Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk страница 7

Название: Krew sióstr. Złota

Автор: Krzysztof Bonk

Издательство: Автор

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-8166-074-7

isbn:

СКАЧАТЬ się zupełnie poważnie Bursztyn.

      – Ależ wszystko! – Królewska córka w szczerym zachwycie wyrzuciła w górę ramiona. Jej przyjaciółka popatrzyła na nią z pewną zazdrością i zapytała:

      – Dlaczego taka jesteś?

      – Jaka?

      – Przecież wiesz… dobra, świetlista, zawsze uśmiechnięta, życzliwa. Słowem… szczęśliwa cokolwiek by się nie działo.

      – Ponieważ… – Złota powiedziała jakby w tajemnicy, nachyliła się nad baronową i gromko wypaliła: – Kocham wszystkie świetliste istoty świata! Kocham!

      – Ja kocham tylko twojego brata… – mruknęła w odpowiedzi Bursztyn.

      – A nieprawda. – Z uśmiechem na ustach droczyła się księżniczka.

      – Więc niby jeszcze kogo? – zaciekawiła się żywo młoda baronowa.

      – Ano siebie, kochana! – krzyknęła odkrywczo Złota. – Siebie także kochasz!

      – Nie mów tak.

      – Czemu? – zdziwiła się siostra Złotego i wyjaśniła: – Miłość jest piękna sama w sobie również skierowana do własnej osoby. Więc kochaj siebie i czerp z tego garściami swe złociste szczęście, najdroższa!

*

      „Kochaj siebie i czerp z tego złociste szczęście”… – spoglądając na swe lustrzane odbicie w zwierciadle, obecna już nie baronowa, a księżna Bursztyn wspomniała niegdysiejsze słowa królewskiej córki. Szybko jednak skończyła wspominki dawnych dyskusji z martwą na ten czas siostrą krwi. Odłożyła podręczne lusterko na komodę i rozejrzała się po swej komnacie w królewskim pałacu.

      Widokiem ociekających złotem ścian oraz sufitu zdobionych misternymi płaskorzeźbami słońc i świetlistych pejzaży próbowała koić zmysły. Dłuższy czas skupiła uwagę na złotej klatce z kanarkami i fikuśnym żyrandolu z kryształów, który przypominał nieco kiść żółtych bananów poprzeplatanych szafranowymi winogronami. Wszak niebawem ponownie popatrzyła na stojących przy drzwiach gońców. Ci właśnie przynieśli jej druzgocące, a zarazem wydawałoby się niedorzeczne wieści o chwalebnej śmierci jej ukochanego małżonka.

      Otóż książę Złoty miał polec w bitwie na dalekiej północy. Bursztyn wciąż nie do końca mogła dać wiarę tej tragedii, która obracała wniwecz tyle jej starań. Przede wszystkim zaś sprawiała, że jak sądziła, traciła jedyną miłość swego życia. W związku z tym z niedowierzaniem kręciła głową, to w jej bursztynowych oczach znów stawały łzy. Wówczas jakby próbując schować przed światem swój dojmujący ból, zakrywała wykrzywione grymasem smutku lico zwierciadłem.

      Aż wreszcie zdając sobie sprawę z nieuchronności przekazanych jej wieści, cisnęła o złocisty parkiet lusterkiem, rozbijając je w drobny mak. Albowiem ostatecznie dotarło do niej, że przed dławiącą rozpaczą z powodu straty niedane jej będzie się nigdzie skryć. Przetarła rękawem sukni załzawione policzki, po czym rzuciła w kierunku przybyłych z północy mężczyzn kilka złotych monet i syknęła:

      – Wynoście się stąd, natychmiast i idźcie rozgłaszać w mieście, że książę Złoty poległ śmiercią największego bohatera od czasów króla Arrasa Złotego Zdobywcy. Zaś jego ostatnimi słowy na polu bitwy były te o miłości skierowane do ukochanej małżonki.

      Wkrótce księżna została w komnacie sama. Jej poczucie smutku i niedowierzania zastąpiła dojmująca pustka. W niej pojawiały się takie myśli, że to nie kto inny, jak ona sama wysłała męża na straceńczą wyprawę na północ. Jednak nie rozumiała wojny, przez co żegnała Złotego przekonana, iż ten jedzie jedynie po chwałę i sławę. Ich zdobycie natomiast było wielce wskazane, aby w przyszłości, już jako królewska para, zaskarbić sobie miłość ludu i zostać wyniesionym wyżej niż dawniejsi władcy.

      A teraz? To wszystko było już bezpowrotnie stracone, tak po prostu. Ot, istniał obiekt miłości, tylu dążeń, poświęceń oraz pragnień, lecz nagle odszedł, pozostało po nim tylko wspomnienie. I należało się z tym pogodzić. Tak podpowiadał rozum. Wszak serce nie chciało tego zaakceptować i wciąż pozostawało rozdarte. Czym więc wypadało się teraz kierować – sercem, czy raczej rozumem?

      „Kochaj siebie i czerp z tego złociste szczęście”. Podczas długiego przebywania w komnacie słowa te nabierały dla księżnej zupełnie nowej wagi i pełniejszego znaczenia. Ponieważ z czasem uświadomiła sobie, że na świecie nie pozostał obecnie już nikt, poza nią samą, kogo rzeczywiście mogłaby darzyć miłosnym uczuciem. A skoro tak, to wreszcie zdecydowała, iż nie zatraci się w smutku i bólu po stracie, jako wdowa, a poszuka spełnienia właśnie w umiłowaniu własnej osoby – tak oto zatriumfował rozum.

      Po trzech dniach od wizyty gońców księżna przywdziała najciemniejszą z posiadanych sukien, czyli adekwatną do przeżywanej żałoby, będącą w kolorze ciemnego bursztynu. Ponadto zdjęła całą biżuterię, a twarz przysłoniła złocistym welonem. Wówczas postanowiła opuścić swą komnatę, na dobre pozostawiając w niej smutek.

      Za drzwiami przywitały ją służki. Niektóre z nich trzymały dla swej pani tace z wyszukanym jedzeniem inne dzbanki z napojami i nektarami, a jeszcze inne kanarkową wodę do obmycia rąk oraz twarzy. Lecz księżna wyminęła bez słowa służące, udając się wprost na pobliski taras.

      Z usytuowanego wysoko pałacowego balkonu popatrzyła na południowo-zachodnią panoramę miasta – zarys portu i bogatą dzielnicę arystokratów. Zauważyła, że pomimo śmierci Złotego królewska stolica zdawała się żyć własnym życiem. Daleko z okolic doków dochodziło donośne dęcie w rogi obwieszczające odpływanie oraz cumowanie kolejnych statków. Gdzieś pomiędzy pałacykami przechadzały się wystrojone damy z wymuskanymi młodzieńcami. Dało się też zauważyć niespiesznie jadące złociste karoce, czy grupki miejskich strażników w połyskujących zbrojach. Było ciepło i słońce sunęło niespiesznie ku zachodowi, zupełnie jak wtedy, gdy złoty książę jeszcze żył i miłość księżnej do niego także była intensywna oraz żywa. Lecz najwyraźniej świat nic sobie nie robił z książęcej śmierci. Nie rozpaczał, zalewając królewską stolicę rzęsistym deszczem, nie darł szat, rozdzierając przestrzeń błyskawicami i nie zawodził porywistym wichrem.

      W pierwszym momencie księżnej ciężko było to zaakceptować. Fakt, że atmosfera w mieście nie współgrała z tą bolesną i wielce żałobną, jaka dopiero co była jej własnym udziałem. Albowiem jeszcze pogłębiało to poczucie jej osamotnienia. Aczkolwiek skoro tak właśnie się sprawy miały, to utwierdziła się w przekonaniu, że czas ostatecznie osuszyć łzy i spojrzeć odważnie w przyszłość, aby zadbać o własne interesy. Oto bowiem nagle została wdową, co z jednej strony zmniejszało jej status, lecz z drugiej stwarzało też możliwości. W końcu mogła znowu poszukać sobie męża o znaczącej pozycji bądź, co obecnie bardziej ją kusiło, użyć swego czaru oraz wpływów, by manipulować mężczyznami.

      Myśląc tak, zdjęła z twarzy żałobną chustę i powitała na licu przyjemne promienie słońca. Odetchnęła głębiej ciepłym, suchym powietrzem, po czym powróciła na ozłocone korytarze królewskiego pałacu. Przed drzwiami komnaty, którą niedawno opuściła, pstryknęła palcami w kierunku służebnych kobiet trzymających misy z wodą i wskazała przed siebie. Był to gest sugerujący, że zamierzała wziąć kąpiel. Dlatego służki położyły naczynia na złocistej posadzce СКАЧАТЬ