      – W porządku. Kiedy podążyliśmy za flotą makrosów przez pierścień nad piątą СКАЧАТЬ