Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 9

Название: Krew sióstr. Złota

Автор: Krzysztof Bonk

Издательство: Автор

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-8166-074-7

isbn:

СКАЧАТЬ miejsce złożył na kobiecych wargach namiętny pocałunek.

      Z kolei kobieta po skończonym całusie zasłoniła swe usta brzoskwinią, chcąc skryć figlarny uśmieszek. Ten pojawił się z tego powodu, że jej ostatnie wieści były czystą fantazją. Wszak skoro jej ukochany wręcz tonął w samozadowoleniu od tej zmyślonej historyjki, to postanowiła nie pozbawiać go radości i nie korygować wypowiedzi, wyjawiając, iż ta była tylko niewinnym żartem. Zamiast tego przymilnie oświadczyła:

      – Muszę chyba częściej raczyć cię plotkami szerzonymi na ulicach stolicy. Toż to chyba dla ciebie najlepszy afrodyzjak?! – zakończyła krzykliwie uszczęśliwiona Pomarańcza. Potem stonowała emocje i jakby w tajemnicy zapytała: – Myślisz, że ta bursztynowa żmija naprawdę mogła mieć swój udział w zgubie męża? A może nie dogodził jej w łożu i rzuciła na niego klątwę, urok? – pisnęła odkrywczo i nie oczekując odpowiedzi, przeciągnęła się na ławie niczym pomarańczowa kotka. Zaś powracając do degustacji owoców, z pańską manierą oznajmiła: – Nic to, grunt, że my mamy siebie nawzajem, najdroższy, a inni niech tam się między sobą żrą i pożerają, nie dbam o to. W końcu wielka księżna obiecała ci w przyszłości namiestnictwo w królestwie i tego się wypada trzymać. A… pisała coś ostatnio, ta Alabaster? – Lady zerknęła uważniej na palatyna. Ten spokojnie odparł:

      – Biały gołąb przyniósł list. Ponoć wielka księżna szykuje się do dłuższej wyprawy morskiej na wschód, więc pewien czas będzie milczała.

      – Ma zamiar płynąć… ze wschodu na wschód? – Na dobre zdziwiła się Pomarańcza. – Przecież tam nic nie ma, nic poza słoną wodą. Może ta władczyni oszalała od nadmiaru śniegu i zimna wokół, przez co alabastrowy legion należy już tylko do ciebie?! – Zatrzepotała płomiennymi rzęsami.

      – Czas pokaże, co się wydarzy… – odpowiedział filozoficznie Oranż. Choć uczynił to z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Zaś lady podchwyciła:

      – Ów czas… przede wszystkim powinniśmy spędzać razem. Dlatego cieszy mnie niezmiernie, że należysz obecnie do złotej rady i więcej bywasz w stolicy. Toż nie zniosłabym już z tobą dłuższej rozłąki! Poza tym świat jest pełen niebezpieczeństw, grasują po nim jakieś drapieżne Srebrne, wrrr… – Pomarańcza niczym kocica wysunęła przed siebie naprężoną dłoń i udała, że drapie Oranża po ciągle jątrzącej się ranie na torsie. Później dla odmiany złożyła dłonie, jak do słonecznej modlitwy i rezolutnie rzuciła: – Za nic bym tego nie ścierpiała, gdybyś skończył tak żałośnie, jak Złoty. Ciekawe czy dzicy zgodnie z naszą tradycją spalili jego ciało, oddając duszę słońcu. Bo nie sądzę. Podejrzewam raczej, że go zjedli i jeszcze im smakował. Wiadomo przecie, że północni to kanibale, a szczególnie gustują w złocistym lekko przyrumienionym mięsiwie. Zapewne też z książęcych kości zrobią złote ozdoby i amulety, które będzie można nabyć na czarnym rynku na pograniczu z Centralną Czeluścią. Jak myślisz? – zapytała Pomarańcza. Ale Oranż jedynie wzruszył ramionami, ponieważ osobiście pogrążony był w świecie własnych myśli.

      Dumał nad tym, że może rzeczywiście nadarzała się właśnie należyta sposobność, aby uwolnić się spod zwierzchniej władzy Alabaster i zawrzeć strategiczne małżeństwo z księżną Bursztyn. Wtedy na drodze do korony oraz absolutnego władania stanąłby mu tylko stary Tycjan. Z kolei po jego rychłej śmierci wystarczyłoby o coś oskarżyć Ozłona, o cokolwiek, i wygnać go z kraju. Wszak wydawało się to aż nazbyt proste. W związku z powyższym Oranż postanowił wszystko jeszcze gruntownie przemyśleć. A równocześnie poczekać na dalszy rozwój wypadków, samemu roztropnie nie przyspieszając biegu wydarzeń, które mogłyby jego samego pochłonąć.

      Tymczasem zerknął na ciągle trajkoczącą Pomarańczę. Ta z wielkim przejęciem prawiła akurat o tym, że wielka księżna Alabaster, płynąc ciągle na wschód, wreszcie dotrze do końca oceanu i spadnie w gwiezdną przepaść. Albowiem według lady znany wszystkim świat był tak naprawdę półmiskiem wypełnionym wodą, w którym to pływała siedmiobarwna kluska pod postacią kontynentu Unton. Natomiast owo naczynie podtrzymywały od dołu legendarne siostry krwi w liczbie siedmiu. Trwały one w bezruchu z nieustannie uniesionymi rękoma i opierały dłonie o spód naczynia. Jednakże te dziewczyny nie miały się, kiedy umyć i strasznie śmierdziało im spod pach, a szczególnie szarej damie, która się pociła w grubym futrze. Przez to stojąc tuż koło siebie i wąchając się nawzajem, siostry nieraz fukały, to kichały. Wówczas na oceanie powstawały fale tsunami lub na kontynencie trzęsienia ziemi. Wszak w wyniku dziewczęcych chrząknięć czy prychnięć pojawiały się też trąby powietrzne, zaćmienia słońca, czy śnieżne zamiecie. Na szczęście, czy też raczej nieszczęście, taka sytuacja według lady nie miała trwać wiecznie. Ponieważ w końcu pośród siódemkę dziewcząt zawita czerwony demon. Przechwyci on pod półmiskiem podróżujące wokół niego słońce i tam je usidli. W ten sposób zapadnie wieczna noc, a woda w naczyniu, czyli ocean, od promieni słonecznych od spodu się zagotuje. Zaś pływająca kluska, mianowicie kontynent Unton, zostanie ugotowany. Wraz z nim taki sam los spotka wszystkie ziemskie i wodne istoty. Z kolei te latające ugotują się na parze. Natomiast półmisek z przyrządzoną tak strawą siostry krwi zaniosą wspólnie swym boskim rodzicom, jako wykwintną wieczerzę do spożycia w świetle gwiazd.

      Po wysłuchaniu z powagą chyba najbardziej niedorzecznej historii o końcu świata, autorstwa zapewne samej Pomarańczy, Oraż musiał dla otrzeźwienia kilka razy dobrze potrząsnąć głową. Następnie spróbował powrócić myślami do bardziej przyziemnych spraw.

      Pomyślał o tym, że jego małżeństwa z księżną Bursztyn lady niewątpliwie nie przyjęłaby zbyt dobrze. Ponieważ sytuacja, w której palatyn nie wziąłby z Pomarańczą ślubu, raczej przekraczała jej, skąd inąd, niezwykle bujną wyobraźnię, tudzież zdolność pojmowania. Jednak ofiary w drodze po wpływy były nieuniknione. Miał tego świadomość już od momentu, kiedy kilka lat temu przyjął niezwykłą propozycję wielkiej księżnej Alabaster, jednocześnie dyskretnie pozbywając się swego brata, który także był kandydatem do przewodzenia alabastrowym zaciągom w królestwie. Wtedy, będąc niemal nikim, Oranż nagle stał się kimś i to naprawdę znaczącym. Na dobre posmakował władzy, a widząc ku temu sposobność, zapragnął wynieść swój ród na szczyt.

      Snując takie rozważania i ciągle jeszcze pod wpływem monumentalnych opowieści lady, sam pokusił się o wspominki kawałka historii umęczonego kontynentu Unton. Mianowicie wspomniał genezę swej arystokratycznej rodziny Oranżystów o niezbyt głębokich korzeniach rodowych.

      Otóż w ubiegłym wieku, w tak zwanej dekadzie kasztanowo-złotego szaleństwa, ówczesny prezydent republiki oraz złota królowa nieoczekiwanie dla wszystkich wzięli ślub. Stanowiło to prawdziwy szok, bo oba władztwa żyły praktycznie w izolacji i względem siebie nieufne miały nawet nawzajem zamknięte granice. Jednak jak się okazało nie serca swych przewodników. Albowiem wspomnianą parę połączyła ponoć nie polityka, a zapałała ona do siebie szczerym uczuciem – miłością. W konsekwencji najwyższy przedstawiciel republiki został nazwany przewrotnie Złotym Prezydentem, a władczyni Kasztanową Królową. Oni natomiast, aby usankcjonować w oczach poddanych swój związek, który w żadnej z ojczyzn nie cieszył się uznaniem, wprowadzili restrykcyjny dekret nakazujący mieszane małżeństwa pomiędzy arystokratami z republiki oraz królestwa. Niedługo potem zakochana para padła ofiarą spisku i została zgładzona w zamachu na ulicach królewskiej stolicy. Zaś motłoch dosłownie rozerwał ciała małżonków na strzępy. Tym sposobem wielka miłość zrodziła z siebie wielką nienawiść, która przyniosła szybki kres idei łączenia narodów. Wszak z zaaranżowanych wtedy mieszanych związków narodziły się dzieci i tak powstały nowe rody. Wśród nich te zamożniejsze СКАЧАТЬ